Siedzieli Przed Telewizorem
//Tagi: Sziliana, Ivo, obyczajowe
Sziliana i Ivo siedzieli przed telewizorem. Przeglądali Netflixa. Patrzyli tępo w ekran, kiedy ten drugi, rytmicznie, co kilka sekund wciskał strzałkę w dół na pilocie. Sziliana sięgnęła przed siebie, żeby złapać ze stolika kawowego puszkę. Zawisła na chwilę z dłonią w powietrzu, zastanawiając się, która z dwunastu puszek jest tą, w której jeszcze jest piwo. W końcu wybrała, trafiła. Zakołysała dłonią; płyn w środku chlustał, obijając się o aluminiowe ścianki. Potem przechyliła puszkę, biorąc kilka sporych łyków.
– Smakuje jak gówno – mruknęła do jej przyjaciela, który absolutnie nie zareagował. Zgniotła pustą już puszkę i dorzuciła do kolekcji, pod którą powoli znikał blat. – Czemu, żeś to kupił?
– Bo była promocja. – Wciąż patrzył tylko w ekran, mimo iż dobrze wiedział, że nie wybierze żadnej z pozycji, przez które przewija.
– Myślałam, że nie popierasz konsumpcjonizmu.
– Ano. Właśnie dlatego zapłaciłem im mniej.
Dziewczyna patrzyła na niego w ciszy. Mrugnęła powolnie; popatrzyła na telewizor. Zaczęła dłonią błądzić po swojej prawej, szukając czegoś na kanapie. W końcu złapała paczkę Marlboro. Otworzyła ją kciukiem, bez spoglądania na to, co robi.
– Chcesz jednego? – Zagaiła ponownie, wtykając papierosa między wargi.
– Nie.
Cisza. Zapaliła papierosa; wciągnęła dym, przymykając oczy. Jak komin, przez jej nos wydobył się kłąb dymu, a pomieszczenie wypełnił smród tytoniu. Wyciągnęła fajkę z ust i oparła ramię na bocznym oparciu.
– Tylko nie kiepuj na podłogę. – rzucił Ivo. Niby beznamiętnie, ale szybko mogło się to zmienić.
– Nie mam popielniczki.
Ivo łypnął na nią cienkimi oczami. Być może je mrużył, być może po prostu tak już miał.
– Zamierzamy coś oglądać, w końcu? – Sziliana zaczęła się trochę niecierpliwić.
– Nie wiem, a ty coś chcesz obejrzeć?
– Nie wiem.
Cisza trwała kilka długich sekund, ale nie była niekomfortowa. Często milczeli i to było w porządku. Po prostu siedzieli obok siebie.
– Chcesz iść na baby? Do El Dorado, czy coś... – Zaczęła Sziliana po chwili, obracając głowę do przyjaciela. On wzruszył ramionami.
– No, możemy iść.
Siedzieli dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top