10. Powietrze
Dee
Przebudziłam się i pierwszym, co poczułam, było jego stosunkowo ciężkie ramie, które obejmowało mnie w talii. Nie otwierałam oczu, bo było mi tu zbyt dobrze. Palce naszych dłoni splecione, jakby tworzyły nierozerwalną całość, mimo iż jego ręka była zadziwiająco duża w porównaniu do mojej.
Oddychał miarowo, a ja czułam delikatne podmuchy powietrza na nagim ramieniu, przez co się uśmiechnęłam. Nawet tak drobna rzecz była w stanie mnie połaskotać, ale musiałam przyznać, że było to niesamowicie przyjemne i miłe doznanie. Keith ścisnął na chwilę mocniej moją dłoń, po czym bardziej się do mnie przytulił. Jego tors idealnie przylegał do moich pleców i gdybym tylko mogła, chciałabym zostać w tej pozycji na całą wieczność.
Znałam go krótko, a i tak nawet, jak na taki staż znajomości znaliśmy się słabo, co nie zmieniało tego, że akurat w tamtym momencie czułam się bezpieczna. Gdzieś w głębi siebie wiedziałam, że mogłabym mu zaufać, że znowu mogłabym być w pełni szczęśliwa.
Podkuliłam nogi, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Nie mogłam przecież tak myśleć. Nie byłam w stanie mu zaufać, a to jak niewiele o mnie wiedział, tylko to potwierdzało. Nie należałam do osób, które czerpałyby pełnymi garściami z życia. Nie po tym, co działo się w moim życiu. Nie z tą cholerną przeszłością, która wtedy niszczyłaby nie tylko mnie, ale i jego.
Musiałam wziąć się w garść i wrócić jak najszybciej do domu. Im dłużej tu byłam i czułam go obok siebie, tym było większe prawdopodobieństwo, że nie będę chciała opuścić ciepłej pościeli i jego ramion. To nie wyszłoby na dobre żadnemu z nas.
Nie chciałam, żeby przeze mnie cierpiał ktoś inny, kto na to nie zasłużył – a on nie zasłużył – a wiem, że raniłabym go, jeżeli już tego nie zrobiłam. Oczywiście nie robiłabym tego specjalnie, ale wiem, że tak właśnie by było. To był kolejny powód, dla którego musiałam ogarnąć się i stąd wyjść.
Leżałam już z otwartymi oczami, a na nocnej szafce mogłam zobaczyć zdjęcie, na którym był z siostrą i najprawdopodobniej rodzicami. Takie, na którym wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Widać było, że są zgraną rodziną. Zawsze takim ludziom zazdrościłam. Moja rodzina była szczęśliwa tylko na pokaz, a w rzeczywistości działy się tam różne cyrki, o których mało kto wiedział. Może to i lepiej?
Na samą możliwość wspomnień przeszedł mnie dreszcz, który raczej nie należał do tych przyjemnych, tych, które mogłam odczuwać tej nocy i poranka.
Czułam, że będę potrzebowała fajki do poradzenia sobie z kolejnym dniem. Albo, chociaż kawy z mlekiem. Ewentualnie mleka z kawą... Cokolwiek, bo wiedziałam, że ten dzień będzie długi i ciężki. W końcu musiałam zmierzyć się z Keithem i Leah...
— Nie śpisz.
Usłyszałam lekko zachrypnięty i zaspany głos chłopaka tuż przy uchu. To bardziej brzmiało jak stwierdzenie i właśnie dlatego nie odpowiedziałam.
Chwilę później poczułam, jak jego usta składają małego całusa pod moim uchem. Walczyłam z uśmiechem, który zawzięcie cisnął mi się na usta. Jeszcze w życiu żaden facet nie zrobił w moim kierunku tylu małych, a zarazem miłych gestów, co Keith w ciągu tych kilku tygodni. On był naprawdę kochanym człowiekiem, który zasługiwał na najlepszą kobietę, którą z pewnością nie byłam ja.
— Nie myśl tyle — dodał po chwili i wydawało mi się, że powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie wiadomość, która przerwała ciszę.
Podniosłam z podłogi mój telefon, przy okazji siadając na łóżku. Zakryłam się prześcieradłem, co spotkało się ze śmiechem z jego strony. Wywróciłam oczami i odblokowałam telefon, tylko po to, żeby zobaczyć SMS-a od Joce.
Za godzinę u mnie. x
— Wiesz, muszę się zbierać — mruknęłam, odpisując przyjaciółce.
Keith w odpowiedzi mruknął tylko coś niewyraźnie, po czym złapał mnie w talii, przyciągając bliżej siebie i kładąc na łóżku. Zaśmiałam się, gdy przejechał palcami po moich żebrach, a w myślach przeklinałam wszędobylskie łaskotki. To przez nie miał nade mną przewagę...
— Nie puszczę cię — powiedział poważnie, co tylko bardziej mnie rozbawiło.
On chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że czasem zachowywał się mega uroczo. Aż cukrzycy dostawałam. Wtulił głowę z zagłębienie mojej szyi i byłam pewna, że całą twarz miał w moich włosach. Musiałam je w końcu ściąć.
— Zdradzę ci sekret — szepnęłam, odwracając się do niego przodem i patrząc prosto w te jego brązowe szczęśliwe oczy. Lekko rozmazane, ale nadal z charakterystycznym błyskiem.
Ewidentnie był zainteresowany tym, co miałam mu do powiedzenia, a ja nadal nie mogłam wyjść z podziwu, jak one mogły mieć aż tak intensywną barwę. Położyłam mu dłonie na ramionach, wyrywając się tym samym z zamyślenia i puszczając prześcieradło. Nie miałam się czego wstydzić, w końcu widział już wszystko.
— Jak będę chciała, to sama się puszczę.
Dopiero gdy to powiedziałam, zrozumiałam, jak głupio to zabrzmiało. Miałam ochotę stamtąd uciec, ale jak na razie nie wiedziałam takiej opcji, szczególnie uświadamiały mnie w tym silne ramiona młodego mężczyzny, które zawzięcie mnie trzymały. Przecież to wcale nie było tak, że nie chciałabym wyjść z tego mieszkania.
— Niekoniecznie — powiedział cicho, nadal zawzięcie patrząc mi w oczy.
Boże, nie mógłby spojrzeć za okno, czy gdziekolwiek indziej, a nie się tak we mnie wgapiać? To było dekoncentrujące szczególnie, jak widziałam tą rozszerzającą się czerń źrenic, wtapiającą w brąz tęczówek. Mogłam to dostrzec nawet wtedy, gdy granice między tymi kolorami w moich oczach były lekko rozmazane. Pochylił się nade mną, a ja wiedziałam, że jeszcze trochę i przepadnę tak, jak ostatniej nocy.
Co prawda niechętnie, ale jednak wyprostowałam dłonie w łokciach, odsuwając go delikatnie od siebie. Spojrzał na mnie niezrozumiale, a ja miałam ochotę cofnąć ten ruch, gdy tylko przypomniałam, co tu się działo, ale z drugiej strony wiedziałam, że nie powinnam. Mimo to czułam jak ciepło jego ciała, zajmuje chłód, przez który się skrzywiłam.
— Keith, ja naprawdę muszę iść — szepnęłam słabo, bojąc się, że jakby powiedziała to zbyt głośno, to wszystko okazałoby się snem. Chociaż może tak byłoby lepiej?
— Czemu? — zapytał, tym razem nie starając się do mnie bardziej zbliżyć.
Już to robiłam. Już go raniłam, a miałam tego nie robić. Nie zależnie od tego, jak bardzo nie starałby się zachować pokerowej miny i tak nie mógł mnie oszukać. Jego oczy ukazywały całą duszę. Tak naprawdę nie wiedziałam, co siedziało w jego głowie, ale przerażało mnie to, co siedziało w mojej. Mimo to wiedziałam, że to spojrzenie będzie prześladowało mnie w najbliższym czasie.
— Muszę jechać do Joce. Nie wiem po co, ale gdyby nic się nie stało, to nie pisałaby do mnie o dziesiątej. W dzień po imprezie.
W sumie to, że Jocelyne do mnie napisała, było mi na rękę. Nawet powiedziałabym, że zaskakująco bardzo. W końcu, gdyby nie ona byłabym w stanie tu zostać i bym tego żałowała albo po prostu szukałam kolejnej marnej wymówki i usprawiedliwienia dla mojego zachowania.
Keith poddał się i wstał. Chwilę później wyszedł z sypialni, zostawiając mnie samej sobie. Miałam ochotę kogoś uderzyć, bo wiedziałam, że chłopak stawał się dla mnie osobą, której nie chciałam zawieść. Chyba już zbyt długo byłam sama i teraz szukałam w obcych osobach oparcia, którego tak naprawdę nie byli w stanie mi dać.
***
Tak jak napisała Joce, godzinę później byłam u niej. Przez korki spędziłam dobre czterdzieści minut w samochodzie z Keithem jako kierowcą, a między nami panowała kompletna i niesamowicie niezręczna cisza, którą przerywało włączone radio. A to wszystko tylko przez moją głupotę.
Gdy wstałam i się ubrałam, wyszłam z sypialni, zbierając swoje rzeczy. Znalazłam go w kuchni, na co tylko się uśmiechnęłam lekko. Z pewnością nie był najlepszym kucharzem, ale liczyły się chęci. Zbyt duże chęci, które miały pójść na marne.
— Chyba powinniśmy porozmawiać — zaczęłam, z mocno walącym sercem.
— Tak? — zapytał, odwracając się do mnie przodem. Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że to teleportuje mnie stamtąd, albo chociaż doda odwagi, ale niestety się pomyliłam.
— Wiesz — mruknęłam niepewnie i zaczęłam wykręcać palce. Nienawidziłam poważnych rozmów — tylko daj mi skończyć i nie przerywaj. Bo... ja nie wiem, co ty w ogóle myślisz o tym, co się stało wczoraj? — zapytałam, marszcząc brwi.
Chłopak patrzył na mnie zszokowany, jakbym z nerwów zaczęła mówić po polsku, co wcale nie byłoby takie dziwne, a on kompletnie nic by nie rozumiał. Nie odpowiadał, patrząc na mnie jak na wariatkę, dlatego znowu zaczęłam mówić.
— Nie mam pojęcia, co myślisz i w ogóle, ale po tym, co stało się rano, to chyba muszę cię jakoś... nie wiem, oświecić?, uświadomić, tak, to lepiej brzmi. Więc muszę cię uświadomić.
— Do czego, ty, w zasadzie pijesz? — zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie. Jakby już wiedział, co zamierzałam mu powiedzieć i niezbyt by mu się to podobało.
— Boże, jakby to. — Myślałam na głos. Zaczęłam chodzić po kuchni, przeczesując nerwowo rozpuszczone włosy. — Bo... wiesz, ja się nie bawię w związki, ani nic takiego. Jesteś naprawdę miłym facetem i możesz być świetnym przyjacielem, ale nie kimś więcej. To by po prostu nie wyszło, nie przeszło. Taki typowy niewypał — powiedziałam szybko, zanim zdążyłabym się rozmyślić i dojść do wniosku, że zabrzmiało to zbyt sukowato.
— Czy ty właśnie dajesz mi kosza?
Uniósł brwi, a ja byłam pewna, że w jego oczach błysnął zawód. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, zastygając w miejscu z nożem w ręku. Może jednak nie powinnam była się odzywać, gdy miał ostre narzędzie w dłoni?
— To nie tak — zaczęłam słabo.
— To wyjaśnij mi jak? Za młody jestem? Za krótko mnie znasz, więc nic z tego, ale przespać to się ze mną już mogłaś? A może masz kogoś innego na oku, a ja to tak tylko do zabawy byłem ci potrzebny? Mogłem wiedzieć, że tak to się skończy. Od początku wyglądałaś na kogoś, kto ma gdzieś innych ludzi.
Pytał i mówił takim tonem, jakby miał na to wszystko odpowiedź. Pokręciłam tylko głową z bezradności, uświadamiając sobie, jak wielki błąd popełniłam. Jak egoistycznie i dziecinnie się zachowałam. On miał swoje uczucia, a ja je trochę zdeptałam. Nawet trochę bardzo. Ale w końcu, czy to nie on kazał mi oddać się chwili i zapomnieniu? Teraz równie dobrze mógł winić samego siebie. Wiedziałam, że to się źle skończy...
— Keith! — krzyknęłam, przez co na chwilę się zamknął. — Wiesz, jakbyś mnie ostatnio, jak rozmawialiśmy, słuchał, nie musiałabym ci tego mówić, a mówię ci to teraz, bo później byłoby gorzej.
— Słyszałem cię idealnie — zapierał się.
— Słyszałeś, ale nie słuchałeś. Pamiętasz, jakoś dwa, albo trzy dni temu, jak rozmawialiśmy przez telefon. Pytałeś mnie, czemu nikogo nie mam. Powiedziałam ci, ale nie zrozumiałeś.
— Bo nie chciałaś być w związku. Nie znalazłaś tego odpowiedniego faceta — mruknął, opierając się o ciemne drewniane szafki.
— Wiesz, wtedy bardziej chodziło mi o coś w stylu, że nie potrafię, ani nie chcę się angażować, ale ty to odebrałeś po swojemu. Ale może masz rację. Nie znalazłam jeszcze nikogo odpowiedniego.
Naprawdę, chciałam się zamknąć, ale nie potrafiłam. Gdy już się nakręciłam, mówiłam wszystko to, co ślina przyniosła mi na język. Oczywiście, jak zawsze nawrzeszczałam na kogoś, kto niczemu nie zawinił, tylko dlatego, że za dużo już tego wszystkiego było. Za dużo rzeczy się wydarzyło, a on stał się osobą, która przelała czarę goryczy i mimo że najmniej do niej wlał, dostało mu się za całą resztę, o której nawet nie wiedział.
Później, gdy już emocje nieco opadły, zaproponował, że mnie podwiezie. Nawet po tym, jak obwiniałam go o to, co się stało w nocy, jak w zasadzie obwiniałam go o wszystko, on nadal potrafił się opanować i starał się mi pomóc. Protestowałam, ale i tak to zrobił i tak oto pogrążeni w niezręcznej ciszy siedzieliśmy w jego samochodzie, a ja czułam się jak najgorszy człowiek na świecie. Już sama nie wiedziałam dokładnie z jakiego powodu.
***
Siedziałam w kuchni przyjaciółki, która poszła na chwilę do sypialni. Keith odjechał, gdy tylko wysiadłam z samochodu, za co byłam mu wdzięczna. Chyba szlag by mnie trafił, jakbym musiała chwilę dłużej siedzieć w tej sztywnej atmosferze. Byłam mu wdzięczna za to, co dla mnie zrobił, ale nie mogłam udawać, że wszystko było między nami okej.
— Chyba już mogę ci to oddać — powiedziała, machając czymś w powietrzu.
Starałam się dojrzeć, co to był za przedmiot, ale do wielkich nie należał i połyskiwał w słońcu, które sączyło się przez okno znajdujące się za mną. A że daleko nie stała, tym bardziej miałam problemy z, chociażby, domyśleniem się, co to mogło być.
— Co to? — zapytałam, a na stole przede mną wylądowały klucze.
Moje klucze. Klucze do mojego mieszkania. Przez chwilę to do mnie nie docierało. Patrzyłam na nią wytrzeszczonymi oczami z otwartą buzią. Zamrugałam, ale nawet to nie pomogło mi w pobudzeniu umysłu do działania.
— Skąd je masz? — dopytywałam podejrzliwie, na co Joce tylko wywróciła oczami. Bałam się tego, co mogłam usłyszeć i co przypuszczalnie podejrzewałam.
— No wzięłam ci je z torebki wczoraj. Szczęściu trzeba czasem pomóc. Zresztą, zrobiłabyś dla mnie to samo — powiedziała, zadowolona z siebie.
Wytrzeszczyłam bardziej oczy, patrząc na nią z niedowierzaniem. Jak spokojna, z tym pewnym siebie uśmieszkiem, będąc przekonaną, że dobrze zrobiła, sączyła herbatę z kubka. Miałam ochotę ją zabić i to tak, żeby, jak najdłużej cierpiała. W dupie miałam to, że była moją przyjaciółką i nie raz mi pomagała, bo teraz właśnie przez nią wdepnęłam w największe gówno na świecie.
— Kpisz sobie ze mnie? Ukartowałaś to wszystko? — zaczęłam zwodniczo spokojnym głosem. Mrugnęła do mnie jednym okiem, a mi przed oczami stanęła scena, jak tańczyła z Keithem wolnego. — Czekaj... Coś ty mu, do cholery, nagadała? — warknęłam, nie wytrzymując napięcia.
— Oj, no nie złość się. Nic takiego nie powiedziałam, tylko tyle, że oboje tego chcecie i że pewnie i tak z kimś na tej imprezie się prześpisz.
Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic takiego. Miałam ochotę ją dogłębnie skrzywdzić, a pewność siebie i brak jakiejkolwiek skruchy w jej głosie powodował nasilenie tej żądzy. Czemu ją tam zaprosiłam? Co mnie do tego podkusiło? Chyba wtedy miałam nagłe zaćmienie umysłu.
— Wiesz co, nie sądziłam, że kiedykolwiek ci to powiem, ale, do jasnej cholery, przestań wpieprzać swoje trzy grosze do mojego życia! Ja się, kurwa, nie zmienię, a ty mnie może nie uszczęśliwiaj na siłę, co!?
— Nie krzycz na mnie. O co ci chodzi, co? — zapytała, z trzaskiem odstawiając kubek i przedrzeźniając mnie.
— Nie wpieprzaj się w moje życie! Jakbym chciała sobie kogoś znaleźć, to bym to, do ciężkiej cholery, zrobiła. Dociera coś do ciebie z tego, co mówię? — Na koniec zaczęłam się trochę uspokajać, ale tylko trochę.
— A co, nie podobało ci się? — Poruszyła brwiami, co sprawiło, że znowu miałam ochotę ją zabić. Ona robiła sobie z tego wszystkiego żarty. Ją cała ta sytuacja bawiła, a mnie wręcz przeciwnie.
— Wiesz co, to nie chodzi o to... — zaczęłam, ale mi przerwała.
— To jak było?
— Jak już musisz wiedzieć, to był to najlepszy seks w moim życiu — warknęłam na nią, a na jej twarzy pojawił się wyraz tryumfu.
— Wiedziałam.
— Skoro jesteś taka genialna, to powiem ci coś teraz, na co nie wpadłaś sama, geniuszu. Niezależnie od tego, co działo się w łóżku, nie będę z nim. Nie mam zamiaru się angażować w coś, co i tak się skończy prędzej czy później.
— Jesteś głupią cipą. Jak na was wczoraj patrzyłam, zobaczyłam coś w jego spojrzeniu i gestach. Zobaczyłam to, że byłabyś z nim szczęśliwa. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i on by ci to dał, a ty tak po prostu masz to w dupie — prychnęła, uderzając nerwowo palcami o blat szafki.
— Może i mnie znasz, ale widocznie nie wystarczająco. Ja byłabym szczęśliwa, a on? Proszę cię. Znasz mnie i wiesz, że bym go raniła, tak jak wszystkich, a on z tego, co zauważyłam, bardziej zasługuje na szczęście, niż ja. Sama podejmowałam różne decyzje, nie zawsze dobre, ale nie mam zamiaru go zepsuć.
— Nie jest zabawką... Przyznaj się, co aż tak bardzo przeraża cię w związku, co? Na pewno nie odpowiedzialność, bo za Leah jesteś odpowiedzialna, więc co? — Patrzyła na mnie uważnie, a ja odwróciłam wzrok w przeciwną stronę.
— Boję się go zawieść — szepnęłam cicho, ale byłam prawie pewna, że to usłyszała. — Boję się, że to będzie zbyt zobowiązujące. Boję się tego, co będzie, jak się zaangażuję i to wszystko szlag trafi. Tego, że się uduszę, bo przestanę w pewnym momencie oddychać, jak po raz kolejny będę musiała przeżyć taki ból, jak po starcie Gabriela i że nie zdążę wyjść na powietrze.
Dopiero kiedy to powiedziałam, zrozumiałam, ile w tym było prawdy. Zamknęłam oczy, czując, że jak się nie opanuję, to do łez dołączy szloch. Nienawidziłam, jak ktoś widział, jak płaczę, a ostatnio działo się to zdecydowanie zbyt często. Mimo że bezgłośny płacz miałam opanowany do perfekcji, nie potrafiłam hamować go całkowicie. O czym ja marzyłam, w ogóle nie umiałam opanować łez.
Czułam, że zaczynałam się dusić. Tym razem musiałam wyjść na powietrze. Jocelyne zrobiła wtedy jedną z najmądrzejszych rzeczy. Zostawiła mnie samą i pozwoliła mi stoczyć po raz kolejny tą samą przeklętą walkę z samą sobą w jej ogrodzie. Musiałam zmierzyć się z tym, co najlepszego wyrabiałam ze swoim życiem. Z moim życiem i życiem osób, które mnie otaczały. Zdecydowanie zbyt wielu już zraniłam i nie zapowiadało się w najbliższym czasie na jakąkolwiek poprawę.
Po raz kolejny tego dnia zaczęłam żałować tego, że nie miałam przy sobie, chociażby jednego papierosa.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top