56.
Drży w uszach powietrze, niczym struny harfy,
Wiatr drzewa spienia, gałęźmi kołysze,
A z twoich ust, niemalże martwych,
Słychać wciąż prośbę, błaganie o ciszę.
Zamknęłaś oczy, niebo za jasne,
Światło oślepia, zamyka zmysły,
Kontury stają się coraz mniej wyraźne,
Jakby smugi deszczu już na nich zawisły.
Ręce do uszu przyłożyłaś mocno,
Aby nie słyszeć huku spadających kropel,
Gdy każda z nich uderza tak głośno,
Jakby całe niebo spadało z łoskotem.
I leżysz tak, bez wyrazu,
Bo dokoła tak straszno,
I tylko myśl przychodzi czasem,
Czy nie lepiej być martwą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top