76.



Po ścianach skradają się cienie,

Każdy ukrywa twarz w mroku.

Ciemnością wypatrują się we mnie,

Próbuję zachować spokój...


Księżyc zerka zza okna,

Poświatą jasną i piękną.

Próbuję wyrównać oddech,

Chcę uspokoić tętno.


Niebo jest jak atrament

Rozlany na kartce papieru.

I wiatru rozbrzmiewa jęk, lament,

I znowu ciszę rozdziera.


I ciemność mnie chłodna otula

I cicho szepcze

-Do spania...

A strach, jakiego nie czułam,

Każe mi wytrwać do rana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top