98.


Duszę się świeżym powietrzem,

Dotleniam zapachem skoszonej trawy,

Uśmiecham się, choć nie chcę,

Chyba to wchodzi mi w nawyk.


Słońce toczy walkę o dominację

Nad niebem w kolorze czystym,

Wiatr wygrywa kolejne wariacje

Słońcem, oddechem wśród liści.


Lśni cała ziemia tym swoim blaskiem,

Błyska, jak piorun, gdy burza,

Jaśnieje wśród kwiatów niebieskim brzaskiem,

Do zmroku i chwilę dłużej.


A w oczach twoich jest jeszcze jaśniej,

W odbiciu twych źrenic wręcz lśnię,

Czy mi się zdaje, czy uśmiech twój pachnie

Szalonym, zielonym bzem...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top