2.Jestem wilkiem.


Otworzyłam oczy.Przez chwilę zastanawiałam się gdzie jestem i po chwili przypomniałam sobie co było wczoraj.Wstałam i przebrałam się w swój mundurek.Dzisiaj niestety miałam iść do szkoły, więc poduczenie się wykonywania zawodu bóstwa opiekuńczego musi poczekać.Rozsunęłam drzwi i zobaczyłam obok nich Tomoe.

-Dzień dobry, Moriko- powiedział- Przygotowałem wszystko co może okazać ci się potrzebne.Choć niechętnie, od dziś będę ci służyć jako chowaniec.Każde twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.Jeśli czegoś ci brakuje daj mi znać-

-Czyli nie jesteś zły?-

-Zły?...MNIE TU ZARAZ KREW ZALEJE!- wrzasną- Ale mówi się trudno...Będziesz musiała stać się boginią godną takiego chowańca jak ja-

-Jaka tam bogini ze mnie- spuściłam głowę.Tomoe dziwnie na mnie popatrzył.

-O co ci chodzi?-

-O nic- uniosłam głowę- Nie będzie ci przeszkadzało jak pójdę do szkoły?-

-Oczywiście, że tak.Szkoła już nie jest ci potrzebna-

-I tu się mylisz.Szkoła jest mi potrzebna, a jeżeli chodzi o obowiązki bóstwa to dam sobie rade-

-Narazisz się tylko na niebezpieczeństwo- Odwróciłam wzrok.

-Komuś, komu nie zależy na życiu jest to obojętne- powiedziałam i odeszłam.Najwyraźniej zszokowały Tomoe moje słowa.Weszłam do kuchni, a tam stał Mizuki i...Kurama.

-Co on tu robi?!- zapytał Tomoe.

-A ona?- zapytał Kurama.

-Mieszkam- powiedziałam.

-Znasz go?- spytał Tomoe.

-Chodzimy do jednej klasy- odparł Kurama.

-Co te ptaszysko tu robi?- Tomoe zwrócił się do Mizuki'ego.

-Przyszedłem po prostu zobaczyć nowe bóstwo- powiedział Kurama, podchodząc do mnie- Nie sądziłem, że to będziesz ty-

-Zbliż się jeszcze bardziej, a oberwiesz kundlu- powiedziałam.Tomoe i Mizuki byli zdziwieni moją reakcją.A co, miałam być dla niego miła?

-Wygląda na to, że moja pani cię nie cierpi- powiedział Tomoe z uśmiechem.

-Pani?Jesteś jej chowańcem?!- Kurama wybuchną śmiechem.Widać, że jeszcze chwila, a Tomoe rozszarpie Kurame.

-Cicho już bądź, inaczej skończysz jak Tomoe- powiedziałam, a Kurama spojrzał na mnie z przerażeniem.

-Nie zrobisz tego- powiedział.

-Jestem zdolna do wielu rzeczy, a teraz chodź- pociągnęłam go do wyjścia.

                                                ***

Szłam razem z Kuramą do szkoły.On cały czas gadał coś o mnie i Tomoe, ale go nie słuchałam.Ciekawszy wydawał się betonowy chodnik niż paplanie tego cholernego tengu.Nareszcie dotarliśmy do szkoły.Wzrokiem szukałam mojej przyjaciółki.Gdy ją znalazłam od razu do niej pobiegłam.

-Moriko- powiedziała wesoło.

-Midori, muszę ci o czymś powiedzieć-

-Coś się stało?- zaniepokoiła się.

-Ta...-

Na przerwie powiedziałam wszystko Midori co wydarzyło się wczoraj i dzisiaj rano.

-Czyli masz facetów pod dachem- uśmiechnęła się tajemniczo.

-Z lisem nic mnie nie łączy-

-A drugi?-

-Też nie-

-Który przystojniejszy?-

-Zaraz cię strzelę-

-Tylko żartuję- poklepała mnie po plecach- Na żartach się nie znasz?-

-Kurama jest tengu-

-Co?-

-To co słyszałaś-

-To dlatego go tak nienawidzisz?-

-Byłaś wtedy przy tym jak próbował mnie wygonić z ławki.Ona jest moja i nikt nie może na niej siadać-

-Mi jakoś pozwalasz-

-I tylko tobie- wtuliłam się w przyjaciółkę.

                                              ***

Minęło kilka dni, a w świątyni wiernych brak.Rano chodziłam do szkoły, a po powrocie słuchałam wykładów Tomoe jaką to ja nie jestem ludzką dziewczyną.Przynajmniej wiedziałam, że jeszcze się nie domyślił kim jestem.

Wróciłam ze szkoły, przebrałam się w normalne ciuchy i zaczęłam odrabiać lekcje.Siedziałam tak do wieczora.

-Szkoła naprawdę jest dla ciebie taka ważna?- usłyszałam na sobą Tomoe.

-Nie do końca, ale i tak chcę do niej chodzić-

-Rozumiem, nauka jest ważna, ale świątynia też.Więc zamiast bawić się w szkołę...- wziął moją pracę domową- ...zajęłabyś się w końcu obowiązkami bóstwa- powiedział i spalił kartkę.Normalnie dałabym upust złości i mojej wilczej naturze, ale musiałam nad sobą panować.Wstałam i poszłam w stronę drzwi- Gdzie ty idziesz?-

-Na spacer- powiedziałam, starając się zapanować nad gniewem.

-Jest późno-

-Tym lepiej- wyszłam ze świątyni.Chodziłam ciemnymi ulicami, próbując się choć trochę uspokoić.Zachowanie Tomoe czasem mnie denerwowało, ale tym razem przesadził.Dotarłam do parku.Usiadłam na schodach i odpłynęłam myślami.Nagle usłyszałam ciche warczenie.Spojrzałam przed siebie.Coś kryło się w cieniu drzew.Dostrzegłam parę czerwonych ślepi.Po chwili z cienia wyłonił się potwór.Miał dwa metry wysokości i poruszał się na czterech łapach.Mogłam do porównać do rozjechanego kota...i to cztery razy.Potwór skoczył w moją stronę, a ja musiałam walczyć.Przynajmniej na czymś się wyżyje.

                                                  ***


[ Tomoe ]

Po tym jak wyszła postanowiłem za nią pójść, a ze mną Mizuki.Najchętniej bym go zostawił, ale nie miałem czasu z nim dyskutować.Szliśmy za Moriko.Nagle straciłem ją z pola widzenia.Jest taka niska, że łatwo ją zgubić.Usłyszałem ciche warczenie.Jakiś cień przemkną w oddali.Obawiałem się, że to coś śledzi Moriko.Musiałem ją znaleźć zanim stanie się coś gorszego.Rozdzieliliśmy się i szukaliśmy jej.

-Znalazłeś ją?- spytał Mizuki, podbiegając do mnie.

-Nie- Nagle usłyszeliśmy ryk, jak by czemuś zadano mocny cios.Pobiegliśmy w stronę skąd dochodziły wrzaski.Dotarliśmy do parku.I znów ten sam ryk, ale coś szybko go przerwało, a potem była kompletna cisza.Dostrzegłem Moriko skuloną na schodach.Jej piękne białe włosy lśniły w blasku księżyca.Zaraz...O czym ja w ogole myślę?Przecież to zwykła ludzka dziewczyna.Jakaś ciecz spływała kilka stopni wyżej, ale gałęzie drzew wszystko zasłaniały.Z każdym krokiem widziałem więcej.Nagle zatrzymałem się.Nie wierzyłem w to co właśnie zobaczyłem.Na schodach leżało martwe ciało, a raczej coś co miało je przypominać, jakiegoś stwora.Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bardziej przeraziłem się krwią na rękach Moriko.Czy ona walczyła z tym czymś?Właśnie w tej chwili nabrałem podejrzeń co do jej człowieczeństwa.

Podszedłem bliżej.Okazało się, że Moriko zasnęła.Wziąłem ją na ręce.

-A co z tym?- spytał Mizuki.Nagle ciało stwora zaczęło się kruszyć, a krew parować, podobnie z rąk Moriko.

-Nic...Wracamy-

                                                       ***


[ Walka z potworem ]

Potwór skoczył w moją stronę.Gdy był blisko mnie wzięłam zamach ręką i przecięłam gardło stwora.Wydal z siebie głośny ryk.Zaśmiałam się cicho.

-Gadaj kto cię przysłał- powiedziałam- Gadaj!- zatopiłam swoje pazury w jego klatce, a on wydał kolejny ryk.

-Y-Yoshi- wysyczał.I wszystko jasne.Jeżeli on myśli, że mnie dopadnie to jest w błędzie.Teraz muszę skończyć to co zaczęłam.Wyjęłam z niego pazury.Uniosłam i rzuciłam na schody.Wiem, że zadawałam mu masę bólu, ale będę tak łaskawa i zakończę jego cierpienia.Znów zatopiłam pazury w jego klatce, tym razem głębiej.Wydał z siebie ryk, który szybko się urwał po tym jak wyrwałam jego serce.Rzuciłam narząd obok jego właściciela i zeszłam kilka schodków niżej.Usiadłam i nie wiem kiedy zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top