121.
Chodź, pójdziemy gdzieś w głąb miasta,
Zatracę się w zgiełku, jak kiedyś w tobie,
Odnajdę miejsca bez historii i nazwy,
Równie bezpańskie, co każdy człowiek.
Może nadam im imię, zniweczę,
Splugawię ich wolność, bo przecież mi wolno,
A potem tragedię uśmiechem zwieńczę,
By lśnił, by błyszczał w obliczu milionów.
Coś się zepsuje, niech nasze czasy stracą
Ich wzrok, nadzieję jak kara winną,
Poczekam, przestaną dla mnie coś znaczyć,
Choć, tak jak ty, będą wracać jak widmo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top