16. Nie chcę twojej miłości

Keith

Obudziłem się jak zwykle o dziewiątej i nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Gdyby nie te niecałe trzy tysiące mil, które dzieliły mnie od Toronto, z pewnością byłbym w lepszym humorze i miałbym co robić. 

Wieczorem czekał mnie koncert w San Francisco i już nie mogłem się doczekać, ale z drugiej strony wolałbym w tym momencie być gdzieś indziej. Kochałem występować, ale żałowałem, że nie było tu ze mną Dee. Od tego dnia, którego większość spędziliśmy przy Graffiti Alley, minął tydzień, a ja nadal nie mogłem uwierzyć w to, że jednak się zgodziła, mimo podjętej przez nią wcześniej decyzji. 

Myśl, że mogę do niej z czystym sercem mówić Delilah, była niesamowita, szczególnie że naprawdę niewiele osób mogło, chociażby poszczycić się tym, że znało jej pierwsze imię. Przez ten tydzień zaczynałem sądzić, że ją po części poznałem. Pozwoliła mi się do siebie zbliżyć i to było kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła. To, jak bardzo potrafiła się zaangażować, a przy okazji nie traciła swojego charakteru.

Wiedziałem, że jeszcze mi o sobie wszystkiego nie powiedziała, ale jak na razie się tym jakoś szczególnie nie przejmowałem. Zostałem wtajemniczony w to, w co powinienem i to mi wystarczało. Przynajmniej na tę chwilę. 

Mimo to niezależnie od tego, jak bardzo by nam obojgu nie zależało i tak nie było idealnie. Gdy byłem w Toronto, po tej dziwnej rozmowie widzieliśmy się może ze trzy razy, z czego jeden dosłownie przelotem, bo Dee się spieszyło, na jakieś spotkanie odnośnie do kolejnej książki.

Najdziwniejsze było to, że powrót do jej mieszkania tamtego dnia pamiętałem jak przez mgłę. Nie wiedziałem, czy to ze szczęścia, ale szczegóły ulotniły się z mojej głowy zaskakująco szybko, mimo to i tak wiedziałem, że to był jeden z najlepszych dni w moim życiu i decyzji, jakie mogłem wtedy podjąć. Pamiętam, że byliśmy oboje w wyśmienitych humorach i rozmawialiśmy niezobowiązująco o jakiś kompletnych błahostkach. Wtedy było nam to potrzebne, a przynajmniej mi, do rozładowania lekko napiętej atmosfery.

I nawet deszcz, który zaczął padać, nie potrafił zniszczyć tej chwili. Do jej mieszkania wróciliśmy cali przemoknięci, ale szczęśliwi. Nie spieszyliśmy się, za co byłem jej wdzięczny. Nareszcie trochę zwolniłem. Zwolniłem po to, aby teraz po raz kolejny ruszyć z kopyta. Niestety były rzeczy, których nie mogłem przeskoczyć, a może nie chciałem? W końcu w życiu w ciągłym pośpiechu też było coś pociągającego.

Dwa dni później widzieliśmy się na mieście, właśnie wtedy dziewczyna spieszyła się na spotkanie. Pojechałem wtedy do domu, a od środka wręcz zjadała mnie zazdrość, jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie, bo Dee spotkała się z jakimś lekarzem, który był już na emeryturze, w sprawie materiałów do książki. Jednak przy niej stawałem się kompletnym idiotą. 

Jednak to właśnie kolejne spotkanie było jednym z najciekawszych. Oboje z Delilah chcieliśmy jak najdłużej utrzymać nasz, można by powiedzieć, związek w tajemnicy i na tej płaszczyźnie ponieśliśmy sromotną klęskę. Chociaż może to i lepiej?

Akurat byliśmy w pokoju Dee. Dziewczyna leżała na łóżku, opierając się o jego wezgłowie, a ja z kolei trzymałem głowę na jej brzuchu, który jak się okazało, był niesamowicie wygodny. Oglądaliśmy na laptopie komedię, przy której nie raz wybuchaliśmy śmiechem i która doprowadzała nas do łez, oczywiście z rozbawienia. Delilah bawiła się moimi troszkę przydługimi już włosami, co było cholernie przyjemne. Aż miałem ochotę spędzić w tej pozycji resztę życia.

Właśnie wtedy usłyszeliśmy pisk z pokoju Leah. Nadal jak sobie przypomnę wyraz twarzy Dee, mam ochotę roześmiać się wniebogłosy. Zmarszczyła brwi, robiąc przy okazji jakiś śmieszny grymas, którego za nic nie umiałbym odtworzyć. Chwilę później białe drzwi otworzyły się z takim impetem, aż grzmotnęły z niesamowitym hukiem o ścianę.

Wytrzeszczyłem oczy na drobną dziewczynę w progu. Może była ruda, ale do wrednych, ani agresywnych raczej nie należała. Zresztą patrząc na jej drobną posturę, nadal nie mam bladego pojęcia, jakim cudem aż tak mocno trzasnęła tymi drzwiami. 

 — Coś się stało? — odezwała się Dee, przerywając ciszę, która nagle zapanowała w pomieszczeniu. 

 — Mnie pytasz? — prychnęła Lee, splatając ramiona. 

Gdyby nie szok, pewnie zacząłbym się śmiać z całej tej chorej sytuacji. Szczególnie że młoda patrzyła na nas z wyrzutem, jakbym jej co najmniej chomika zabił. Zresztą, chciała chomika, ale Dee stwierdziła, że za nic nie będzie trzymała takiego gryzonia w domu, nawet jakby jej dopłacili. Lee w zupełności jej wystarczała.

 — Kogoś innego mam zapytać?

 — Ile czasu jesteście razem? — przeszła do sedna, na co tylko zamrugałem gwałtowniej, sądząc, że się przesłyszałem, Delilah za to gwałtownie wciągnęła powietrze, wytrzeszczając oczy.

 — Co? — wtrąciłem się, gdy Dee nie odzywała się i widocznie tym razem to ją wmurowało. To była jakaś nowość.  

 — Zobacz. 

Podeszła do łóżka pewnym krokiem, podając mi telefon. Usiadłem, patrząc na wyświetlacz. Może nie byłoby tam nic dziwnego, gdyby nie zdjęcia moje i Dee, które zostały zrobione, kiedy trzymałem ją za ręce przy Graffiti Alley. Przeglądałem fotografie, podczas gdy Delilah patrzyła mi przez ramię, którego złapała się, wbijając w nie paznokcie, gdy tylko naszym oczom ukazała się ta, na której się całowaliśmy. 

 — K, zjebaliśmy — mruknęła pod nosem dziewczyna. 

 — To nie wszystko — wtrąciła Lee, wtedy gdy miałem odpowiedzieć. 

Wzięła ode mnie swoją własność, żeby po chwili znowu mi ją podać. To się robiło coraz dziwniejsze i zaczynałem się bać tego, co mogłem tam zobaczyć.  

 — Przeczytajcie. 

Na Twitterze była teoria, rozbita na kilka mniejszych tweetów, która głównie opisywała to, że z pewnością jesteśmy razem, bo w końcu nie mógłbym pocałować kogoś obcego. Były przytoczone te należące do mnie, jak i do Dee, które zawierały tylko jedno słowo „miś". Kochałem moich fanów, ale w takich sytuacjach chciałbym być zwykłym nastolatkiem. Rozumiałem, że interesowali się moim życiem, ale nie byłem w stanie zrozumieć tego hejtu na Delilah w komentarzach. 

 — Ja pierdole. — Pisarka wywróciła oczami, po czym zabrała mi telefon, przeglądając kolejne odpowiedzi. 

 — Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć? — zapytała Lee, przypominając nam o swojej obecności. 

 — Wtedy, kiedy ogarniemy i ustalimy wszystko. Lee, znamy się od miesiąca, więc to naprawdę jest coś niepewnego — odpowiedziała Dee, a ja wyjątkowo musiałem się z nią zgodzić. 

Z jednej strony nie chciałem, żeby robiła coś przeciwko sobie, będąc ze mną, a z drugiej naprawdę potrzebowałem jej miłości, której miałem wrażenie, że nigdy nie będę miał dość. To wszystko działo się tak szybko, jakbyśmy biegli milion mil na godzinę, a ja chciałem, żeby to wyglądało naprawdę dobrze. Żebyśmy w tym biegu zachowali, choć odrobinę gracji, przynajmniej w oczach innych. 

Wcześniej wyjaśniliśmy sobie, że nasz związek jak na razie jest tylko na próbę. Oboje wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo zbudować coś na odległość, bo tak to wyglądało. Często z pewnością nie będziemy się widywać, a jeszcze było tyle niewyjaśnionych spraw, o których prędzej czy później i tak będziemy musieli porozmawiać. Z jednej strony chciałem, żeby to wypaliło, a z drugiej wiedziałem, jak ciężko będzie. 

Delilah prychnęła rozbawiona, przez co oboje z Lee spojrzeliśmy na nią zdziwieni. Nie miałem pojęcia, co ją tak bardzo w tej sytuacji bawiło. 

 — Powiem wam, że jeszcze w życiu nie widziałam tylu komentarzy na mój temat. 

 — I to jest zabawne? — zapytała Leah o to, co ja miałem na końcu języka. 

 — To nie, ale to jak bardzo niektórzy są kreatywni w wyzwiskach już tak. Chociaż nie powiem, są też obojętni i ci, którzy za wszelką cenę chcą szczęścia Keitha. A najlepsi są ci, którym zależy na jego szczęściu, a i tak jadą po mnie, jak po burej suce. 

Pokręciła głową z niedowierzaniem. Może chciała wyglądać na obojętną, ale coś w jej spojrzeniu kazało mi myśleć, że jednak ją to chociaż trochę rusza. Dee była naprawdę twardą zawodniczką, ale tyle hejtu złamałoby nawet najlepszych. Bałem się o to, że ona nie będzie wyjątkiem. 

 — Może lepiej tego nie czytaj — zaproponowałem niepewnie, przyciągając ją bliżej siebie, tak abym cokolwiek widział. 

 — A ja słyszałam, że ona siedziała — przeczytała rozbawiona, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

 — Ty jesteś jakaś chora. To wcale nie jest śmieszne — powiedziała poważne Lee.

 — Może masz rację, ale wiesz co, nie obraź się K, ale mam ich w dupie. Jak to czytam, to mam wrażenie, że oni wiedzą o moim życiu więcej, niż ja kiedykolwiek wiedziałam. 

Po tych słowach oddała telefon siostrze, która postanowiła dalej z nami oglądać komedię, której straciliśmy kilka cennych minut. Do końca filmu Dee nie odezwała się ani słowem pogrążona w swoich myślach. Starałem się ją chociaż trochę od tego oderwać, ale nawet gdy na chwilę uzyskałem jej uwagę, po chwili znowu zapadała w ten dziwny stan zawieszenia. 

Właśnie przez to zachowanie wiedziałem, że to ją ruszyło. Tylko jeszcze nie wiedziałem, czy bardziej była zdenerwowana, czy może smutna. Ja natomiast byłem wściekły. Pierwszy raz mimo tak krótkiej znajomości, byłem aż tak szczęśliwy z dziewczyną, mimo wszystkich przeciwności, a ludzie doszukiwali się w tym drugiego dna. Wyczuwali spiski tak, jakby żaden artysta nie miał już prawa do miłości, a jedyne co obowiązywało w świecie biznesu, to ustawki. To było chore. 

 — Nie rozumiem, skąd są te zdjęcia, skoro nikogo tam nie było — oburzyła się Delilah, co całkowicie to rozumiałem. 

 — Nie mam pojęcia. Połowa moich zdjęć, która krąży po sieci, nie wiem, w jakich okolicznościach powstała — powiedziałem szczerze, a mimo to w jej oczach coś błysnęło, coś, czego nie zdążyłem dokładnie zauważyć i zinterpretować. Już któryś raz tego samego dnia.

 — Zajebiście po prostu. Nie ma to, jak wleźć z deszczu pod rynnę.

Wywróciła oczami zdenerwowana, siadając na łóżku. Podniosłem lekko głowę, po czym opadłem z powrotem na materac. Zaczynało już mi na to wszystko brakować siły, mimo że miałem w sobie nową niespożytkowaną energię. Przerażające było to, że fani tak dużo o mnie wiedzieli i byli na bieżąco z całym moim życiem. Czasem nawet bardziej niż ja.

To wszystko, całe moje życie odkąd zacząłem śpiewać, było jedną wielką porażką. Porażką, którą kochałem, ale która mnie przerastała. Zaczynałem tracić kontrolę nad swoim własnym życiem i to chyba najbardziej mnie przerażało. To było gorsze niż walka z wiatrakami, bo im bardziej chciałem żyć normalnie, tym mniejsze szanse na to miałem. 

 — Przecież lubisz deszcz — zażartowałem, co wyszło naprawdę źle.

 — Chociaż próbujesz. — Uśmiechnęła się do mnie lekko. — To i tak nie zmienia faktu, że utknęliśmy w pieprzonym błocie i jak na razie nie widzę wyjścia. A może to ruchome piaski? — zastanawiała się głośno, a ja z ulgą stwierdziłem, że jednak nie tak łatwo ją odstraszyć. 

 — Ale chociaż wszyscy na raz się dowiedzą. 

Puściłem jej oczko, przez co zaczęła się śmiać. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy Leah sobie poszła. To było niesamowite, jak z tą kobietą czas szybko płynął. Czas, w którym to ona była najważniejsza, reszta przestawała się liczyć.

 — Jesteś niemożliwy.

Pokręciła głową, ale i tak dostałem buziaka. Dee chciała się odsunąć, na co jej nie pozwoliłem, łapiąc ją w talii.

 — Keith, muszę zrobić kolację. Inaczej będziecie głodować — powiedziała spokojnie i możliwe, że chciała coś jeszcze dodać, ale nie bardzo miała jak mówić, gdy nasze usta po raz kolejny się złączyły.

Na początku starała się coś wydukać, ale wychodził z tego tylko jakiś niezrozumiały bełkot i na szczęście po chwili zaprzestała swoich prób. Czułem jej małe dłonie, a to pomiędzy moimi włosami, a to na ramionach i torsie. Natomiast jedna z moich rąk spoczywała na jej karku, a druga na talii, w razie, gdyby miała się osunąć i spaść z łóżka. Jakby na to nie spojrzeć siedzieliśmy przy samej krawędzi.

Nadal nie mogłem wyjść z podziwu, że jej skóra była tak miękka i gładka. Właśnie w takich sytuacjach byłem bezsilny i nie chciałem, żeby ktokolwiek inny patrzył na nią tak, jak ja. Żeby ktokolwiek tak ją dotykał, na szczęście wiedziałem, że obecnie tylko ja mam ten przywilej.

Wsunąłem dłonie pod koszulkę Dee, chcąc zdecydowanie więcej. Dziewczyna dźwignęła się na kolanach i lekko dysząc, cmoknęła mnie w czoło, po czym wstała i najnormalniej w świecie wyszła z pokoju. Opadłem sfrustrowany na materac, zastanawiając się, czemu w końcu nie mogła odpuścić i ulec. Czasami była nieznośna. 

To wcale nie tak, że nie widziałem jej już bez ubrania. Okej, może Leah była w pokoju obok, ale... Zresztą jej i tak raczej nikt nic by nie przetłumaczył. Ona jak zwykle wiedziała najlepiej, a ja zacząłem się zastanawiać, które geny u niej dominowały, te po ojcu – Kanadyjczyku, czy matce – Polce. Kiedyś czytałem, że Polki to najbardziej agresywne kobiety, ale nadal nie byłem co do tego pewny. W końcu jak chciała, potrafiła być miła. 

 — Śpisz jeszcze? 

Do rzeczywistości sprowadził mnie głos Theo. Spojrzałem na niego, a on jak gdyby nigdy nic wszedł do mojego pokoju, podnosząc żaluzje, przez co wpuścił poranne słońce do wnętrza, które niemiłosiernie raziło mnie w oczy.

 — Oglądałem powieki. Stało się coś konkretnego? — zapytałem, siadając na materacu.

Theodore był naprawdę spoko gościem i nic do niego nie miałem. Nawet często mu się zwierzałem, ogólnie był dla mnie jak pewnego rodzaju przyjaciel, który przy okazji opiekuje się moją karierą. Może właśnie przez to, że ona szła w dobrym kierunku, między nami była taka luźna atmosfera? To było bardzo prawdopodobne. Mimo wszystko i tak wolałbym, żeby obudziła mnie piękna kobieta o włosach koloru miedzianego blondu, a nie właśnie on. Szczególnie że takie pobudki nigdy nie niosły za sobą niczego dobrego.

  — Chyba musimy porozmawiać — powiedział całkiem poważnie, co trochę mnie zaniepokoiło. 

Może i The nie zawsze należał do najzabawniejszych, ale z pewnością nie był aż tak poważnym człowiekiem. Był wyluzowany jak na swoje stanowisko, ale to może dlatego, że nie miał jeszcze nawet trzydziestu lat? Wstałem z łóżka i wziąłem jakiekolwiek ubrania, byleby tylko wyglądać w miarę jak człowiek. 

 — O czym?

 — Raczej o kim — odezwał się, gdy już się ubrałem i nie świeciłem przed nim majtkami. 

 — Więc o kim? — dopytywałem, nadal nic nie wiedząc. 

 — Chyba nie będziesz zbytnio zadowolony z tego, co mam ci do powiedzenia. 

Przetarł twarz dłońmi, a ja miałem ochotę go uderzyć. Odłączyłem telefon, przy okazji sprawdzając, czy może Dee nie oddzwoniła. Rzadko kiedy odbierała, jak się do niej dobijałem, mimo że byłem pewien, że przez większość czasu ma przy sobie urządzenie. Miło by było zobaczyć, że to ona do mnie dzwoniła, ale najwyraźniej moment, kiedy pierwsza się odzywała, już minął. Zamiast połączenia miałem wiadomość od dziewczyny. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jej treść. Chociaż tyle.

Później zadzwonię. Idę wziąć prysznic. 

Przez chwilę manewrowałem palcami po klawiaturze komórki. Tą wiadomością wcale nie sprawiła, że bardziej wolałbym teraz być w Toronto. Wcale. Miałem wrażenie, że naprawdę nigdy nie będę miał jej dość i to czułem się z tym niesamowicie dobrze. Na początku nie wiedziałem, czy chcę jej miłości, czy też jej nie chcę, ale teraz byłem już pewien. Tylko czy działało to w obie strony? 

Mi to wcale nie przeszkadza. FaceTime brzmi dobrze ;*

 — Keith, jesteś? — Oderwałem wzrok od telefonu, patrząc na Theo. 

Boże, zapomniałem o nim. Nie mam pojęcia jak, ale po prostu wyleciało mi z głowy to, że Theodore nadal tu był i uważnie mi się przyglądał. 

 — Jasne, że jestem — powiedziałem, starając się zapanować nad mimiką twarzy, co na sto procent mi nie wyszło. 

 — To z pewnością ci się nie spodoba — mruknął pod nosem, na co zmarszczyłem brwi. 

Dopiero po chwili zaskoczyłem, że przecież przyszedł tu z jakąś sprawą. Albo musiałem wypić od rana kawę, żeby lepiej kontaktować, albo sam nie wiem, co byłoby w stanie mi pomóc. Chociaż chyba nie chciałem kawy. Kawę mógłbym pić tylko z jedną osobą i wtedy jakoś bym zniósł tę gorycz, a tak wolałem nie ryzykować. 

 — Theo, mów, o co chodzi, bo serio zaczynam się bać.

 — O Ellę, czy jak jej tam — odpowiedział, a telefon z zaskoczenia mało mi z ręki nie wypadł. 

Oczywiście, że chodziło o nią. O kobietę, której miłości pragnąłem, a która mojej niekoniecznie chciała, tylko czemu nie potrafiła mi tego powiedzieć... Sam nie wiedziałem dlaczego ze mną była. Może z litości? W końcu, gdyby jej na mnie zależało, czy nie starałaby się obdarzyć mnie zaufaniem? 

Zamiast tego, za każdym razem, gdy już myślałem, że jest dobrze, Delilah musiała powiedzieć coś, co rozdzierało mnie od środka, co świadczyło o tym, jaka przepaść nas dzieliła. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top