166.

Jesienny wieczór, burza za oknem,

Ot, taka pora roku - deszczowa.

Ja, chociaż w domu, tak jakby moknę,

Przed gradem myśli nie mogę się schować.


I spadam chyba - z deszczu pod rynnę,

I myśl ze mnie spływa powoli, do ścieków.

Może ja z wyraz z nią cichutko spłynę,

Byle nie patrzeć w pochmurne niebo.


Może się jednak w kałuży utopię,

W końcu utopii się nie spodziewam.

Nie patrzeć na świat dręczony potopem,

Przecież i tak go już krew zalewa.


Lekka zabawa słowem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top