1. Nawet nie znam twojego imienia
Keith
Ostatni raz opłukałem twarz zimną wodą, po czym wytarłem ją puchatym ręcznikiem. Oparłem dłonie na umywalce, podnosząc wzrok, dzięki czemu napotkałem swoje odbicie w lustrze, z którego powoli schodziła para. Moje usta samoczynnie ułożyły się w szeroki i szczery uśmiech, gdy dopadły mnie wspomnienia z dzisiejszego show. Pokręciłem głową i nadal mając wesoły grymas na twarzy, opuściłem, wyłożoną jasnymi kafelkami, hotelową łazienkę.
Swoje kroki skierowałem do sypialni, w której delikatny kremowy kolor idealnie łączył się z beżowymi i czarnymi wzorami, po czym położyłem się na miękkim materacu i zacząłem analizować jeden z moim zdaniem bardziej udanych występów. Zaplotłem dłonie na piersi i patrząc w sufit, oddałem się wspomnieniom, a uśmiech nadal nie chciał zejść z mojej twarzy, zresztą jakoś usilnie nie próbowałem się go pozbyć.
Moje myśli samoczynnie uciekły do momentu, gdy po raz szósty wyszedłem z łazienki. Jak zwykle dopadł mnie stres, którego nie mogłem i nie chciałem się pozbyć, ponieważ to on był jednym z czynników, które napędzały mnie do działania. Im większe napięcie, tym lepsze show. A ten występ miał być wyjątkowy tak samo, jak każdy inny. Może właśnie dlatego uwielbiałem tak tę robotę? Kochałem ten dreszczyk emocji, gdy miałem wyjść na scenę i zobaczyć tłumy fanów. Ludzi, którzy przyszli tam dla mnie i mojej muzyki.
Stałem z gitarą tuż przed stopniami, gotowy do wyjścia, gdy w słuchawce usłyszałem odliczanie. Serce zabiło mi dwa razy szybciej. Machnąłem kilka razy dłońmi tuż przy moim boku, biorąc kilka szybkich wdechów. Nie mogłem doczekać się opuszczenia backstage'u, zresztą jak zwykle, ale i tak ten pozytywny rodzaj stresu powoli mnie zżerał.
Mimo ilości koncertów, jakie zagrałem nadal, każdy kolejny występ wywoływał we mnie tak samo intensywne, pozytywne uczucia. Podniecenie opanowało całe moje ciało i myśli i już wtedy wiedziałem, że tego wieczora dam z siebie wszystko, a nawet więcej. Wykręcałem palce pod różnymi kątami, czemu towarzyszyły charakterystyczne pstryknięcia.
Dasz radę, stary, jak zawsze, pomyślałem, gdy ludzie krzątali się wokół mnie, robiąc ostatnie poprawki. Wszystko musiało wypaść naprawdę dobrze, przez co czasem miałem wrażenie, że oni się bardziej denerwują niż ja. Dawali z siebie wszystko, tylko że fani jakby zapominali o ich wkładzie tak, jakbym to ja sam wszystko ogarniał. To właśnie oni byli najlepszą ekipą na świecie, z nimi spędzałem naprawdę dużo ze swojego życia, przez co czułem, jakbyśmy byli rodziną. I to w sumie była prawda, a moja kariera była dzieckiem zrodzonym z pracy nas wszystkich, bo gdybym nie miał ich tuż obok, pogubiłbym się w tym wszystkim i co najważniejsze nie miałbym tego, bo oni na ten sukces pracowali tak samo mocno, jak ja, tylko że w cieniu. To ja byłem twarzą tego przedsięwzięcia.
Zacząłem dreptać w miejscu, gdy wreszcie usłyszałem pozwolenie. Trzymając gitarę, wreszcie ruszyłem przed siebie, na spotkanie z tymi wszystkimi ludźmi. Gdy dumnym krokiem wspinałem się po schodkach, do moich uszu dotarły piski i krzyki fanek, co dla niektórych mogło być irytujące i w zasadzie czasem było, ale z drugiej strony to pokazywało, jak wiele ten koncert dla nich znaczy i jak bardzo na niego czekali. Na moje usta wpłynął niekontrolowany uśmiech, który poszerzał się z każdym kolejnym krokiem.
Wziąłem głęboki oddech, stawiając pierwszą nogę na scenie. Przymknąłem na chwilę powieki, kiedy wyłoniłem się z mroków, wprost na flesze telefonów, gdy ludzie robili zdjęcia. Podszedłem do statywu z mikrofonem, gdy rozbrzmiały pierwsze takty stosunkowo szybkiej piosenki.
Byłem prawdziwym szczęściarzem, mogąc oglądać tyle osób zgromadzanych w jednym miejscu tylko z mojego powodu. Wiedziałem, że niektórzy z nich przejechali naprawdę wiele kilometrów, tylko po to, żeby tu być. To było niesamowite uczucie, a zarazem wielka odpowiedzialność, a ja nie byłem pewien czy byłem w stanie ją unieść. Miałem tylko cholerne dziewiętnaście lat, a osiągnąłem już więcej niż niejedna osoba, która była w podeszłym wieku...
Widok tylu osób był zarówno piękny, jak i przerażający. Przyszli tu na mój koncert, a ja postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby został w ich pamięci aż do końca ich życia. Miałem świadomość, że dla wielu z nich to pierwsza okazja brania udziału w czymś takim, stania się częścią wielkiej i mocnej społeczności, jaką tworzył ten niesamowity fandom.
Chciałem, żeby byli zadowoleni, mogąc tu być i zawierając nowe znajomości. Żeby byli tak samo szczęśliwi słuchając mnie, jak ja byłem, gdy przed nimi występowałem, gdy pokazywałem im, jak bardzo kocham to, co robię. Jak bardzo kocham ich, mimo że ich nie znam, bo wiedziałem, że gdyby nie oni, nie stałbym w tym miejscu, w którym stałem i nie robiłbym tego, co sprawiało, że byłem spełnionym człowiekiem.
Grałem na gitarze i śpiewałem, starając się w pełni skupić na słowach piosenek i nutach, w których miałem nadzieję, że się nie pomylę. Emocje wylewały się ze mnie, gdy całe serce wkładałem w to, aby fani zapamiętali ten koncert na zawsze. Miałem nadzieję, że pozostanie on w ich pamięciach na zawsze i że z biegiem czasu te wspomnienia się nie zatrą.
Arena O2 w Londynie wyglądała zadziwiająco piękne, gdy latarki w telefonach były włączone, a moją małą armię tak samo cieszyła moja muzyka, jak mnie to, że tu byli i pokazywali, że ona cokolwiek dla nich znaczy. Zresztą gdziekolwiek bym nie był i tak zawsze zadziwiające było ich zaangażowanie w różne akcje i w trwający występ.
Jak zahipnotyzowany śpiewałem, przyglądając się fanom, z których ust również wypływały słowa piosenek, przez co czułem się jeszcze bardziej dumny. To właśnie oni nadawali wyjątkowość wszystkim moim występom. Na całej trasie śpiewałem te same piosenki, które mimo wszystko w każdym miejscu na Ziemi brzmiały inaczej, bo to ludzie, śpiewając je czy wsłuchując się w ich brzmienie w kompletnej ciszy, nadawali im ich tożsamość i duszę.
Wiedziałem, że gdybym pozwolił sobie na chwilę słabości przez rozsadzające mnie od środka emocje, załamałby mi się głos. Tak to tylko czułem delikatny, acz miły ucisk w okolicach serca, który był nieodłączną częścią każdego koncertu, a który świadczył tylko o tym, jak oddanie ludzi w trakcie występu było dla mnie czymś przyjemnym. Czymś, co sprawiało, że wstępowała we mnie nowa energia. Pozytywna energia.
Zebrane osoby tańczyły, krzyczały, piszczały, niektóre płakały – miałem nadzieję, że ze szczęścia, a nie z żałości nad tym, co tworzyłem – ale mimo wszystko wydawało mi się, że bawili się tak samo dobrze, jak ja na scenie, a może nawet lepiej... Kochałem to uczucie, gdy widziałem radość na ich twarzach, że wreszcie spełnili swoje marzenie.
Dopiero kiedy odstawiłem gitarę do którejś z wolniejszych piosenek, bodajże dziesiątej, w oczy rzuciły mi się dwie dziewczyny. Stały w drugim rzędzie, przez co idealnie je widziałem. Jedna skandowała słowa każdej piosenki, a łzy, płynęły po jej zaróżowionych policzkach. Druga z kolei poruszała się delikatnie w rytm muzyki, czasem przymykając oczy, ale nie śpiewała. Przeczesała palcami długie, prawdopodobnie rude włosy i zaczęła kołysać się z wyciągniętymi do góry rękoma, zamknęła na chwilę oczy, wsłuchując się w słowa.
Dopiero gdy spojrzała wprost w moje oczy, dostałem jakby olśnienia. Nawet w półmroku panującym na scenie, przy tej wolnej i poruszającej balladzie byłem w stanie dojrzeć błękit jej dużych oczu, w których zawarte były jakieś emocje. Emocje, które chciałem rozszyfrować.
Śpiewając następny utwór, nieco szybszy, ale również z pewnym przesłaniem, dotykałem wyciągniętych dłoni fanów. Postanowiłem skorzystać z okazji, gdy podążając za tłumem, kobieta również wyciągnęła swoją rękę, którą złapałem i przytrzymałem, z pewnością dłużej niż powinienem, co w tamtej chwili niezbyt mnie obchodziło.
Wpatrywałem się w nią niczym w niewyobrażalnie piękny obrazek. Jasno-rude włosy okalały bladą twarz, na której zdecydowanie wyróżniały się niebieskie oczy, intensywnie patrzące wprost w moje. Błyszczały od emocji i łez, a ja jedynie miałem nadzieję, że dziewczyna nie pozwoli im wypłynąć. Jej usta tak samo, jak moje rozciągnęły się w szerokim, pewnie niekontrolowanym uśmiechu, a wokół jej pięknych oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, które tylko dodawały jej uroku.
Wtedy byłem już niemal pewien, że widziałem ją wcześniej, tylko jeszcze po prostu nie wiedziałem gdzie...
Puściłem jej małą dłoń, a gdy się odsunąłem, wydawało mi się, że jej twarz wyraża podziękowanie. Jakby dziękowała mi za... w sumie to sam nie wiedziałem za co. Tak po prostu, jakbym zrobił przez te kilka sekund coś, co jej w jakiś sposób pomogło, chociaż może mi się po prostu wydawało, bo ta mina gościła na jej buzi dosłownie kilka sekund, może nawet krócej, a ja nie znałem jej na tyle, żeby wiedzieć, jak wygląda w różnych sytuacjach. W ogóle jej nie znałem i to był mój największy problem.
Przy kolejnych piosenkach, czasem nie mogłem oderwać od niej wzroku, gdy w pełni oddawała się muzyce. To było fascynujące, móc oglądać osoby, które zatracały się w mojej twórczości. Może przez to, nawet nie zauważyłem, kiedy nadszedł czas na ostatni utwór? Wziąłem głęboki oddech, biorąc mikrofon do ręki i podszedłem do krawędzi sceny. Chrząknąłem cicho, słysząc, jak reszta przygotowuje się do gry.
— Mogę powiedzieć wam z czystym sumieniem, że wszystkie występy są dla mnie tak samo ważne, bo razem ze mną tworzycie je właśnie wy. Osoby, które z jakiegoś powodu kochają to, co tworzę, które dorastają razem ze mną i które się zmieniają. Przed tym ostatnim, a zarazem nowym utworem chciałbym wam powiedzieć jedno. Mianowicie nie dajcie stłamsić się innym. Róbcie to, co kochacie, bo jeżeli włożycie w to odpowiednią ilość czasu i zaangażowania, może stanie się to tym, co będziecie robić w przyszłości, z czego będziecie żyć. Może nigdy w niczym nie będziemy idealni, ale nikt nie jest, bo bycie idealnym jest przereklamowane. Popełniamy błędy i zawsze będziemy, bo to jest nieodłączna część życia, ale najgorszym błędem, jaki można zrobić, to pozwolić na to, by ktoś pozbawił nas ambicji i marzeń, bo póki je mamy, żyjemy i mamy cele. Z kolei, gdy ktoś nam je zabierze, po prostu egzystujemy. Dziękuję wam za ten wspaniały wieczór! — wykrzyczałem ostatnie zdanie, na co odpowiedziały mi piski pomieszane z jakimiś niezrozumiale wykrzykniętymi słowami, przez co się uśmiechnąłem.
Właśnie śpiewając ten ostatni utwór na scenie, nie mogłem oderwać od niej spojrzenia. Co chwilę zerkałem na boki, chcąc spojrzeć choć raz na innych, ale moja uwaga i tak była poświęcona głównie jej. Było w niej coś, czego nie było w nikim innym. A może po prostu tylko w niej to dostrzegłem? Nie byłem pewien, ale gdzieś w głębi siebie wiedziałem, że nie spocznę, póki nie dowiem się, czym to „coś" było.
Oczywiście tajemnicza nieznajoma nie była jedyną, której ręki dotknąłem tamtego wieczoru, ale ona z pewnością najbardziej zapadła mi w pamięć. Jako jedyna wtedy nie piszczała, a przeżywała to wszystko w środku, nie naruszając przy tym mojego słuchu, po prostu się we mnie wpatrywała, lekko mrużąc oczy, przez co jej pokryty piegami nos lekko się marszczył.
Nadal przed oczami miałem sceny, gdy fani wyśpiewywali ze mną całe teksty piosenek, bądź ich naprawdę spore fragmenty, na co nie mogłem się napatrzeć. Czułem wtedy, jak coś zaciskało mi się na piersi, a duma rozrywała mnie od środka. Cieszyłem się, że udało mi się coś takiego stworzyć. Że nieznani ludzie podczas takich występów zawierali przyjaźnie na całe życie, że się jednoczyli i że potrafili się zgrać, nawet gdy pochodzili z różnych krajów i mówili różnymi językami. To dla takich chwil uwielbiałem robić to, co robiłem i byłem pewien, że szybko tego nie rzucę, bo w moim przypadku muzyka była równie uzależniająca co narkotyki, jak nie bardziej.
Przeżyłem już tak wiele koncertów i to nie tylko swoich, a wszystkie zwierały w sobie tajemniczą magię, której brakowało ludziom w życiu codziennym. To wyglądało tak, jakby zostawiali wszystkie swoje problemy i zmartwienia przed wejściem, a na występie cieszyli się chwilą i tym, że mogli ją przeżywać w naprawdę sporym społeczeństwie, które tworzyli. Jakby to było dla nich oderwaniem od rzeczywistości. Jakby wszyscy zebrani na arenie byli jedną wielką rodziną i mogli zwrócić się do siebie z każdym, nawet największym problemem. I to było piękne. Ta więź pomiędzy fanami czy ta pomiędzy fanami a artystą. To chwytało za serce niezależnie od tego, jak długo by się w tym nie siedziało.
Wiedziałem, że już pewnie nigdy nie spotkam tej dziewczyny, bo nawet nie wiedziałem, jak się nazywała. Mimo to nadal przed oczami miałem jej twarz, prawie tak jakby była tuż obok mnie. Właśnie tego wieczora postanowiłem, że ją znajdę. Nie pozwolę jej uciec i może jeszcze nie wiedziałem, jak się za to zabiorę, ale nie spocznę, póki jej nie znajdę.
Już prawie usypiałem, gdy do głowy wdarło mi się wspomnienie sprzed dwóch lat. To był początek mojej kariery i występ w jakimś lokalu w Toronto, którego nazwy nie pamiętałem.
„Grałem czwarty utwór, przeczesując wzrokiem zabrane osoby. Zatrzymałem wzrok na jednej dziewczynie, która miała góra trzynaście, czternaście lat, z pewnością nie więcej. Miała ciemnorude włosy, ale nie to przykuło moją uwagę. Właśnie się odwróciła w stronę schodów, znajdujących się z tyłu pomieszczenia, po czym pomachała w tamtym kierunku.
Mimowolnie spojrzałem w tamtą stronę, dzięki czemu w rozświetlonym lampkami ledowymi pomieszczeniu, dostrzegłem kobietę, machającą telefonem. Stała na samym szczycie, przy drzwiach wyjściowych, z delikatnym uśmiechem na ustach. Oczy jej błyszczały i wcale nie zwracała na mnie uwagi, która cała skupiona była na rudowłosej.
Dziewczyna przy scenie odpisała coś, na co jej przyjaciółka, albo siostra – nie stawiałbym na to, że łączyła je jakaś inna relacja – uśmiechnęła się szerzej, co sprawiło, że wyglądała jeszcze lepiej. Uśmiechnąłem się, wracając wzrokiem do ludzi, którzy przyszli tu dla mnie i którzy uważnie mnie obserwowali i zacząłem zachęcać ich do śpiewania razem ze mną"
Właśnie w noc po tamtym występnie po raz pierwszy śniła mi się tajemnicza dziewczyna, stojąca w cieniu, niedająca o sobie zapomnieć. Po kilku miesiącach sny się skończyły, a jej obraz zatarł się we wspomnieniach tysięcy innych osób, które później spotkałem.
Byłem pewien w dziewięćdziesięciu procentach, że na dzisiejszym koncercie widziałem ją. Może dwa lata temu patrzyłem na nią tylko przez moment, ale nawet gdybym spojrzał na nią tyko na ułamek sekundy, nie byłbym w stanie pomylić tego szerokiego uśmiechu i szczerych błękitnych oczu, które dane mi było podziwiać aż dwa razy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że straciłem szansę na poznanie jej. Drugą szansę...
Zastanawiało mnie jeszcze to, czy tamte sny powrócą. Sny, które czasem były bardziej rzeczywiste niż to, co działo się wtedy, gdy nie spałem.
Jej oczom przyglądałem się tylko przez chwilę. Chwilę, która trwała niczym wieczność, gdy zatopiłem się w tych pięknych tęczówkach, które kolorem przypominały nieprzebyty ocean. Nawet w trakcie tego krótkiego momentu zobaczyłem w jej spojrzeniu coś, przez co później nie mogłem przestać na nią patrzeć ani myśleć.
Zazwyczaj w oczach fanów widziałem to samo. Radość pomieszana z niedowierzaniem, szczęściem, ale jej wzrok miał w sobie coś jeszcze, coś, czego nie potrafiłem zidentyfikować, a zarazem coś, co mnie do niej ciągnęło. Może właśnie przez to "coś" obrałem sobie za cel znalezienie jej i zrozumienie tego.
Pamiętam, że przez resztę koncertu patrzyła na mnie tak, jakby mi za coś dziękowała. Jakbym zrobił coś dla niej. Coś wyjątkowego, coś, co ją uratowało, a to, że nie wiedziałem co było tym „czymś" sprawiało, że teraz leżałem sfrustrowany, starając się usnąć, co nie szło mi zbyt dobrze.
Chciałem się po prostu dowiedzieć, kim ona jest, jaka jest i jaką skrywa tajemnicę. W końcu każdy z nas jakieś ma, a byłem pewien, że ona miała ich więcej niż przeciętny człowiek. Nie wiedziałem, skąd wzięło się we mnie to przekonanie, ale tak czułem.
W końcu poczułem, jak moje powieki stają się ciężkie i jak mój oddech powoli zwalniał. Tuż przed tym, gdy usnąłem, oczami wyobraźni po raz kolejny podziwiałem te piękny, rozświetlający jej osobę od środka uśmiech i byłem pewien, że rozpoznałbym go wszędzie. Po chwili dołączyły do niego również błękitne tęczówki, a w końcu przed oczami miałem jej piękną twarz, której do końca nie pamiętałem, ale wyobraźnia dorobiła to, co uleciało z mojej głowy.
Przez kolejne dwa miesiące koncert odbywający się pierwszego czerwca nadal za mną chodził, objawiając się różnymi, małymi bzdetami, takimi jak chociażby sny, które stały się nieodłączną częścią mojego życia i pojawiały się przynajmniej raz na tydzień albo to, że nieświadomie o niej myślałem, przez co wyłączałem się kompletnie z otaczającej mnie rzeczywistości, co irytowało nie tylko mnie, ale również osoby, które musiały żyć ze mną na co dzień. W końcu nikt nie lubił być ignorowany.
Czasem nawet idąc ulicą, wydawało mi się, że ją widzę, ale gdy tylko mrugnąłem, jej twarz zastępowała tę należąca do innej osoby, zazwyczaj kobiety. Chciałem ją znaleźć, ale jak na razie wątpiłem w powodzenie tej misji, a mimo to z drugiej strony miałem ogromną nadzieję na niespodziewany łut szczęścia.
***
Oto pierwszy rozdział tego opowiadania. Jak Wam się podoba?
Za piękną okładkę chciałabym podziękować ValixySn, której nie mogę oznaczyć, bo Wattpad nie chce współpracować.
♥♥♥
Mam do Was prośbę, jeżeli znacie osobę, która mogłaby podjąć się współpracy przy poprawianiu rozdziałów, tak zwanej bety, a może Wy się tym zajmujecie i akurat nie macie pod opieką żadnej opowieści?, dajcie mi znać w wiadomości prywatnej. Będę naprawdę wdzięczna ♥
Do zobaczenia ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top