Rozdział 22

-Jak tam? Stresujesz się?-zapytała ze stoickim spokojem mama.

-Trochę tak.-stwierdziłem.-W końcu nowi ludzie, nowe otoczenie.

-Jasne, ale nie ma się czego bać. Przecież lubisz poznawać nowe osoby.-uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu.

-Lubię, ale jeśli nikt nie będzie chciał mnie poznać?-lekko posmutniałem zamykając walizkę.

-Nie ma opcji! Zobaczysz, że wszyscy cię polubią.

-Skąd ta pewność?

-Bo jesteś miłą i otwartą osobą, a takie osoby są w cenie kochanie.-pocałowała mnie w policzek i skierowała się do drzwi.

-Nie zawsze...-mruknąłem pod nosem.

-Nie bądź takim pesymistą Maxis! A teraz idź spać, bo jutro czeka cię długi i pełen wrażeń dzień-rzekła po czym wyszła zamykając za sobą drzwi.

To prawda czeka mnie długi i pełen wrażeń dzień, jednak mam nadzieję, że będą to pozytywne wrażenia... Czeka mnie całe dziesięć dni poza domem. Będę tęsknić za swoim wygodnym łóżkiem i pokojem tylko dla siebie... Ostatni raz sprawdziłem czy na pewno wszystko zapakowałem i położyłem się spać, jednak zaśnięcie mając tysiąc myśli na raz, typu:jak to będzie?, Czy w ogóle ktoś mnie polubi? Czy wypocznę itp. nie było łatwe.


***

Dźwięk budzika o siódmej rano to była ostatnia rzecz, którą chciałem usłyszeć. Już zdążyłem się odzwyczaić od tego dźwięku. Tak czy inaczej muszę wstać, bo nikt nie będzie na mnie czekał. Zbiórka na obóz jest za dwie godziny, więc na spokojnie zdążę, ale pod warunkiem, że teraz wstanę... A może jednak pośpię sobie jeszcze z pół godzinki?

-Max!-krzyknęła matka.-Ty jeszcze w łóżku?!

-Już wstaję, budzik przed chwilą mi zadzwonił przecież, a nie umiem od razu wstać na równe nogi, gdy zadzwoni to ustrojstwo, które dotychczas budziło mnie tylko do szkoły.

-Dobrze, dobrze, ale wstawaj już!-napomniała kobieta.

Odpowiedź brzmi:Nie, nie pośpię sobie ani pół godziny, a nawet pięciu minut.

-Słychać tam było?!-lekko podniosła głos.

-Tak, tak. Już wstaję mamo!-odparłem podnosząc powoli swoje ociężałe i niewyspane ciało.

Po porannej toalecie wzbogaconej o szybki prysznic poszedłem zjeść śniadanie. Gdy tylko wyszedłem z pokoju poczułem cudowny zapach, który sam zaprowadził mnie do kuchni.

-Czy to naleśniki?-spytałem cały w skowronkach.

-Tak, z jagodami. Twoje ulubione.-Uśmiechnęła się szeroko kładąc talerz z górą naleśników na stole.-Siadaj i wcinaj.-Smacznego.

-Dziękuje.

**

-Smakowało?

-Jeszcze się pytasz? Było przepyszne!-odparłem wylizując talerz do czysta.

-Cieszę się. A teraz znieś walizki na dół, bo zaraz musimy wyjeżdżać.

-Dobrze, zaraz wracam. -wstałem od stołu i szybkim krokiem poszedłem do pokoju.

*

Walizka była stosunkowo ciężka jak na wyjazd na tylko dziesięć dni. Tak czy inaczej musiałem znieść walizkę na dół, a potem wtargać ją jakoś do bagażnika. Po kilkuminutowym szarpaniu się z nią na schodach zszedłem na dół po czym wyszedłem przed dom i włożyłem dużą, czerwoną walizkę do samochodu.

-Wszystko?-spytała ostatecznie mama.

-Tak.-odparłem z dumą.

-O niczym nie zapomniałeś?

-Wszystko mam.

-No dobrze, to komu w drogę temu w czas. Wsiadaj i jedziemy!-stwierdziła mama uruchamiając dość głośny silnik starego suv-a.

*

-Wyspany?

-No tak pół na pół.

-Odeśpisz w autokarze.-stwierdziła z uśmiechem.

-Raczej wątpię. Chyba, że w nocy... A właśnie ile tam będziemy jechać?

-No tak kilkanaście godzin to daleko, a wy jedziecie autokarem. Gdyby to był samolot zajęłoby wam to z dwie godziny.-rzekła.- Ale tak to macie więcej czasu na integracje.-stwierdziła.

-Niby tak, ale kilkanaście godzin w autokarze nie będzie komfortowe.

-Dasz radę.

-Jasne, że dam. O to się nie martwię.-uśmiechnąłem się po czym włożyłem słuchawki do uszu puszczając swoją ulubioną playlistę.


Hej! W końcu nowy rozdział. Przepraszam, że tak długo go nie było, ale mój laptop ostatnio odmówił posłuszeństwa. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i będziecie czekać na kolejne :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top