Rozdział 23

Po czternastu godzinach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Nie można powiedzieć, że były to godziny największego komfortu, ale przez tyle godzin nawet najwygodniejsze fotele robię się niewygodne. Szczęście, że dość często były postoje, na których można było rozprostować nogi i odpocząć od pozycji siedzącej...
Hotel, do którego trafiliśmy był na prawdę niezły... Oczywiście nie było to pięć gwiazdek, ale nie wymagajmy za dużo. W końcu to tylko zwykły obóz młodzieżowy. Po zameldowaniu się dostaliśmy klucze do swoich pokoi. Mam pokój 456 z trzema innymi chłopakami i mam nadzieję, że się z nimi jakoś dogadam i nie będzie żadnych spin miedzy nami...

***

Drzwi do pokoju były otwarte co oznaczało, że ktoś zdążył przede mną, co w sumie nie było trudne, bo dostanie się na górę nie było takie łatwe, jakby się wydawało. Najpierw trzeba było poczekać na swoją kolej do windy, wjechać na swoje piętro i znaleźć pokój. I gdyby nie to, że mój znajdował się na czwartym piętrze to poszedłbym schodami.

- Cześć!-zabrzmiał głos dochodzący z balkonu. Wszedłem do pokoju i spojrzałem w stronę balkonu.
- Hej.-odparłem niepewnie.
Chłopak wstał z krzesełka, podszedł do mnie i powiedział: Artur jestem.-uśmiechnął się.
- Artur? Jesteś Polakiem?
- Tak. Moi rodzice są Polakami, ale zanim się urodziłem wyprowadzili się do stanów.
- O, no to nieźle. Ja jestem Max. Miło cię poznać.-stwierdziłem uśmiechając się.
- Wiesz z kim jeszcze będziemy w pokoju?-zapytałem.
- Na pewno z moim kolegą i jeszcze jakimś kolesiem.
- A to sztos.-odparłem.
- Ej Max, w ogóle wiesz kiedy jest zbiórka na kolacje?
- Chyba za godzinę, ale może twój kolega będzie wiedział na sto procent.
- Raczej nie, ale jak ty tak mówisz, to pewnie tak jest.-wyszczerzył się pokazując swoje zadbane, proste zęby... Ogólnie cały był w sumie zadbany. Wysoki, przystojny z męskimi rysami twarzy, czarnych włosach i szarych oczach. Tak czy inaczej nie przyjechałem szukać tu przygody. Nie chcę kłopotów!

- Siema!-odparł mi podejrzanie znajomy głos.
- Siemka.-odparł wesoło Artur.
Odwróciłem się powoli, a moim oczom ukazał się Jacob-chłopak, z którym się kiedyś spotkałem, jednak po kilku spotkaniach najzwyczajniej w świecie mnie olał, a teraz na tysiące obozów on musiał wybrać akurat ten, na którym jestem ja?!?! A do tego przydzielili go do tego samego pokoju! To chyba jakiś nieśmieszny żart...
Odwróciłem się i spojrzałem na chłopaka pogardliwym wzrokiem.
- Max?!-zdziwił się.- Cześć-dodał po chwili i się uśmiechnął.
- Siema.-odparłem chamskim tonem i zacząłem rozpakowywać swoje rzeczy.

***

Na kolacji usiadłem z chłopakami ze swojego pokoju. W sumie nie miałem wielkiego wyboru, bo jeszcze nikogo tu nie znam. Kolega Artura- David przyszedł dopiero dziesięć minut przed zbiórka na kolacje. Nie wiem co robił tyle czasu i chyba wolę tego nie wiedzieć... Jacob cały czas spoglądał na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale też z lekkim zaciekawieniem moją osobą. Nie wiem co siedziało w jego głowie i w sumie nie interesowało mnie to, a raczej bardzo chciałem, żeby mnie to nie interesowało...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top