131.
Coś wisi nade mną, coś wisi nad miastem,
Czeka, aż zamknę oczy, zmęczona.
Znudzona noc czeka, aż w końcu zasnę
I odda się w końcu w mroku ramiona.
Księżyc przygląda się temu pobieżnie,
Musi wszak drugiej strony pilnować.
W nocy potwory wychodzą z mieszkań,
Przynajmniej niech ten nie dojdzie do słowa.
Gwiazdy kpią sobie srebrzystym blaskiem,
W oczy się śmieją światłem niewinnym.
W oczy wpadają, niczym garść piasku,
I idą kolejnym sądzić ich czyny.
Niebo próbuje jeszcze trochę sciemnieć
Lecz chyba już bardziej mu się nie uda.
Ma przecież księżyc, gwiazdy, choć mnie nie,
Nawet ma czystość jest trochę zbyt brudna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top