Dzień Pierwszy - Początek Festiwalu
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czekał na to opowiadanie. Miłego czytania, dajcie znać jak wrażenia.
Dzień pierwszy – początek festiwalu
Czuł się jak idiota, największy na świecie idiota. Szedł dość szybko, starając się przemykać ulicami miasta i zostać niezauważonym, ale wiedział, że to niemożliwe, kiedy był ubrany w ten sposób. Dodatkowo obok niego stąpała rozpromieniona, tryskająca entuzjazmem Gemma, która zwalniała co kilka kroków, uśmiechała się do przechodniów i wyglądała w swojej pięknej sukni na tak szczęśliwą jak nigdy. Od samego rana, gdy budzik zadzwonił i zbudził go ze spokojnego snu, wiedział, że to będzie zły dzień. Miał te okropne przeczucie, że wydarzy się coś złego, wiedział, że tak będzie.
– Przestań się dąsać Harry! – wykrzyknęła, obracając się wokół własnej osi z gracją, o jaką jej nie posądzał. – To będzie piękny dzień, czuję się tak, jakbym mogła latać.
– Nie dąsam się, nie mam pięciu lat – przewrócił oczami na radość siostry. – Ale ty zachowujesz się jak dzieciak.
– Przestań w tej chwili – chwyciła go pod ramię, nie zwalniając kroku. – Musisz odrzucić to negatywne nastawienie, sam zobaczysz, że festiwal ci się spodoba. Tam wszyscy czują się szczęśliwi i radośni, tam jest jak w domu Hazz, przekonasz się.
– Szczerze mówiąc, to chciałbym, żeby te trzy dni minęły jak najszybciej, czuję się jak idiota w tym stroju. Wszyscy się na nas gapią i śmieją się – naprawdę nie potrafił nie zauważać spojrzeń, jakimi obdarzali ich nieznajomi. Nie był idiotą, wiedział, że wyglądają co najmniej kontrowersyjnie.
– Jeszcze będziesz ze mną odliczał dni do następnego festiwalu – powiedziała pewnie, obdarzając radosnym uśmiechem jakiegoś chłopaka, który gwizdnął z uznaniem na jej widok.
– Miej chociaż trochę godności, błagam – jęknął, patrząc na faceta z całą wrogością, na jaką było go stać.
– Harry, gdybyś się rozchmurzył i rozejrzał dookoła, zauważyłbyś, że nie tylko my jesteśmy w strojach, a cała masa ludzi – dziewczyna wskazała mu grupkę osób w strojach z Harry’ego Pottera.
– One przynajmniej wyglądają normalnie, mają szkolne mundurki – stwierdził, obrzucając dziewczyny krótkim spojrzeniem. – My wyglądamy jak błazny.
– Tak, mundurki, szaty i wymachują różdżkami. Przestań być nachmurzonym idiotą i uśmiechnij się, wyglądasz seksownie w tym kilcie. Myślę, że wielu facetów obejrzy się dziś za tobą. Może nawet jutro będziesz miał umówioną randkę. Nic nie mów, podziękujesz mi później – powiedziała radośnie, podskakując w miejscu, gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie miał odbywać się trzydniowy festiwal. – To tutaj, spójrz, jak wiele osób już jest!
– Nie potrzebuję żadnego faceta – burknął pod nosem, gdy siostra nałożyła mu na szyję smycz z identyfikatorem. Zerknął na niego i jęknął zażenowany, widząc, że napisała na nim imię Jamie. – Nie tak mam na imię.
– A kogo to obchodzi? Jesteś Jamiem, czy ci się to podoba, czy nie, żałuję tylko, że nie pozwoliłeś mi przefarbować swoich włosów.
– Dobrze, w takim razie Clare – sarknął, wymawiając jej imię. – Jakie mamy plany?
– Myślę, że teraz możemy przejść się do sali wystawców, na razie nie ma jeszcze wszystkich uczestników, więc nie będzie takiego tłoku, jaki zrobi się później – zaproponowała z uśmiechem, rozglądając się dookoła z zachwytem.
– Co tam jest? U tych wystawców? – zapytał, idąc za nią posłusznie, robiąc to samo co siostra. Rozglądał się z zaciekawieniem po całym terenie festiwalu, chłonąc wzrokiem zupełnie nieznane widoki.
– Och Hazz – westchnęła, zatrzymując się nagle przed jakimiś oszklonymi drzwiami. – Tam jest wszystko, o czym tylko możesz zamarzyć.
Przewrócił oczami słysząc, co wygaduje i wszedł za nią do środka. Od progu uderzył w niego hałas, a później dostrzegł setki ludzi krążących między stoiskami, na których faktycznie można było odnaleźć wszystko. Przerażała go ta ilość osób, więc zerknął kontrolnie na swój skórzany sporran, w którym umieścił telefon i portfel. Ostatnie czego chciał, to stracenie wszystkiego przez jakiegoś złodziejaszka. Gemma określała to miejsce jako szczęśliwe i domowe, ale on nie wierzył w te bzdury, wszędzie znajdowali się źli ludzie, którzy chcieli skrzywdzić innych. Nie był zrzędą, po prostu jakiś czas temu zrozumiał, że trzeba być realistą.
***
Louis wmaszerował na teren festiwalu z uśmiechem, może powinien przywołać na twarz odrobinę grozy, w końcu wyglądał jak gangster, ale na razie nie potrafił pohamować entuzjazmu i radości, jaką odczuwał, będąc w tym miejscu. Jeżeli gdzieś czuł się prawie jak u siebie, jak w domu to właśnie w tym miejscu. Chyba nigdzie nie odczuwał takiego szczęścia i poczucia bycia u siebie. Nagle wszystko wskakiwało na odpowiednie tory i nic nie mogło pójść źle. Odetchnął głośno, spoglądając w górę na błękitne niebo usiane drobnymi śnieżnobiałymi obłokami. Zapowiadał się piękny dzień. Spojrzał na przyjaciół, którzy mieli tak samo rozanielone twarze.
– Gdzie właściwie jest Zayn? – czuł się świetnie, ale do szczęścia brakowało mu jeszcze przyjaciela, który gdzieś się zapodział.
– Myślę, że znajdziemy go tam gdzie zwykle – stwierdził lekko Liam, uśmiechając się uspokajająco, ale Lou nie czuł spokoju, ta cała dziwaczna sytuacja z Malikiem budziła w nim niepokój.
– Czyli gdzie? – prychnął przewracając oczami. Nie mógł uwierzyć, że Zayn wszystko zepsuł, wymyślił coś, co przyprawiało go o ból głowy.
– Przy stoisku z piwem – zaśmiał się Niall. – To chyba oczywiste.
– Skąd możemy wiedzieć? Może nawet go nie rozpoznamy, bo stwierdził, że zrobi sobie cosplay dopasowany do jakiejś dziewuchy? Skąd możemy mieć pewność, że nas nie wystawił dla jakiejś … miłostki – wypluł to słowo z największym obrzydzeniem na jakie było go stać. Na samą myśl, że coś takiego mogło się wydarzyć, czuł, jak wściekłość ogarnia jego ciało.
– Cóż na pewno nie wystawił nas dla kobiety – powiedział Niall, tonem, który wyrażał to, że mówi o czymś bardzo oczywistym.
– Niby skąd możemy to wiedzieć? To Zayn – to miał być piękny dzień, a czuł się rozdrażniony. Nawet niebo zaczynało wyglądać okropnie, stawało się szare, ponure, pewnie zaraz miał rozpadać się deszcz.
– A może stąd, że obok ciebie stoi Liam, który jest chłopakiem Zayna od jakichś piętnastu lat? Zgłupiałeś do reszty, czy jak? – Niall uderzył go w ramię na tyle mocno, by zabolało.
– Tak, jakby to miało dać mi jakąś pewność – mruknął pod nosem, rozmasowując obolałą rękę. – Po tylu latach powinni już być małżeństwem.
– Louis, błagam uspokój się – poprosił Liam, klepiąc go pocieszająco po plecach. – Wszystko będzie w porządku, tylko musisz przestać się tak stresować. Stary jeszcze umrzesz na zawał w tak młodym wieku.
– Jasne, żartuj sobie ze mnie – prychnął, wciskając zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni płaszcza. – I nie mam już dwudziestu lat, nie jestem aż taki młody.
– Oczywiście, nasz podstarzały przyjacielu lub panie w średnim wieku, jak wolisz – Horan zarechotał swoim irytującym śmiechem, sprawiając, że Louis przyspieszył i wyminął kilka osób w strojach z jakiejś anime, chcąc jak najszybciej dotrzeć do części gastronomicznej, w której podobno był Zayn.
– Obyście mieli rację – ostrzegł od razu. – Bo naprawdę mogę dostać ataku, ale nie serca tylko szału, jeżeli on postanowił zrobić coś głupiego – powiedział ostrzegawczo i oczywiście zauważył spojrzenie, które posłali sobie Liam i Niall.
Wiedział, że coś się tu święci i na koniec będzie bardzo, ale to bardzo wkurzony. Widział już tłum ludzi, więc mógł domyśleć się, że dotarli we właściwe miejsce. Co jak co, ale stoiska z piwem i jedzeniem zawsze były oblegane, nawet na początku imprezy. Starał się odnaleźć w tłumie przyjaciela, ale jak na złość nigdzie go nie dostrzegał. Przedarł się przez spotkanie jakiejś grupy avengersów, kiwając głową z uznaniem na idealny kostium Kapitana Ameryki, gdy zauważył grupkę księżniczek Disneya szczebiotających i dyskutujących o czymś zaciekle. Jak dla niego było tam zbyt dużo pasteli i chichotów, więc postanowił omijać ten disnejowski krąg z daleka, gdy nagle mignęła mu przed oczami znajoma ciemna czupryna. Zatrzymał się w pół kroku, jak spetryfikowany. To nie mogła być prawda, poczuł, jak ciśnienie poszło mu gwałtownie do góry, a cała twarz stała się czerwona. Zauważył, że przyjaciele zatrzymali się obok niego, był pewny, że zaraz będą chcieli go uspokoić, ale nie miał zamiaru im na to pozwolić. Odepchnął ich lekko i zmrużył oczy patrząc na Zayna, swojego przyjaciela, który chyba chciał skończyć ich przyjaźń w bardzo brutalny sposób.
– Malik! – krzyknął wściekły, tak jak czasami zdarzało mu się w szkole, gdy skretyniali chłopcy nie potrafili zrozumieć, że zamykanie się po pięć osób w jednej toalecie to idiotyczny pomysł, który nie miał żadnego sensu. Zauważył, że kumpel obrócił się powoli i z radosnym uśmiechem pożegnał z wszystkimi księżniczkami.
– Nareszcie, myślałem, że się was nie doczekam – powiedział, podchodząc do nich w swoim stroju, który wywoływał o Lou mdłości. – Cześć – brunet pocałował Liama, nim zerknął na Louisa. – Wyglądasz na złego przyjacielu?
– Może mi wyjaśnisz, co ty do cholery masz na sobie? – warknął wściekle, słysząc to idiotyczne pytanie.
– Mój strój – Zayn obrócił się, demonstrując cosplay z każdej strony, a Louis chciał tylko podejść do niego i rozszarpać te ciuchy, które miał na sobie, pokazując, co znaczy dla niego ten jego cosplay.
– Niszczysz naszą przyjaźń rozumiesz? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Nie mogę na ciebie patrzeć. Co ci przyszło do głowy? Ubrać się w ten sposób? Jak ty wyglądasz? Co z naszą zasadą?! – wykrzyknął ze złością, czując, jak wściekłość w nim narasta z każdą mijającą sekundą.
– Daj spokój Lou, musisz przyznać, że wyglądam świetnie i ta stylówka pasuje do mnie idealnie – brunet zaśmiał się, nic sobie nie robiąc ze złości przyjaciela.
– Tak – prychnął przewracając przy tym oczami. – Doprawdy wyglądasz pięknie tania podróbko Aladyna – ostatnie słowo wyrzucił z siebie z pełnym obrzydzeniem. – Dla czegoś takiego warto było kończyć naszą wieloletnią przyjaźń? – może przesadzał, ale był zły i zdradzony. Nie robi się czegoś takiego przyjacielowi.
– Daj spokój – Liam poklepał go po ramieniu. – Zayn nie chciał zrobić ci na złość, po prostu wpadł na ten pomysł i musisz przyznać, że wygląda genialnie.
– Odpieprz się Liam, razem z tą swoją wielką miłością do Malika.
– Nie dramatyzuj stary – teraz do rozmowy włączył się Niall, który o dziwo był cicho podczas tej agresywnej wymiany zdań. – Jesteśmy przyjaciółmi i nic tego nie zmieni, a już na pewno nie Zayn przebrany za Aladyna. No weź, przyznaj, że wygląda lepiej, niż ta nowa filmowa wersja.
– I co, może za rok każdy z nas przebierze się za jakiegoś księcia z Disneya? – prychnął rozżalonym głosem. Nie rozumiał, dlaczego tylko on był zły.
– Dopóki nie znajdziemy swoich księżniczek, nie ma na to szans Lou. Spójrz, Zayn już swoją ma – wskazał na Liama, który poczerwieniał ze złości i zaczął iść w stronę Horana, a ten zarechotał i ruszył biegiem przed siebie, uciekając przed goniącym go przyjacielem.
– Księżniczek – wymamrotał pod nosem, nie mając siły komentować głupoty Nialla. Cały ten festiwal zaczął się nie tak, jak powinien. Niczego nie cierpiał bardziej, jak niespodziewanej zmiany planów. Utrata kontroli nad sytuacją sprawiała, że czuł złość i panikę w tym samym momencie. Rzucił okiem na Zayna, który stał obok z miną, która nie wyrażała nawet odrobiny skruchy. – Uwierz mi, mam ochotę zerwać z ciebie te ciuchy i wystawić na publiczne ośmieszenie – powiedział swoim najbardziej oschłym tonem.
– Jak perwersyjnie – rzucił rozbawiony Malik.
– Nie przerywaj mi. Nie po to czekałam na festiwal cały rok, żeby teraz ktoś taki jak ty, marna podróbka prawdziwego przyjaciela i fana Peaky Blinders zepsuła mi ten czas. Także Zayn policzymy się za trzy dni i uwierz mi, będziesz potrzebował czegoś więcej, niż kilka butelek piwa, żeby powrócić do moich łask, nie jestem taki jak Liam i Niall.
– Nie wiem, w którym momencie zacząłeś uważać się za księcia Lou – stwierdził Zayn, uśmiechając się do niego pogodnie. – Ale niech ci będzie. Kupię ci jakąś książkę o Spartanach, Wikingach, czy o kim tam będziesz chciał i mi wybaczysz jak zawsze. W końcu to dzięki mnie twoja biblioteczka się powiększa.
– Jeśli już to królem, a nie księciem i uwierz mi, jedna książkę tutaj nie wystarczy – powiedział i wyminął go, uderzając przy okazji ramieniem. – Aż wstyd się z tobą pokazywać – rzucił na odchodne, a po chwili uśmiechnął się, z trudem tłumiąc głośny śmiech. Zayn wyglądał komicznie i dobrze w tym samym czasie, ale nie miał zamiaru przyznać się do takich myśli przed kimkolwiek. Miał swoją godność i zasady, a jeśli coś w tych czasach było ważne to właśnie one.
***
Harry dreptał za Gemmą do każdego stoiska i przewracał oczami na zachwyty siostry. Oczywiście sam zawiesił oko raz czy dwa na czymś naprawdę ciekawym, na przykład nie mógł oderwać wzroku od ręcznie robionej biżuterii z brązu i srebra. To była piękna, rzemieślnicza robota, a to zawsze potrafił docenić. Podziwiał każdą osobę, która poświęcała swój czas na stworzenie czegoś samodzielnie, dlatego nie omieszkał skomplementować wspaniałych stoisk z biżuterią, ręcznie malowanymi torbami, czy też wyrobami ze skóry. Teraz stał i przypatrywał się skórzanym gorsetom i paskom. Były piękne i dopracowane w najmniejszym detalu. Przesunął palcami po delikatnej skórze, śledząc opuszkami palców jakieś wzory, które widział pierwszy raz na oczy.
– Przestań się tak na to gapić, chyba że chcesz kupić – Gemma zmaterializowała się obok niego i jak zawsze przerwała jego spokojny moment. – Napatrzyłeś się już?
– Możesz powiedzieć, dlaczego postanowiłaś mi przeszkadzać? Masz już dość oglądania tych głupiutkich gadżetów dla nastolatek? – zapytał złośliwie, chcąc dopiec siostrze, która piszczała jak mała dziewczynka oglądając figurki funko pop.
– Ja jestem nastolatką – wytknęła mu ze śmiechem na ustach.
–Oczywiście, wiem, że zatrzymałaś się w rozwoju mając szesnaście lat – usłyszał śmiech sprzedawcy, który przysłuchiwał się ich wymianie zdań. Spłonął rumieńcem i posłał mężczyźnie przepraszający uśmiech, po czym chwycił Gemmę za ramię i odciągnął ją od stoiska.
– Złośliwiec z ciebie – zauważyła rozbawiona kobieta. – Posłuchaj, mam już dość kręcenia się po tej hali, jest coraz więcej ludzi, więc może przejdziemy się na jakąś prelekcje? Tam sobie odpoczniemy.
– Na co? – zmarszczył czoło, nie wiedząc, o czym mówi siostra.
–Prelekcje, wiesz wykłady na różne ciekawe tematy – wyjaśniła, idąc w stronę wyjścia na plac. – Spodoba ci się.
– Wykłady? Jak w szkole? – skrzywił się na myśl o słuchaniu jakichś nudziarzy, którzy będą starali się wcisnąć mu głupoty do głowy.
– Boże Harry, nie jak w szkole. Możesz się ogarnąć? Czy ty w ogóle nie słuchałeś, kiedy opowiadałam o festiwalu rok temu?
– Przeważnie przestaję cię słuchać po kwadransie, gdy na zmianę piszczysz, wzdychasz i używasz słowa super.
– Jesteś bezczelny, wiesz? Nie wiem, jak twoi współpracownicy z tobą wytrzymują. Myślałam, że ci się tu spodoba i spędzimy miło czas – marudziła, a on znał ją zbyt dobrze, więc widział, że celowo stara się wymusić na nim wyrzuty sumienia.
– Dobrze, wiem już, jak zły jestem, a teraz powiedz mi, na jaką prelekcję chcesz pójść? – uśmiechnął się, udając radość i ekscytację, której oczekiwała od niego Gemma.
– Nie mam pojęcia, wszystko brzmi tak zachęcająco – westchnęła rozmarzona, a Harry z całych sił powstrzymał się od prychnięcia.
– Na przykład co brzmi tak zachęcająco? – zapytał, chcąc wykazać się zaangażowaniem. Najgorsze co mogło go spotkać, to zrzędząca cały dzień Gemma.
– Na pewno chciałabym pójść posłuchać jakiejś prelekcji o Grze o tron, o albo spójrz – wcisnęła mu przed nos notes. – Dlaczego nie wierzymy w globalne ocieplenie, to brzmi super zachęcająco.
– Czy ty rozpisałaś sobie te wszystkie … prelekcje w zeszycie? – zapytał, ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał jej urazić, a już jakiś czas temu zauważył, że jego siostra jest dość drażliwa. Osobiście uważał, że powinna znaleźć sobie jakiegoś rozsądnego, dojrzałego faceta, który wybiłby jej z głowy te wszystkie fantastyczne festiwale i tego typu bzdury, ale wolał nie mówić tego głośno, ponieważ wtedy Gemms powiedziałaby, że on sam powinien znaleźć sobie chłopaka i przestać żyć w swoim warsztacie. Dlatego wolał siedzieć cicho i cieszyć się ze swojego nieistniejącego życia miłosnego.
– Oczywiście, że tak. Dlaczego jesteś taki zaskoczony? Przygotowywałam się na to wydarzenie od miesięcy, tobie też wysłałam plan prelekcji i mówiłam, żebyś zrobił swoją listę. Nie mów mi, że jesteś nieprzygotowany – brzmiała jak wściekła nauczycielka, zaczynał się jej bać. Podobno to miały być miłe i przyjemne dni, a wszystko przypominało mu szkolny koszmar.
– Stwierdziłem, że ty znasz się lepiej i zdam się na twój gust – odparł wymijająco ze słodkim uśmiechem. Boże miał nadzieję, że ma jeszcze ten słodki uśmiech, którym starał się czarować chłopaków w szkole średniej. Jeśli nie, wyglądał teraz jak debil.
– Wiem, co robisz, pamiętam ten uśmieszek – przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się, więc najwyraźniej czar działał. – Chodźmy posłuchać prelekcji o wikingach, to powinno ci się spodobać.
– Niby dlaczego? – prychnął, ale posłusznie pomaszerował za siostrą, przedzierając się przez tłumy osób idących w przeciwną stronę.
– Wikingowie mieli tak czarującą osobowość jak ty – stwierdziła, gdy weszli do kolejnego ogromnego budynku, w którym gromadzili się ludzie. – Ale zaskakująco byli tez pociągający, może nauczysz się od nich czegoś i znajdziesz sobie w końcu faceta – dodała, zatrzymując się na środku korytarza.
– Bardzo zabawne, uśmiałem się – prychnął i chciał coś dodać, gdy został nagle pociągnięty na podłogę. – Hej co ty wyprawiasz? Dlaczego mam tu siedzieć?
– Rozejrzyj się – westchnęła i wyciągnęła z torebki jakąś książkę, którą po chwili zaczęła czytać.
– Dlaczego wszyscy tutaj siedzą? – gdy popatrzył dookoła, zauważył kolejkę, w której wszyscy siedzieli i zajmowali się przeróżnymi głupotami. Dostrzegł jakąś grupkę facetów w czarnych płaszczach, grających w karty, wybuchających co chwilkę głośnym śmiechem, razem z nimi siedział chyba Aladyn. To było przedziwne miejsce. Potrząsnął głową i wrócił spojrzeniem do Gemmy, która chyba już odpłynęła do jakiejś tajemniczej krainy. – Czy to jest kolejka? Gemms, czy te wszystkie osoby czekają na to samo co my? Chcą posłuchać, jak ktoś gada o wikingach?
– Tak, właśnie tak. Zajmij się czymś, mamy jeszcze co najmniej czterdzieści pięć minut czekania.
– Niebywałe – mruknął, nie mogąc w to uwierzyć. Kto chciałby ślęczeć w jednym miejscu, siedząc na niewygodnej podłodze i czekać tak długo, by posłuchać jakiś głupot o wikingach. Cóż najwyraźniej takich ludzi było bardzo dużo, ponieważ kolejka wydłużała się z każdą minutą. Skrzywił się, słysząc po raz kolejny wybuch śmiechu Aladyna i czarnych płaszczy.
– Możesz przestać się kręcić? – Gemma zamknęła książkę, patrząc na niego z wyrzutem.
– Myślisz, że łatwo siedzi się w czymś takim? Wybacz, ale nie mam doświadczenia w siedzeniu w spódniczce – syknął cicho, tak by nikt ich nie podsłuchał.
– A to dziwne, ponieważ, kiedy byłeś mały, uwielbiałeś przebieranki – zażartowała, czochrając mu włosy, tak jak zwykła to robić w dzieciństwie.
– Przestań się ze mnie nabijać, nie potrafię siedzieć ze złączonymi nogami. A jak mam siedzieć inaczej, żeby wszyscy nie widzieli tego, co mam pod kiltem? – kręcił się i starał znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić. Czuł się jak idiota, a jego nogi były długie i to w niczym nie pomagało.
– O co ci chodzi? Przestań dramatyzować.
– Nie chcę świecić tyłkiem przed tymi wszystkimi ludźmi – zamachał rękoma, wiedząc, że jest trochę dramatyczny, ale to była ważna sprawa. Miał przeżyć trzy dni w tym stroju, musiał wiedzieć, jak siedzieć.
– Słucham? O mój Boże … czy ty chcesz mi powiedzieć, że … że nie masz … Boże! – wykrzyknęła na cały głos, a spojrzenia wszystkich skupiły się na nich. – Nie masz na sobie bielizny?!
– Gemma – poczuł, jak cała twarz go pali, a rumieńce rozprzestrzeniają się na szyję. Wszyscy się patrzyli, nawet czarne płaszcze przerwały pasjonującą grę i zerkały w ich stronę. Boże, był zażenowany, chciał zapaść się pod ziemię, założyć na głowę jakiś hełm, maskę, cokolwiek byleby ukryć sie przed tym oceniającym wzrokiem wszystkich. – Dlaczego to wykrzyczałaś? Oczywiście, że mam bieliznę – dodał szybko.
– Nie masz, wiem, że nie masz. Znam cię – uśmiechnęła się znacząco w jego stronę. – Masz tam golutki tyłek i dlatego się tak wiercisz.
– Mam bieliznę i mówię to ostatni raz – odwrócił od niej wzrok i zauważył, że wszyscy wrócili już do przerwanych zajęć. Chciał stąd zniknąć, najlepiej schować się w swoim warsztacie i nie wychodzić z niego przez najbliższe tygodnie.
– Ciekawe jak będziesz tańczył szkockie tańce bez majtek.
***
Lou zerknął jeszcze raz przez ramię, chcąc spojrzeć na tego faceta, który przed chwilą został publicznie ośmieszony zapewne przez siostrę. Tylko rodzeństwo może zrobić coś tak zawstydzającego bez mrugnięcia okiem. Zauważył jego zarumienioną twarz i zażenowanie, które było na niej wymalowane. Chciał zobaczyć dokładnie jego strój, ale ludzie w kolejce zasłaniali mu cały widok.
– Stary grasz czy nie? – Niall trzepnął go w ramię i brutalnie ściągnął na ziemię. – Przestań się gapić i tak z tej odległości nie zobaczysz, czy ma na sobie te gacie czy nie.
Obrócił się do przyjaciół i wrócił do gry, nie komentując w żaden sposób głupot wygadywanych przez Horana. I chociaż był o krok od wygrania, po tej nieoczekiwanej przerwie nie potrafił zebrać myśli i przegrał z kretesem ograny przez wszystkich nawet idiotycznego Aladyna. Poczuł na sobie wzrok Liama, który przyglądał mu się z czymś dziwnym na twarzy, ale postanowił to zignorować, jak zwykle nie przejmując się dziwnym zachowaniem szatyna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top