115.


Żyję już tylko uśmiechem,

Naprawdę to za nas oboje,

Wdycham tlen próbą wydechu,

Na zapas chcąc złapać go w słoik.


Ciemność wypuszczam nosem,

Drży, jak węgla dwutlenek w krtani,

Do serca leciutko ją wnoszę,

Kołyszę, aż zaśnie, aż zrani.


Cisza wygląda tu światłem,

Ucieka - zbyt ciemno, zbyt głucho,

Lecz to nie noc tu jest martwa,

To płatki bzów trochę duszą...


Chwalę się, bo mi samej się podoba, lol xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top