147.
Modlitwy zginęły w natłoku zdarzeń,
Prośby zostały niewysłuchane.
Chyba już pora przestać się skarżyć
I żyć, jak się da, choć nie da się wcale.
Przeprosin nie ma już kto wysłuchać,
Podzięki przed świtem zaczęły blednąć.
A nasze serca straciły ducha,
Nasze umysły - nadzieję jedną.
I biorę oddech, choć to nie ma sensu.
Tak naprawdę nic już nie mogę.
Krzyży nie będzie już nigdy więcej.
Już Boga nie ma, gdy każdy jest bogiem.
Cóż, wiecie, ja serio lubię komentarze.
Uznajmy, że to nie była sugestia, co?
PORA NA AUTOREKLAMĘ, KTO NIE CHCE, MOŻE JUŻ STĄD IŚĆ, NIC CIEKAWEGO JUŻ TU NIE BĘDZIE
Założyłam fp na facebooku, jakby to kogoś interesowało. Co jakiś czas będą pojawiać się wiersze, które nie pojawią się tutaj (jeden taki już tam jest), więc polecam, chyba.
"Z poezją na bakier" się nazywa.
Założyłam też bloga, który umrze po dwóch tygodniach, znając życie. Chyba że będę pisać, jest taka szansa, choć niewielka.
Będą tam wiersze (tu niestety chyba wszystkie będą się dublować), ale też moje przemyślenia, może problemy, może po prostu ja.
Jak wpiszecie "Poezja codzienności" w wyszukiwarkę, powinniście znaleźć.
Zgaduję, że i tak nikt tam nie przyjdzie, bo po co, lol.
Miłego dnia, czy coś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top