10. Kto jest za, a kto przeciw

HAILEY

Zaparzyłam sobie porcję świeżej i aromatycznej kawy, po czym wygodnie zasiadłam za biurkiem. Włączyłam komputer i zalogował się do poczty. Odebrałam maile od mojego informatora. Dokładnie prześledziłam ich treść, układając sobie w myślach słowa, które miały tworzyć najnowszy artykuł. Śledztwo powoli zmierzało ku rozwiązaniu. Ludzie mieli się dowiedzieć, co było powodem śmierci Sarah.

Otworzyłam nowy plik w Wordzie i zaczęłam pisać. Od dawna nie miałam takiej weny. Słowa same wychodziły mi spod palców. Po około godzinie z przerwami na kawę, siku i research miałam prawie gotowy artykuł. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam zastanawiać się nad odpowiednim zakończeniem.

Byłam dumna z siebie. Pierwszy raz robiłam coś pożytecznego i całkiem mi to wychodziło. Moje pierwsze dziennikarskiej śledztwo – i to od razu z grubej rury. Jednak dostarczało mi to sporej dawki ekscytacji, która tłumiła poczucie strachu, a nawet czasami zdrowy rozsądek.

Sprawdziłam artykuł dwa razy, po czym przesłałam go Trudy, żeby mogła go opublikować. Upiłam dwa ostatnie łyki zimnej już kawy. Ohyda.

Z zaciekawieniem zerknęłam na twarz Trudy, która uważnie studiowała moje nowe dzieło. Z każdym akapitem coraz bardziej marszczyła czoło, a na jej twarzy zagościł grymas. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. To nie tak miało wyglądać. Easton powinna zachwycić się moją pracą! Przez chwilę miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

– Isaac, pozwól na chwilę! – zawołała naszego współpracownika, który zapewne planował kolejną podróż. Thruston wyjął ołówek z ust i podjechał krzesłem pod biurko Trudy. – No zobacz tylko. – Teatralnie wskazała na ekran komputera.

Cały czas siedziałam, jak na szpilkach. Mimika Isaaca wyrażała jedynie skupienie. Nic poza tym. Nic, co mogłoby mi pomóc poznać jego opinię.

– Igrasz z ogniem, Hailey – rzucił po skończeniu lektury. Przysunął się bliżej mnie. – Nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było opublikowanie tego. Przynajmniej nie w takiej formie.

Pokręciłam głową. Wiedziałam że nieco ryzykuję, jednak mimo to ludzie powinni znać prawdę.

– Dziękuję wam za troskę, ale obejdzie się – oburzyłam się. – Artykuł pozostanie w takiej formie. Nasz sponsor na pewno się na to zgodzi.

Z trudem przełknęłam ślinę. Nikt poza Mercy nie wiedział, że pieniądze na rozwój naszego portalu przekazuje nam mój ojciec. Ale czy ten fakt coś zmieniał? William i tak zbytnio się mną nie interesował. Zapewne zgodziłby się na jakikolwiek przynoszący profit artykuł.

– O czym tak dyskutujecie? – spytała wchodząca do pomieszczenia Mercy. Odwiesiła płaszcz na wieszaku, po czym usiadła na blacie mojego biurka.

Trudy spiorunowała ją wzrokiem. Nie podobało jej się, że Langley zbyt nonszalancko podchodzi do życia.

– Twoja przyjaciółka chce opublikować szczegółowy artykuł dotyczący śmierci tej młodej dziewczyny – streściła jej karcącym tonem.

Mercy pokiwała głową na znak przyjęcia informacji.

– Rozmawiałaś o tym z Calderem?

Jej jedno krótkie pytanie sprawiło, że zaniemówiłam. Czy rozmawiałam z Calderem? Oczywiście, że nie. Nawet nie rozważałam takiej opcji. Dlaczego? Doskonale wiedziałam, że się wkurzy – tak samo jak to zrobił po pierwszym artykule. Był całkowicie przeciwny temu, żebym miała cokolwiek wspólnego z tą sprawą. Nawet mu się nie dziwiłam. Martwił się. Aczkolwiek, czy przypadkiem przez to nie przestał myśleć racjonalnie? Owszem, w pobliżu grasował morderca. Tylko że ja jedynie relacjonowałam wydarzenia. To policja zajmowała się szukaniem sprawcy – nie ja (chociaż poniekąd chciałam). Jak na razie nie miałam się czego obawiać.

– Nie zamierzam go pytać o zdanie – odpowiedziałam po chwili. – Wiem, co robię. Ludzie, to są tylko informacje. Przecież nawet nie próbuję ustalić rysopisu tego mordercy.

– Mimo wszystko uważaj – ostrzegła mnie Mercy, zeskakując z biurka. Trudy przerwała swoją pracę i zaczęła bacznie się jej przyglądać. Dziewczyna zabrała się za przyrządzanie kawy. – Nigdy nie wiesz, kto to czyta. Ten gość może mieć nieźle zrytą psychikę.

– Na pewno ma – prychnęła Trudy. – Dlatego nie powinnaś publikować tego artykułu. Zostaw to, dziewczyno, i zajmij się czymś innym.

Przewróciłam oczami i westchnęłam. Jak zawsze każdy wiedział lepiej niż ja.

Kątem oka zerknęłam na zegarek. Za niecałą godzinę mieli wrócić Lucie i Gary. Któreś z nich musiało mnie poprzeć. Do tego czasu postanowiłam, dla świętego spokoju, zająć się czymś innym. Zaczęłam pisać kolejny artykuł – tym razem o zupełnie innej tematyce – ale poddałam się po stu słowach. Zaparzyłam sobie herbatę jaśminową i zabrałam się za przeglądanie wiosennej kolekcji kilku sieciówek, które miały swoje sklepy w lokalnym centrum handlowym.

Gary i Lucie wrócili z niewielkim opóźnieniem. Wywiad chłopaka się przeciągnął, a później Fleur zabrała go na lunch. Ale nie mogłam narzekać. Zawsze sumiennie wypełniali swoje obowiązki. Byli w tym najlepsi. Mogłam się cieszyć, że należeli do mojego zespołu.

– Lucie, mogę cię na chwilę poprosić? – zwróciłam uwagę blondynki, która zaczęła się rozpakowywać.

Założyła włosy za uszy, odłożyła torebkę i podeszła do mojego biurka. Otworzyłam odpowiedni plik i poprosiłam, żeby go przeczytała. Uważnie skupiła się na tekście, dokładnie go analizując. Potakiwała co jakiś czas głową i przygryzała dolną wargę.

– Odwaliłaś kawał dobrej roboty – przyznała, klepiąc mnie po ramieniu. – Mam nadzieję, że to wyląduje na głównej.

Uśmiechnęłam się triumfalnie. Miałam już jednego sojusznika. To zawsze coś.

– Słyszałaś, Trudy?

Kobieta westchnęła ciężko i zaprzestała na moment pisać. Posłała mi jedno z tych swoich matczynych spojrzeń i oznajmiła troskliwym tonem:

– Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie bierz mojego zachowania za jakiś atak.

Czułam się przez chwilę jak małe dziecko, które zjadło zbyt dużo cukierków i zostało przyłapane na gorącym uczynku. Próbowałam zrozumieć Trudy, ale nie mogłam. Ambicja za bardzo mi na to nie pozwalała. W dodatku wiedza, że ktoś podziela moje zdanie, tylko upewniała mnie w przekonaniu, że dobrze robię.

– Gary, wypowiedz się na temat artykułów Hailey o morderstwach dwóch licealistek – poleciła mu Lucie, krzyżując ramiona na piersi. Była przekonana, że znajdzie nam nowego sojusznika.

– Ja jestem Szwajcarią! – zawołał, podnosząc ręce w geście kapitulacji.

Fleur przewróciła oczami. Nie tego się po nim spodziewała. Do tej pory był jej nadzwyczaj lojalny.

– Gary... – skarciła go.

– Daj spokój. – Złapałam ją za ramię. – Wystarczy, że ty mnie popierasz. To nawet więcej niż się spodziewałam.

Odwdzięczyła mi się krótkim, ciepłym uśmiechem.

Do tej pory nie sądziłam, że kiedykolwiek pomyślę o Lucie inaczej niż w kategorii konkurencja. Zawsze to ona najbardziej mi „zagrażała". Na studiach, a nawet teraz w pracy – portalu, który to ja założyłam. Zazdrościłam jej tego oraz podejścia do ludzi. Praktycznie każdy ją lubił. Na wielkie przyjęcia zawsze przyprowadzała swoją osobę towarzyszącą. Aczkolwiek nikt zbyt długo nie zagościł przy jej boku. Ciekawiło mnie, dlaczego. Jedynie Gary był jej wiernym przyjacielem.

– I tak zrobisz, co chcesz, bo jesteś uparta – wtrącił się Isaac. – Tylko proszę, uważaj na to, co robisz. To zawsze z początku wygląda niewinnie, a jak już się wciągniesz, to nie ma odwrotu.

Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Nie sądziłam nawet, żeby to był długofalowy problem. Humberville uchodziło za spokojne miasto. Przecież policja szybko złapie sprawcę, nie? A co jeśli nie? Nad tym nigdy się nie zastanawiałam. Jednak było już za późno. Zajęłam się sprawą i nie mogłam teraz ot tak zaprzestać. Isaac miał rację. Wciągnęłam się i już nie było odwrotu.

– Będę uważać – obiecałam przyciszonym głosem.

Trudy przewróciła oczami. Najwidoczniej już nie miała siły i ochoty dłużej ze mną negocjować.

– Niech ci będzie – westchnęła. Uśmiechnęłam się mimowolnie. – Ale na twoją odpowiedzialność, Thruston – dodała, na co oboje z Isaakiem zmarszczyliśmy czoła. – Miej na nią oko.

– Da sobie radę. W końcu jest dużą dziewczynką. Ale skoro chcesz...

Obruszyłam się. Nie potrzebowałam niańki. Zwłaszcza takiej w postaci Isaaca, który i tak w razie potrzeby nie mógłby nic zrobić.

– Poszło – obwieściła po chwili Trudy.

Nie ucieszyłam się zbytnio. Zamiast tego poczułam dziwny uścisk w żołądku. Dopiero teraz się zaczęło moje igranie z ogniem. Nie było już odwrotu. Mogłam się tylko modlić, żeby sprawca mnie oszczędził.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top