14. Shelley

Ogień został wstrzymany. I chociaż wrogość między mafią a gangiem wisiała w powietrzu jak topór kata nad głową więźnia, zapanował chwilowy spokój. Żadna ze stron nie traciła jednak czujności. W każdej chwili walka mogła zacząć się na nowo, na co akurat wszyscy byli w miarę możliwości przygotowani. W liczebności, Portowa Mafia miała sporą przewagę. Nie miało to jednak w tym momencie żadnego znaczenia. Przywódca Izumi nadal trzymał na muszce Nakaharę. Samochód, którym facet miał odjechać, miał zostać podstawiony w ciągu kolejnych dziesięciu minut, które swoją drogą dłużyły się niemiłosiernie. Dazai walczył ze sobą wewnętrznie. Okazując swoją słabość popełnił karygodny błąd, który nigdy wcześniej mu się nie zdarzył. Przez te niedopatrzenie, teraz był pilnowany zdecydowanie bardziej niż powinien w zamyśle swojego planu. Jego przeciwnik spodziewał się, że może wykonać ruch, dzięki któremu będzie miał powód, aby oddać strzał, prosto w skroń widocznie wycieńczonego rudzielca. Osamu stał więc bez ruchu oraz w milczeniu. Miał zaledwie chwilę, aby coś wymyślić, inaczej pan "szalony naukowiec" ucieknie i wysadzi szkołę... lub szkoły.

Czasu było bardzo mało. Mózg szatyna pracował na najwyższych obrotach, aby ułożyć na szybko chociaż zarys planu jednoczesnego wyrwania Chuuyi od niebezpieczeństwa i zatrzymaniu wroga. Szybko wpadł na kilka pomysłów. Jedne z nich były bardziej racjonalne, chociaż nadal większośc wykraczała poza normy, które pozwalały uznać je za wykonalne. Nie mniej jednak najprostszy plan na jaki wpadł, zdawał się być tym najlepszym, choć istniało spore ryzyko niepowodzenia. Dazai musiał działać jednak w zawrotnym tempie. Chuuya nie wyglądał najlepiej. Można było stwierdzić, iż wygląda tragicznie. Jego ciało było na skraju. Z tego co zdążył zauważyć, najpewniej był głodzony. Był też brudny i widocznie odwodniony, co czekoladowooki stwierdził po suchych ustach oraz skórze. Jego rdzawe kosmyki były brudne, tłuste i zdecydowanie straciły swój blask. Po mężczyźnie było też widać, że walczy ze sobą, aby utrzymać swoją świadomość w czasie rzeczywistym. Starał się mrugać często, aby otrzeźwieć i nie zemdleć, na co detektyw szczerze miał ochotę odwrócić wzrok. Nakahara nigdy wcześniej nie był w takim stanie. I fakt, że jego były partner go takiego widział, sprawiał, że czuł się niezwykle źle. I nie chodziło tu o fakt, jak wyglądał, a o to jak bardzo chciał mu pomóc, a zwyczajnie jeszcze nie mógł.

- Chuuya, wytrzymaj jeszcze tylko chwilę. - Słowa same wyrwały się z jego ust, gdy starał się dokładniej ocenić stan partnera... znaczy... eh, nie ważne.

- Gdy wrócimy do domu, chcę hamburgera i kroplówkę. - Odpowiedział słabo, choć na tyle słyszalnie, że dotarło do uszu wyższego, który na jego słowa uśmiechnął się nieco krzywo.

- W twoim stanie... pewnie dostaniesz ryż z warzywami, jeśli dasz radę je pogryźć. - Żarty były tak bardzo nie na miejscu, że nawet stojący przy drzwiach mafiozi, złapali się na tym, iż najchętniej sprzedaliby Dazaiowi kulkę między oczy.

- Uważaj, żeby ciebie nie pogryzł. - Fuknął wyczerpany Chuuya, choć wiedział dlaczego szatyn zaczął tak głupią rozmowę. Zwyczajnie starał się go zagadywać, aby nie stracił przytomności.

- Taka chihuahua, jak ty niewiele mi zrobi. - Działanie Nakaharze na nerwy normalnie byłoby wspaniałą rozrywką, teraz jednak młodszy czuł ból, za każdym razem gdy rudzielec otwierał usta. Brzmiał zdecydowanie zbyt słabo, co niepokoiło go bardziej niż teoretycznie powinno.

- Żebyś się kurwa nie zdziwił...- Chuuya wiedział, że jego były partner zauważył, w jak tragicznym stanie jest jego organizm. Leżąc, sam zastanawiał się czy w ogóle dożyje do swojego powrotu do mafii. Miał jednak nadal nadzieję, że się uda. Nie mógł umrzeć po tym, czego się dowiedział. Miał jeszcze zbyt dużo rzeczy do zrobienia na tym pojebanym, ziemskim padole.

- Zaskakujące jest to, w jaki sposób ze sobą rozmawiacie. Nigdy nie zrozumiem uczuć, między dwojgiem mężczyzn. - Wtrącił się blondyn, widocznie się nad czymś zastanawiając.

- Zamknij się. - Warknęli obydwoje, na co facet się tylko zaśmiał. Byli tak zgrani, że obserwacja ich stawała się niezwykle interesująca.

Samochód w końcu przyjechał. Zatrzymał się jednak ulicę dalej od budynku, gdzie w teorii odcięty był od członków Portowej Mafii oraz Izumi. Było to zabezpieczenie, które miało uchronić pojazd oraz kierowcę i przyszłego pasażera od walki. Chroniony był jednak tylko w teorii. Szybko okazało się, że rzeczywistość była inna, choć członkowie obu organizacji starali się trzymać od niego z daleka, aby nie zostało to przyjęte jako otwarty atak oraz jednoczesne zerwanie umowy. Swoją drogą same wypełnienie umowy było zdecydowanie trudniejsze, niż początkowo miało. Pierwszym problemem okazało się wyjście z budynku. Jak było już wiadomo, Chuuya był w... nienajlepszym stanie. Gdy tylko został odpięty od stołu, przez członków gangu, nie był w stanie się z niego podnieść o własnych siłach. Chęć pomocy ze strony mafii była odbierana jako możliwy atak, dlatego więc zrobiło się małe zamieszanie. Nakahara miał zdrętwiałe kończyny. Próba samodzielnego wstania po tak długim czasie leżenia, skończyłaby się niechybnym upadkiem, który w jego obecnym stanie mógłby skończyć się utratą przytomności, a nawet uszkodzeniem jego dość wątłego ciała. Dlatego też rudzielec musiał zostać wyniesiony na zewnątrz przez dwóch członków gangu Izumi.

Dazai chciał wykorzystać sytuację. Sam fakt, iż zrobiło się zamieszanie był dla niego korzystny, lecz nie na tyle, aby mógł cokolwiek zrobić. Odpowiedni moment na ruch z jego strony, jeszcze nie nadszedł, choć przeklinał się za to w duchu. W świetle dziennym, Chuuya wyglądał jeszcze gorzej niż przypuszczał. Rany na jego kostkach i nadgarstkach zaczęły się paprać, co najlepiej sprawiało mu ból, zwłaszcza gdy był zwyczajnie ciągnięty po śniegu. Członkowie gangu nie dbali o to, w jakim stanie był ich więzień. Wystarczyło im to, że nadal oddychał i pozostawał kartą przetargową, która uniemożliwia Portowej Mafii wykonanie ruchu. Osamu zazgrzytał zębami, idąc otoczony przez ludzi blondyna. Czuł na sobie spojrzenia członków oddziału, którym aktualnie kierował. Czekali na pozwolenie na atak. Nie mógł im go jednak udzielić. Jeszcze nie teraz. Kątem oka dostrzegł Chie. Zdawał się nie rozumieć sytuacji, ale pozostawał cicho, uważnie obserwując swojego przełożonego. Możliwe, że liczyła na jakiś gest z jego strony, lecz on nie miał siły nawet podnieść głowy.

Dazai kątem oka dostrzegł mafijny samochód, pozbawiony oznak ostrzeliwania. Za nim dostrzegł trzy kolejne, które przemknęły ulicę dalej. Była to zaledwie sekunda, a sprawiła, iż na ustach szatyna pojawił się niewielki uśmiech. Kunikida wezwał wsparcie. Najpewniej byli to ludzie Ozaki, którzy mieli czuwać w razie potrzeby. Doppo najpewniej zdążył już ich zapoznać z sytuacją, przez co szatyn cieszył się niezmiernie, że sam nie będzie musiał zająć się pościgiem. I chociaż jego plan obejmował wysłanie ludzi, nie miałby pewności, że ci by zdążyli w tak szybkim tempie wsiąść do samochodów, odpalić silniki i osiągnąć odpowiednią prędkość aby zdążyć złapać wroga. Liczyły się sekundy. Teraz, gdy do dyspozycji miał ludzi Kouyou, szanse na zakończenie misji powodzeniem były wysokie na tyle, że nawet napawało go to znikomym optymizmem. Jednakże nadal wolał trzymać się swojego planu, zwłaszcza iż pościg musiał traktować jako ostateczność, gdyż mógł on skutkować śmiercią niewinnych i niczego nie świadomych istot w wieku szkolnym.

- Dotrzymałeś umowy. - Odezwał się nagle blondyn, zatrzymując się przy samochodzie. - Oddajcie Nakaharę w jego ręce i dopilnujcie, aby nie zrobił niczego głupiego. - Rzucił w stronę swoich ludzi. Osamu dopiero teraz zauważył, że byli oni w raczej... dziwnym stanie. Ich oczy zdawały się martwe, co mogło oznaczać, że byli oni czymś w rodzaju Sato. Czyżby kolejni ludzie z dziwaczną krwią? Nie było jednak teraz czasu, aby się nad tym głębiej zastanowić.

Chuuya został mu przekazany, jak worek ziemniaków, który nawet nie miał odpowiedniej wagi. Osamu nawet się nad tym nie zastanawiając, szybko wziął go na ręce w wygodny dla nich obu sposób. Jedną z dłoni wsunął pod jego kolana, drugą zaś podtrzymał jego plecy. Nakahara lał mu się w objęciach, nie mogąc odpowiednio napiąć swojego ciała. Był słaby, choć usilnie walczył z tym, aby po sobie tego nie poznać przy członkach Portowej Mafii, którzy tylko czekali z zespołem medycznym, aby móc udzielić swojemu przełożonemu pierwszej pomocy, której zdecydowanie potrzebował. Osamu niestety mógł go im oddać dopiero, gdy samochód z blondynem odjedzie, a niestety mężczyzna zdawał się ociągać z odjazdem, gdyż nadal stał na swoim miejscu, wpatrzony w mafioza oraz detektywa.

- Jeśli dostanie odpowiednią pomoc nie umrze. Nie musisz się o niego bać. Nie jestem potworem, ja tylko je tworzę potwory, choć moja żona robiła to lepiej ode mnie. - Powiedział, na co czekoladowooki prychnął. Nie miał ochoty na słuchanie o tym facecie, chyba że...

- Jak się nazywasz? Chcę wiedzieć, kogo będę ścigał. - Na te słowa facet się zaśmiał, najwidoczniej wątpiąc w to, co powiedział jego przeciwnik.

- Percy Bysshe Shelley, do usług. - Skłonił się lekko, widocznie rozbawiony. - A teraz do zobaczenia na polu bitwy, panie Dazai. - I chociaż Osamu nie wiedział, o co mężczyźnie chodziło, domyślił się, że to nie jest ostatni raz kiedy słyszy jego nazwisko. Zapewne usłyszy je jeszcze nie raz, gdy będzie szukał informacji na jego temat.

Po tych słowach Percy wsiadł do samochodu i rozkazał kierowcy zabrać go na lotnisko. Osamu w czasie, gdy mężczyzna powoli opuszczał ulicę, ostrożnie się wycofał. Będąc pod czujnym spojrzeniem członków gangu, w pierwszej kolejności musiał zadbać o bezpieczeństwo rudzielca. Nie mógł ryzykować pogorszeniem jego stanu zdrowia, gdyż najzwyczajniej mogło się to źle skończyć. Podchodząc do oddziału, rzucił krótki rozkaz w stronę młodej Watanabe. Był on prosty, lecz konkretny: ,,Rozstrzelać". Został wykonany bardzo szybko, gdyż Izumi nie spodziewało się aż tak szybkiej reakcji Portowej Mafii. Osamu nie potrzebował płotek, które nie miały znaczenia i nie posiadały żadnych informacji, które by go zadowoliły. Interesowała go gruba ryba, którą był teraz Shelley. Nie liczył jednak, że zostanie on złapany żywy. Po tym co zrobił, nie zamierzał go zostawić przy życiu, nawet jeśli by o to błagał, a on jako przedstawiciel japońskiego prawa, powinien pozwolić mu dalej marnować powietrze. Tym razem nie było go jednak stać na litość.

Grupa medyczna szybko przejęła Nakaharę z rąk szatyna. I choć ten oddawał go dość niechętnie, wiedział, że musi to zrobić. Sam nie byłby w stanie mu pomóc, a tym bardziej powstrzymać nerwy na wodzy. Mimo to wiedział, że na ten moment wszystko przebiega według planu i nie powinien strzępić sobie nerwów. Nie mniej jednak stan byłego partnera przyprawiał go o dreszcze. Powinien działać szybciej... Gdyby tylko wiedział, Chuuya już dawno byłby w domu. Niestety przez niekompetencje Portowej Mafii znajdował się w obecnym stanie i nadal na terenie, który jeszcze chwilę później należał do wroga. Osamu najchętniej uderzyłby głową o ścianę. Mimo, że znał powody, dlaczego Portówka nie powiedziała mu o porwaniu nic wcześniej, nadal czuł niewyobrażalną gorycz. Musiał jednak ją przełknąć. Misja nadal nie dobiegła końca. Nie mógł teraz zostać przy Chuuyi i dalej się żalić. Shelley nadal pozostawał wolny... i żywy.

- Dazai, co ty wyprawiasz?! - Osamu usłyszał w słuchawce głos Kunikidy. Początkowo nie zrozumiał o co mu chodzi. Dopiero po sekundzie to do niego dotarło. - Dlaczego kazałeś zabić tych ludzi?! - Doppo krzyczał, a jego partner tylko milczał, zostawiając go go bez odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę z tego, że to co zrobił nie było w stylu agencji. Wiedział, że powinien zostawić członków gangu przy życiu, lecz tego nie zrobił. Nie chciał tego zrobić. To była jego swoista metoda na wyładowanie emocji. Nie liczył na to, że Kunikida to zrozumie. - Jeśli szef się dowie... - Szatyn szybko mu przerwał.

- Nie dowie się, a nawet jeśli, nie obchodzi mnie to. - Po tych słowach, detektyw się rozłączył, szybkim krokiem podchodząc do młodej Watanabe. - Czy snajperzy są dostępni? - Padło krótkie pytanie.

- Tak. Saburo i Mako są na dachu tamtego budynku. Czekają na rozkazy. - Odpowiedziała, będąc na linii z wspomnianymi mężczyznami. Dziewczyna była opanowana. Trzymała wszystko pod kontrolą, co napawało jej obecnego przełożonego sporym zadowoleniem. Choć była najmłodsza w grupie, radziła sobie naprawdę dobrze.

- Niech strzelają w okna samochodu i opony. Mają zabić Shelleyego. Nie bierzemy jeńców, o czym nie wspominaj Kunikidzie. - Mimo wszystko nie chciał się narazić na jeszcze większy gniew swojego partnera, niż już się zdążył narazić. Nie uśmiechało mu się zwolnienie z pracy, tym bardziej że nie zamierzał wracać do mafii.

- Oczywiście. - Szybko przekazał rozkaz, po czym w końcu skierowała swoje fiołkowe oczy na szatyna. - Mój brat czeka na linii. - Po tych słowach odeszła, zostawiając detektywa samego, na tyle ile było to możliwe.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Biedny Kunikida, Dazai jak zwykle robi wszystko za jego plecami... No trudno!

Chuuya trafia w ręce swoich ludzi, ale to nie koniec drobnych problemów. W końcu jego stan nie jest najlepszy, a do tego dochodzą kłopoty z uczuciami, na które nie ma czasu. Ale spokojnie, zanim do nich przejdziemy, jeszcze pare rozdziałów. Albo i nie ¯\_(ツ)_/¯. Nie obiecuję też, że szybko ten problem zostanie rozwiązany, kocham was trzymać w niepewności, a jeszcze bardziej lubię mieszać. A niech Dazai i Nakahara jeszcze pocierpią!

Czy rozdział przypadł Ci do gustu?

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top