67.
Nad miastem, nad zgiełkiem
Jakąś dziwną mgłą
Obrastają jęki
Wśród wyciągniętych rąk.
Z bólu zaciśnięte
Pięści, szczęki, usta,
Wraz z krzykiem zachrypniętym,
Wciąż nie może ustać.
I ciche modlitwy,
Przez niebo pominięte
W przestrzeni już znikły...
Boże, gdzie jesteś?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top