2
Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do światła. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ciemno było w laboratorium i jak dobrze widze w ciemnościach.
Dinozaurzyca zaczęła mnie ciągnąć za rękę, aż z miejsca pełnego lawy (*kaszel* hotlend *kaszel* dop.aut). Odwróciłam się i zobaczyłam ogromby budynek.
- Gdy tu trafiłam lab był malutki... - powiedziałam do siebie.
- Wiem... Doktor Gaster zatrzymał twoje funkcje życiowe, na czas eksperymentów, przez co jakby zastygłaś w tym wieku na te lata.
- A-ale przecież wojna z ludźmi była niedawno!
- W prawdzie to była wiele lat temu... Jesteś starsza niż myślisz.
- T-to nie może być prawda!
- Niestety, to prawda...
- Znam ten głos!- pomyślałam.
Gwałtownie się odwróciłam.
- A-asgor?
- Tak. Wyrosłaś - ten "kozioł" miał już kilka siwych pasm w brodzie, z resztą na głowie też.
- Czyli ... Pan już... No ten... Ma dziecko?
- Tak, syna, ale to teraz nie ważne.
Westchnęłam.
- To, co teraz?
- Sprubujemy cię z tąd wydostać, panienko.
Nagle ktoś mocko przytulił mnie od tyłu w bardzo charakterystyczny sposób. Wiem kto to
- Cześć, braciszku. Teskniłam - wtuliłam się w niego.
- Ja też, siostrzyczko, ja też.
Zaczęliśmy iść w stronę pięknego miejsca, z mnóstwem niebieskich kwiatów. Kojarzę to miejsce, ale nie wiem skąd...
Woterfil? Woterfal? Woterfol? Chyba coś takiego, ale nie mogę sobie przypomnieć... (ten uczuć kiedy nie pamiętasz jak pisze się nazwę miejsca i wymyslasz coś takiego XD dop. aut.)
- Ładnie tu i cicho - powiedziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top