śmiałek


- Nie nie możesz ! - odrzekła postać dziewczyny klękającej na kolanach zalanej we własnych łzach.

Chłopak na to odrzekł specjalnie zbliżając się tyłem swoich pleców do przepaści nad murami jego miasta gdzie spędził swoje dzieciństwo.

- Teraz już chyba za późno na żal wcześniej nie miałem odwagi tego powiedzieć, ale kocham cię Vanesso - Powiedział jej  z uśmiechem  na twarzy i łzą cieknącą z jego źrenic po czym przybliżył się do przepaści...

Dziewczyna chcąc go powstrzymać pobiegła w jego kierunku, ale było już za późno on bez krzty strachu rzucił siebie z muru spadając z kilkunastometrowej przepaści  czas dla niego jakby stanął w tamtej chwili w miejscu jego wspomnienia przelewały się na tle wschodzącego słońca. Mimo żalu jaki czuł ze swojego straconego życia mimo straty swoich marzeń i wszystkiego co mógł osiągnąć nadal z uśmiechem na twarzy spadał i spadał, aż w końcu zbliżył się do ziemi oddzielonej od jego miasteczka murem, gdzie hordy krwiożerczych potworów jeden po drugim atakowali barierę niemal doprowadzając do jej pęknięcia. Chłopiec z ciszą przyjął swój żywot nie zrobił on to tylko dla siebie zrobił to dla ochrony bliskich mu ludzi. Jego ciało jeden po drugim zaczęło zapadać w nicość. Pierwsza była jego mana, potem jego  skóra po nich kości, a po tym narządy, aż nie miało zostać nic.

Pod koniec swoje szczątki rąk połączył tworząc coś w rodzaju modlitwy z jego pozostałościami szczątków.

- Ma skóra, me kości  moje wszystko ofiaruje ci w imię tego co mi bliskie w imię tego co kocham pragnę i chcę by żyło. Niech zapali się płomień, który wskazuje światło niech pochłonię w zamian moją duszę jako zapłatę i da nadzieję na lepsze jutro.

Chantując te słowa mocy wspomnienia ich dotyczące gnębiły jego myśli.

Pewnego dnia wędrowny czarodziej, mag, poeta czy zwyczajny starzec, albo wędrowiec. wiele miał imion zawitał on do jego miasta ich spotkanie było przypadkowe.

Poznał on go przechodząc po ulicy do swojego domu tą samą ścieżką co zawsze usłyszał on też wtedy jego pierwszy chant czy jak to inni zwą wymawianie formuły zaklęć.

Zaciekawiło to go i dopytywał starca o tajemnice magi na początku on nie był skory do wyjawiania swoich tajemnic jednak z czasem ujrzał jego niesamowity talent w magi, który się marnował w jego wiosce. Wtedy też narodziła się ich więź nauczyciela z uczniem.

Opowiedział on mu o zaklęciu, które daje niebywałą moc, ale wiązała się ona z pewnym niebezpieczeństwem, im większa moc tym większe jest piętno  jakie ze sobą niesie, a cena jest zbyt wysoka, dlatego wykorzystuje się ją tylko w ostateczności...

Chłopiec obiecał wtedy , że jej  nigdy nie wykorzysta o ile nie będzie do tego zmuszony.

Po ujrzeniu jego wspomnień mężczyzna już  z na wpół wylaną łzą z jego oczu, które zdążyły już zniknąć odrzekł ze swoich prawie martwych ust.

- Wybacz mi mistrzu, Vanesso, mamo, moi przyjaciele i moja rodzino... - po czym jakby z trudem oddychając odrzekł swoje ostatnie słowa - Zrobiłem to co musiałem.

Jego ciało znikło, a na wieży, która zasilała barierę pojawił się blask wraz z wschodzącym słońcem. Źródło mocy zostało odnowione, ale za to jakim poświęceniem.

Poświęceniem chłopca, który miał świetlaną przyszłość przed sobą.


Czy jego historia się tu zakończy, a może pójdzie dalej to już zależy od was


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #gatcha