Gang mamusiek cz.2
Pan Bielecki porozumiewawczo skinął głową na syna. Net od razu wyrwał się z rozmyślań i przytulił Nikę.
– Nie jest tak źle. Zaczęłaś dzień w szlafroku i tak samo go skończysz. Ale skończysz go znacznie lepiej, bo w moich ramionach. Wszystko się unormuje. Jak nie dziś, to jutro.
– Wiem że tak będzie... ale po prostu zniszczyłam wasze życie. Najpierw wpakowałam was w dziesiątki kłopotów z których musieliście mnie wyciągać, no a teraz jeszcze to...
– Te dziesiątki kłopotów to w większości nie była nawet w połowie twoja wina. A i tak z tego wyszliśmy cało. Jakośtobędzie.
– Ale z tej sytuacji chyba serio nie ma żadnego wyjścia... gdyby tylko była jakaś klapa w podłodze, pusta ściana, no cokolwiek, ale nie, jesteśmy uwięzieni i raczej nas prędko nie wypuszczą.
***
– Lina-jest, apteczka-jest, gaśnica-jest, paralizator-jest, metalowy słup-jest, noktowizor-jest, kanapki-są, chyba wszystko mamy. Możemy ruszać– Marlena włączyła silnik i...– gdzie my w ogóle mamy jechać?
W tym momencie zadzwonił telefon p. Bieleckiej. Na wyświetlaczu pojawił się dziwny, jakby zakodowany numer telefonu. Odebrała.
***
– Co o nim wiemy?
– No...- Marlena zastanowiła się.- To że już x razy próbował dorwać nasze dzieci i zawładnąć nad światem.
– Czyli da się go pokonać?
– Tak, ale to trochę zajmie, a chyba niebardzo masz z kim zostawić bratosiostrę...
– Natasza się nimi zajmie.
– Kto?
– A, nie mówiłam ci. Nowa sąsiadka, ogarnięta, fajna, ma czteroletnią córkę. Spokojnie się nimi zajmie.
– No okej, tylko żebyś się w nic nie wpakowała.
– Marlen, za kogo ty mnie masz? Wiem, że jestem trochę nadopiekuńcza, ale jakoś ich zostawię z Nataszą. W końcu Marek i Net przez bardzo długi czas byli wszystkim co miałam. Muszę ich uratować.
***
Obudził ich głośny huk. Rozejrzeli się. Pomiędzy celami stał Bezkształt.
Wróciłam! Dziękuję za 870 wyświetleń! Jedno wielkie WOW! Ktoś to czyta! I jeszcze głosuje i komentuje- czasami mi się to w głowie nie mieści
Jesteś super! Tak, Ty! ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top