25. Stephen
Hej, kochani!
Dzisiaj przybliżymy sobie postać Kinga!
Miłego czytania! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Shelley czekał na spotkanie z Kingiem kilka dni. Był to niezwykle stresujący okres. Wiedział, że nie powinien jeszcze wracać z Japonii. Tamtejsi uzdolnieni byli idealnymi obiektami badań, na które poszło naprawdę wiele pieniędzy oraz... czas, którego z kolei było bardzo mało. Stephen mógł zareagować na zbyt wczesny przyjazd blondyna naprawdę różnie, gdyż samo skrócenie pobytu w Japonii oznaczało, że mężczyzna napotkał trudności, z którymi się nie uporał. Mogło to z kolei oznaczać problemy, których King nie chciał. Jego plany nie zakładały, iż owe komplikacje nastąpią, a nawet jeśli, to miały być one rozwiązane w sposób płynny i nie wymagający zbyt dużej uwagi. Dlatego też mógł być wściekły. Shelley niepowodzeniem swojej wyprawy badawczej mógł przekreślić wszystko, co do tej pory osiągnął jego przełożony. A kiedy Stephen był wściekły, lub choćby wzburzony, cierpiało całego jego otoczenie. Nie mniej blondyn liczył, że mężczyzna zdoła się opanować i nie sprawić nikomu bólu, który przecież był niepotrzebny.
Stojąc przed drzwiami jego biura, zapukał w dąb dość cicho, chyba zwyczajnie bojąc się, że gdy zrobi to głośniej, mężczyzna będący za nimi, może się zirytować. Wbrew temu co mówił uzdolnionym w Japonii, nie był z przełożonym aż tak blisko. Nie znał wszystkich jego zachowań. King był raczej samotnikiem, który choć bardzo polegał na swoich ludziach, nie przebywał z nimi częściej niż było to konieczne. Raczej trzymał dystans, mimo tego, że ich cenił i dość szybko nawiązywał kontakty. Miał w sobie duszę introwertyka, który całe dnie spędzał w biurze, poświęcając swój czas na układanie planów, czytanie książek oraz rozwój, swojej dość osobliwej indywidualności. Mógł wydawać się mało zaangażowaną osobą, lecz był to pozór, gdyż mimo swojego charakteru, trzymał pieczę nad dość sporą organizacją przestępczą, jaką było Lśnienie. Gang, który przebywał w Japonii, był raptem odłamem mafii, którą od dwóch lat, pod zmienioną nazwą, zarządzał Stephen.
- Dzień dobry, szefie. - Odezwał się, starając się zachować spokojny ton. Wszedł do biura mężczyzny, gdy tylko dostał od niego pozwolenie. Skłonił się przed nim jeszcze w progu, szczerze bojąc się na niego spojrzeć.
- O! Percy! Dobrze cię widzieć! - King na widok podwładnego, uśmiechnął się szeroko, wstając od papierów nad którymi ślęczał już najpewniej od kilku godzin. - Wyprostuj się przyjacielu, bo jeszcze sobie kręgosłup złamiesz. - Był to żart. Wiedział, że jego twór jest na tyle wytrzymały, że to niemożliwe. Choć Shelley nie był najlepszym dziełem mężczyzny... Takie dzieło jeszcze nie powstało, lecz było w planach.
- Ciebie również miło widzieć... - Odparł niepewnie, prostując się i spoglądając na mężczyznę. Nie był zły?
Gdy tylko podniósł wzrok, jego oczom ukazała się rozpromieniona twarz dwudziestoparolatka, który przyglądał mu się swoimi pięknymi oczami, które zza okrągłych okularów zdawały się być jeszcze większe niż w rzeczywistości. Jasnobrązowe włosy Kinga były dość nieskładnie ułożone, lecz niezwykle pasowały do jego urody. Stephen nigdy nie wyglądał na tak niebezpiecznego, jaki w rzeczywistości był. Był przystojny, był miły, a przy dłuższym braku kontaktu z ludźmi, tryskał energią. Nie wyglądał na manipulatora, jakim był. Nie wydawał się być człowiekiem, którego interesowała przemoc, a tym bardziej władza. Lecz...były to przerażające pozory, które tworzył. Był zakochany w śmierci. Strachu, jaki wzbudzała. Uwielbiał możliwości, które mu dawała.
Śmierć, od zawsze kojarzyła mu się z jego własną zdolnością. Tylko dzięki niej, mógł jej używać. Było to spore ograniczenie, lecz z rokiem na rok - w miarę jak pracował nad swoją indywidualnością, starał się zwalczyć własne granice. Każda zdolność posiada drugą odsłonę. Potężniejszą i dużo bardziej niebezpieczną. Wiedział to, ponieważ nigdy nie spotkał uzdolnionego, który by owego drugiego dna nie posiadał. Zawsze jakieś było, a on chciał aktywować swoje. Podczas ostatnich dwóch lat zdołał rozwinąć Smętarz dla zwierząt o pięćdziesiąt procent, a przynajmniej tak szacował. Potrafił już wskrzesić zwłoki, mające tydzień. Mógł je kontrolować z odległości tysięcy kilometrów, a także "zmieniać ich ustawienia". Potrafił czytać ich wspomnienia, manipulować nimi. Miał jednak kłopot z agresją swoich żywych trupów. Gdy kontrola nad nimi malała, one stawały się krwiożercze. Łaknęły ciepłej krwi, której same już nie posiadały. A kiedy sam King tracił nad sobą panowanie spowodowane zdenerwowaniem, sprawiał im ból, wywołując prawdziwy chaos w ich głowach. To jeszcze nie działało na żywych... jeszcze. Lecz nad mąceniem w głowach ciepłokrwistych pracował od jakiegoś czasu. Tak w wolnych chwilach, gdy nie szukał sposobu, na przywróceniu zdolności swoim marionetkom.
- Skąd ta smutna mina? Wróciłeś z Japonii, więc pewnie coś dla nie masz. Opowiadaj. - Stephen klepnął swój twór w ramię, po czym wrócił do swojego biurka, na którym usiadł.
Biuro mężczyzny było raczej średnich rozmiarów. Mieściło się ono w jego domu w Bangor w stanie Maine. Jasnowłosy tutaj zazwyczaj przyjmował interesantów. Było to jednocześnie głupie, ale również mądre posunięcie. Niemądre - ponieważ mógł tu wejść ktoś, kto mógłby mu zagrażać. Mądre - Gdyż niepozorne. Jego dom był zwyczajny z zewnątrz. Nie przyciągał gapiów, ale również potencjalne zagrożenie brało to miejsce jako żart, często opuszczając gardę. Nawet w środku wszystko się zdawało zwyczajne. Dopiero w podziemiu... które było zdecydowanie bardziej rozbudowane, niż mogłoby się wydawać, działała cała mafia. Podziemne korytarze, były osadzone głęboko, pod zwykłą piwnicą. To tak wszystko się działo. Od produkcji narkotyku, którym zajmowała się mafia, aż po eksperymenty na zwłokach... choć zdarzały się też żywe obiekty badań.
- Cóż... mam coś, co może cię zainteresować, jednak wyszły pewne... komplikacje. - Przystanął z nogi na nogę, obserwując przełożonego, który na jego słowa, tylko posłał mu pytające spojrzenie. - Przeprowadzałem badania zgodnie z twoimi instrukcjami. Trafił mi się ciekawy obiekt do badań. Przyznam, że mnie zaskoczył, ponieważ okazał się nie być człowiekiem. - Spostrzegł ciekawość, z jaką wpatrywał się w niego okularnik. Te spojrzenie było przeszywające... napełniało strachem, ale jednocześnie kazało kontynuować. - Nakahara Chuuya, którego udało nam się pojmać, okazał się być idealną kopią człowieka, posiadającą zdolność. Do tego bardzo niebezpieczną. Musiałem go naszprycować podwójną końską dawką serum niwelującego, aby uniemożliwić mu korzystanie z indywidualności. Uśpienie go też było ogromnym wyzwaniem. Na szczęście udało nam się podać mu kilka dawek jeszcze nim próbowaliśmy go złapać. Był niesamowity. Jego ciało jest niemożliwie silne... - Mówił z jasnym zachwytem, lecz King przerwał mu gestem ręki, zaraz wstając ze swojego miejsca i zataczając kilka kółek przed swoim biurkiem.
- A więc sztuczny uzdolniony, tak? - Zastanowił się. Nie był naukowcem. Jednakże słyszał pogłoski o zamysłach takich projektów. Najwidoczniej ktoś w Japonii postanowił już kilka lat wcześniej wprowadzić taki projekt w życie. Tylko kto? I czy byłaby możliwość zastosowania czegoś podobnego na kimś, kto już był martwy? - Interesujące. - Uśmiechnął się niemal szatańsko. - A o jakich komplikacjach mówiłeś? - Zapytał, będąc jak na razie widocznie zadowolony.
- Nakahara otacza się silnymi uzdolnionymi, którzy po niego przyszli. Zniszczyli wszystkie kukiełki, które mieliśmy w Japonii. - Powiedział szybko. Niemal na jednym wdechu, którego nawet nie potrzebował. Nie wiedział, jak szef zareaguje na wypowiedziane przez niego słowa. Był jednak gotowy na ból, który mógł mu zadać.
- To nie problem, stworzę nowe. - Rzucił Stephen ze wzruszeniem ramiona. Jasne, to co powiedział blondyn było jakimś problemem, lecz nie na tyle wielkim, aby wyprowadził go z równowagi.
- Nie o to chodzi... jego... chyba partner, kiedy dowiedział się o badaniach i zobaczył w jakim stanie był nasz więzień, przysiągł, że cię zabije. - Kontynuował żywy trup, patrząc z uwagą na spokojną twarz przełożonego. Był zdziwiony, że ten nie reagował, tak jak się tego spodziewał.
- Czy użył konkretnie tych słów? - King przechylił głowę w bok, bez najmniejszego przejęcia całą sprawą.
- Niekoniecznie. Jednak tak je zrozumiałem. - Wytłumaczył, szczerze wzdychając z ulgą, że tego dnia nie doświadczy bólu w swojej głowie.
- Nie musisz się nimi martwić. Nie pierwszy raz ktoś mi grozi. - Brązowowłosy machnął ręką, choć nadal przysłuchiwał się słowom swojej własności. Bo właśnie tym był dla niego Shelly. Własnością. Jedną z tych bardziej cennych, lecz nie najcenniejszych rzeczy jakie posiadał.
- Szefie... on jest silny. Ma moc anulacji darów. - Blondyn martwił się zdecydowanie bardziej niż było to wskazane. Nie mniej jego właściciela to nawet w pewnym stopniu rozczulało. Jako jedna z nielicznych jego marionetek, Percy potrafił myśleć i czuć. Przypominał żywego człowieka dużo bardziej niż reszta kukiełek.
- Nie sądzę, aby był rzeczywistym zagrożeniem. Bardziej martwiłbym się Nakaharą. Wie co chcemy zrobić. Do tego najpewniej ma do nas osobisty uraz. Będzie chciał zemsty. - Stephen się zastanowił, przykładając palec wskazujący do swojej brody. Wyglądał przy tym, niczym dziecko, które zastanawiało się nad wyborem zabawki, którą będzie się bawiło. Poniekąd właśnie tak było.
- Co więc z nim zrobimy? - Zdawał sobie sprawę, jak wielkim może być zagrożeniem rudowłosy. Miał wrażenie, że rozumie to nawet lepiej od własnego szefa, który niespecjalnie był poruszony. Właściwie wcale nie był.
- Damy mu przeciwnika, który go zajmie podczas wojny. - Uśmiechnął się iście diabelsko, na co jego towarzysz wzdrygnął się z przestrachem.
- K..kogo? - Ledwo wydusił.
- Twoją żonę. Najpierw jednak muszę ją dopracować. - Oznajmił okularnik, zaraz kierując swoje kroki w stronę piwnicy. - Chodź. Pomożesz mi. - Zawołał mężczyznę gestem ręki.
Mężczyźni zeszli do piwnicy, a później ukrytym przejściem, wkroczyli w korytarz prowadzący do głównego laboratorium. Pomieszczenie było pozbawione światła słonecznego. Pozbawione było także lamp sufitowych. Jedynymi źródłami jakiegokolwiek światła były lampy stojące na trzech biurkach pod ścianą oraz lampy, znajdujące się w czterech wysokich na dwa metry komorach hibernacyjnych, w których aktualnie znajdowały się ciała osób, nad którymi doskonaleniem pracował Stephen. Byli to ludzie, w jakimś stopniu nadal żywi, ale pozbawieni duszy zupełnie jak trupy, którymi King zwykle sterował. W jednej z tych komór znajdowała się kobieta o imieniu Mary. Była ona wyjątkowo piękną kobietą o bladej twarzy i czarnych włosach. Wyglądała na pogrążoną we śnie. Tak twardym, jak śmierć, której mimo to nadal nie doświadczyła. Percy widząc jej piękno, zaniemówił. Nie widział jej od kilku tygodni. Nie zmieniła się, choć była coraz bardziej martwa niż żywa. Wyglądała jak anioł, który istniał w zamknięciu. Metalowej puszce bez dostępu do słońca. Była tak niewinna... tak piękna i cudowna. Dlaczego więc musiała stać się narzędziem zniszczenia?
Percy miał ochotę zapukać w szybę, przez którą mógł podziwiać Mary. Czy obudziłaby się? Pragnął zobaczyć jej uśmiech. Zapytać ją, dlaczego pozwoliła się doprowadzić do takiego stanu, mimo iż znał odpowiedź. Pamiętał ją jeszcze za swojego życia. Nikogo nie kochał tak bardzo, jak jej. Ona również darzyła go silnym uczuciem. W końcu bez zastanowienia zgodziła się oddać mu rękę. A później... zmarł. I już więcej nie zobaczył jej uśmiechu, a jedynie jej twarz pogrążoną we śnie. Pozwoliła na ten sen, marząc o ponownym spotkaniu męża. King obiecał jej, że jeszcze zobaczy go żywego. Zawarł z nią pakt, w którym miała się zbudzić ponownie, gdy mężczyzna uzna że jest doskonała. Dla jej męża, zawsze była. Jednak nie o taką doskonałość chodziło. Miała stać się żywym trupem, który będzie posiadał zdolność oraz własną świadomość.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak wam się podoba ojciec wojny, która nadejdzie?
Z racji, ze nie mam za bardzo czasu na rysowanie przez pracę, poprosiłam o pomoc AI. Chciałam wam zobrazować wygląd naszego szalonego naukowca i jego przełożonego. Oto co wyszło:
1. Stephen King
2. Percy Bysshe Shelley
Przyznam, że wyglądają tu trochę jak bracia, ale nie będę wymagała cudów od AI. Jeszcze kiedyś przy czasie stworzę ich obrazowy wygląd własnoręcznie~
Do następnego! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top