5| Pytania bez odpowiedzi.

Zawsze zastanawiałam się czemu, akurat WC? Czemu nie mogło być to np. Schowek? W każdym razie nie pytam się o preferencje Alphys. Każdy lubi co, lubi... nie to źle wyszło.

Weszła do windy i zachęcającym gestem zaprosiła mnie do środka. Nie za bardzo lubiłam windy, a zwłaszcza tu. Za każdym razem, albo się zacinała, albo zatrzymywała, albo co gorsze spadała. Pomijając windy w Centrum Rdzenia, bo te nigdy mnie nie zawiodły. 

Niepewnie weszłam za nią do środka, starając się nie trząść.

- Fobia na windy? - Spytała się Alphys patrząc się na mnie. 

- *A tak jakoś nigdy nie miałam farta do nich. - Odpowiedziałam śmiejąc się nerwowo.

~ Przyciągasz po prostu pech jak lep na muchy. - Dopowiedziała Chara.

Miałam ochotę jej jakoś przygadać, ale ugryzłam się w język. 

- Nie bój się! Ze mną nic ci się nie stanie! 

- *Powiedział tak kiedyś pewien pan w Galerii i winda się zacięła. - Dopowiedziałam kończąc jej zdanie.

- Oj nooo. Dasz radę. W razie czego złap mnie. - Powiedziała puszczając mi oczko, wskazując na siebie palcem.

Naburmuszyłam policzki, ale nic nie powiedziałam. Alphys się zaśmiała wesoło.

- W takim bądź razie ruszajmy!

I wcisnęła ten guziczek zagłady. Winda się zamknęła, a ja kurczowo zaczęłam trzymać się kurtki, zamykając oczy. Jazda dłużyła się w nieskończoność, ale w końcu Alphys wesoło oznajmiła, że dojechaliśmy.

Otworzyłam oczy i ruszyłam za nią, z trzęsącymi się nogami.

- Nie było tak źle co nie?

- *Było gorzej niż źle. - Odpowiedziałam niepewnie stawiając kroki, po brudnych kafelkach laboratorium. 

Ta tylko się zaśmiała i ruszyła do przodu.

~ Szkoda, że nic ciebie nie zabiło. - Powiedziała Chara. - Byłoby zabójczo fajnie.

No nie, mamy na pokładzie kolejnego Sansa. 

- *Skąd ty te żarty. - Powiedziałam cicho, na tyle żeby Alphys nie usłyszała.

~ Aaaaaaa. Walczyło się z Sansem tu i tam. Słyszało się go tu i tam.

Nie odpowiedziałam. Ona tam ma swoje relacje z Sansem. Nie chcę się w nie mieszać.

W tym czasie kroczyłyśmy razem z Alphys po zabrudzonym, pokrytej wieczną mgłą, laboratorium. Mimo lat tu nic się nie zmieniło. Z zapiskami na ścianach było tak samo.

- Em. - Powiedziała Alphys zatrzymując się i obracając się w moją stronę. - Nie prawidłowe jest powiedzieć, żebyś się tutaj rozgościła, więc po prostu pozwiedzaj sobie tutaj. Ja pójdę po zapasy Determinacji.

- *Zostawiasz mnie? - Spytałam.

- Dasz radę. Masz przecież już te 18 lat. - Poklepała mnie po ramieniu, uśmiechając się zachęcająco. - Spotykamy się przy windzie.

I sobie poszła w swoją stronę.

Stanęłam wyryta w miejscu. Miałam ochotę opaść na podłogę i nie wstawać, ale przypomniałam sobie o moim wcześniejszym celu. Przecież miałam okazję żeby się dowiedzieć, w końcu więcej o Gasterze. W końcu tu pracował! 

~ Nie bądź, aż taka napalona bo w końcu nic nie znajdziesz.

- *Oj nie martw się! Ja potrafię zawsze coś znaleźć! 

I pobiegłam przed siebie. Korytarze w tym laboratorium kiedyś potrafiły mi dodać oczopląsów. Teraz mniej więcej potrafiłam je rozróżniać. Minęłam pokój z łóżkami. I mimo to, że wyglądały na wygodne nie miałam ochoty się na nich położyć. Aż przeszły mnie dreszcze kiedy przypomniałam sobie sytuację kiedy na jednej z nich się położyłam. Ach... stare czasy.

Pierwszym pokojem do którego się udałam to był pokój z lustrami i z kwiatami. Zdziwiłam się bardzo gdy zauważyłam, że nie więdły.  

- *Czemu...?

~ Alphys często przychodzi je podlewać.

- *Skąd ty to wiesz? - Spytałam zdziwiona.

Nie dostałam odpowiedzi, a kłócić z nią się nie chciałam. Więc postanowiłam przeszukać szuflady.

Jednak nic tam nie znalazłam, jedynie jakieś zapiski na temat pustego przewoźnika, czym okazały być się właśnie owe kwiaty.

Spojrzałam na nie znad papierów, które trzymałam w ręce. Przypomniał mi się Flowey. Odkąd opuściliśmy podziemnie nigdy więcej go nie widzieliśmy. 

Ale w sumie Papyrus coś wiedział, widziałam to w jego oczodołach, kiedy wspominałam o Floweyu. Zawsze uciekał od tego tematu. Zawsze schodził na temat zagadek. Zawsze zaczynał mówić o makaronach. Zawsze wyglądał tak nerwowo. 

Próbowałam pogadać o tym z Sansem. Żeby go zapytał co się dzieje, ale ten zawsze potem unikał tego tematu. 

Znowu coś ukrywali.

Westchnęłam i schowałam papiery.

~ Nie ufają ci. - Powiedziała Chara mrocznie.

Po moim karku przeleciały dreszcze. 

- *Jak to nie? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - Powiedziałam uśmiechając się do swojego odbicia, w brudnym lustrze. Tak naprawdę sama próbowałam, siebie przekonać do tego. 

~ Mmm. Jak uważasz. - Powiedziała Chara. - Ale nie mów potem, że cie nie ostrzegałam.

- *Ostrzegała? Przed czym?

Odpowiedzią na moje pytanie było milczenie. Zaśmiałam się nerwowo.

- *No dalej Chara. - Powiedziałam nadal się uśmiechając. 

Zawiał delikatny wiaterek, dając nieprzyjemne uczucie na moim karku. Znowu przeszły mnie dreszcze. Nienawidziłam tego laboratorium. Zawsze było taki mroczne dla mnie. Chwyciłam się za ramiona, ocierając je o ręce.

- *Mmmmm...

Wyszłam z tego pokoju, starając nie oglądać się za siebie. 

Moim następnym celem był pokój, który posiadał telewizor, wraz z półkami książek. 

Minęłam po raz 2 pokój z łóżkami i ruszyłam niepewnie do przodu. Wzięłam głęboki wdech gdy zobaczyłam tą dziwną machinę, przypominającą OMEGA FLOWEYA. Tak strasznie mi coś to przypomniało, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć. Chwyciłam się za głowę mijając to coś i ruszyłam do tamtego pokoju.

Zaczęłam kaszleć na wstępie. Mimo wszystkiego kurz nadal się tutaj się znajdował. Kiedy w miarę się uspokoiłam, zaczęłam przeszukiwać półki. Wszystkie były zapisane w tym samym języku co dokumenty Sansa w jego małym laboratorium. 

- *Co to za pismo... - Jęknęłam do siebie, biorąc książkę z zieloną okładką. Tytuł brzmiał następująco: "☺✌😐 👎⚐👌☼☪☜ Ż✌☼❄⚐🕈✌Ć 👍☪📬📂".

Nie wiedziałam co to oznaczało, ale coś w duchu czułam, że to coś dla Sansa. Schowałam tą książkę do mojej torby i kontynuowałam poszukiwania. 

Na innych półkach znalazłam tylko częściowe zapiski na temat projektu Determinacja. Natomiast nadal nic nie wiedziałam o Gasterze. Tylko o projektach jakie wytworzył, oraz pracowników którzy mu przy tym pomagali. Westchnęłam poddając się. Usiadłam przy telewizorze rozkoszując się ciszą. Przeraźliwą ciszą. A jak jest cisza to coś musi ją przerwać.

Usłyszałam po raz kolejny dzwonek swojego telefonu. Pomyślałam o Papyrusie, albo o Alphys, jako o osobach które mogły teraz do mnie teraz zadzwonić. Podniosłam się szybko i wyciągnęłam telefon. 

Jednak to nie był to telefon ani od Alphys, ani od Papyrusa. 

Niepewnie odebrałam przykładając słuchawkę do ucha.

- *Halo?

Odpowiedziało mi jakieś trzeszczenie niczym ze starego telewizora. Spojrzałam na telefon próbując się rozłączyć. Jednak słuchawka koloru czerwonego, ani drgnęła gdy na nią naciskałam.

- Halo? - usłyszałam jakiś męski głos, wraz z jakimiś zakłóceniami. - Przepraszam, że tak dziwnie, ale musiałem do ciebie zadzwonić.

- *Ale----

- Przepraszam, ale muszę ci przerwać. Musze ci coś ważnego przekazać, a czasu niestety nie masz za dużo.

- *Czy ty sugeruj----

- SŁUCHAJ MNIE TERAZ, ŻEBYM ZNOWU CI NIE PRZERWAŁ. ZA WSZELKĄ CENĘ, PROSZĘ NIE RESETUJ ŚWIATA. Nieważne co się stanie. Okej?

- *Ale ja nawet nie wiem kim jesteś. I co to w ogóle za numer telefonu? Kim ty jesteś? Czemu tak nagle dzwonisz? I co to za pytanie?  - Tak musiałam zapytać go o tyle rzeczy. Co to za gościu?

Zaśmiał się.

- Wiedziałem, że zadasz aż tyle pytań. Ale niestety na nie teraz ci nie odpowiem, ponieważ tak czy siak niedługo się spotkamy. - Gościu czy ty naprawdę chcesz, żebym wybuchła pod nadmiarem pytań, które kłębiły mi się w głowie? - W każdym bądź razie nie resetuj 'kej?

- *Co to za pytanie. Przecież ja nigdy nie zresetuje tego świata. - Odparłam zdziwiona, zrezygnowana pytaniami.

- Dobrze... W każdym bądź razie do zobaczenia.

I rozłączył się. Zdziwiona patrzyłam na wyświetlacz i na pusty numer.

- *O co mu chodzi? - Spytałam samą siebie trzymając się za głowę. 

Schowałam telefon i ruszyłam w stronę Windy. Bądź co, bądź w tym miejscu już trochę czasu spędziłam, a Papyrus i Sans pewno z niepokojem na mnie czekają. 

- *Chara a co ty taka cicha się zrobiłaś? - Spytałam ją.

~ Mmm. Analizuje niektóre Fakty. Nie martw się. Jeszcze sobie nie poszłam. - I zachichotała.

- *Jakie fakty? - Spytałam po raz kolejny wychylając się z nad korytarza sprawdzając czy ktoś nie idzie.

~ Nie twój zasrany interes. Lepiej tam się martw sobą.

Westchnęłam zrezygnowana podnosząc ręce i przykładając je za tył głowy.

- *Jak tam uważasz.

W między czasie doszłam do windy i ujrzałam Alphys, trzymającą w łapkach parę fiolek. Podeszłam do niej, a ona popatrzała na mnie smutny wzrokiem.

- Znalazłam tylko tyle. - I wystawiła mi osiem fiolek.

Uśmiechnęłam się smutno i przyjęłam je. 

- *Przynajmniej tyle. - Popatrzałam na nie przez chwilę i schowałam siedem z nich zostawiając sobie jedną.

- Nie bój się nic Frisk! Zawsze mogę stworzyć dla ciebie więcej, chociaż nie znam za bardzo receptury... ale coś się wskóra! - Powiedziała uśmiechając się wesoło. 

Optymistka ponad wszystko.

- *Dzięki Alphys. Razem coś wskóramy. A teraz pozwól.

Otworzyłam fiolkę z płynem i całą zawartość wlałam sobie do ust. Skwasiłam na chwilę minę i połknęłam.

- To je się przypadkiem nie wstrzykuje? - Spytała mnie się Alphys otwierając drzwi do windy.

- *Odkryłam, że mają większy efekt jak je się wypija. - Mrugnęłam do niej okiem. - No! Teraz czuję się o wiele lepiej! Tak bardzo ZDETERMINOWANA! - Wykrzyczałam chowając pustą fiolkę do torby.

Alphys zaśmiała się wchodząc do windy, a ja za nią. W windzie zapadła okropna cisza. Żadna z z nas się nie odzywała. Alphys co prawda spojrzała na mnie niepewnie, ale ja posłałam jej tylko uśmiech.  

Gdy bez żadnych (O dziwo) przeszkód dojechaliśmy na górę, na powrót do normalnego Laboratorium Alphys, spytałam się jej czy wybierze się razem z Papyrusem i Sansem, i ze mną do Toriel, ta jednak zaprzeczyła.

- *To chociaż chodź, we czwórkę wyjdziemy na powierzchnię. - Nalegałam podając jej kasety z Anime, które pakowała do pudełka.

- Przepraszam Frisk, ale Undyne po mnie przyjdzie. Właśnie powinna lada chwila się zjawić. I może nawet minęła Sansa i Papyrusa po drodze. Wiesz... potrzebuje siły i masy do zebrania tego wszystkiego, a sama nie dam rady. - Powiedziała uśmiechając się wesoło.

- *No, ale mogę wam pomóc i wtedy we piątkę wyjdziemy razem! - Próbowałam mimo wszystko namówić ją. Wreszcie jakaś okazja na zebranie moich przyjaciół.

Alphys spojrzała na mnie przez chwilę znad okularów.

- No dobrze, widzę jaki masz plan. - Jest! Udało się!

Roześmiałam się, a ona razem ze mną. I dalej byśmy się śmiały gdyby nie wejście wielkiej i potężnej ryby UNDYNE. Weszła tak jakby z kopa... ale tak jakby nie, ponieważ drzwi były rozsuwane? W każdym bądź razie miała mocne wejście.

- Siema Alphys! I siema... - Spojrzała na mnie na chwilę przystając i nie wierząc własnym oczom. - O MÓJ! SIEMA GÓWNIARZU!

Roześmiałam się i rzuciłam się w jej rozprostowane ręce. 

- *Siema Undyne! Dawno żeśmy się nie widziały! - Powiedziałam mocno ją ściskając.

- No trochę zleciało! O tyle, że łoł. Ale urosłaś! - Powiedziała Undyne też mnie ściskając. 

W sumie patrząc na to z perspektywy Alphys wyglądało to jakbyśmy toczyły jakąś walkę na uściski. Tak naprawdę to zawsze było nasze powitanie. Kiedy nareszcie się puściłyśmy ta jeszcze raz zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głowy i uśmiechnęła się wesoło pokazując rząd żółtych i ostrych zębów. 

- Ale jednak to jest nadal ta sama Frisk co kiedyś. - Powiedziała krzyżując swoje ręce.

- Mówiłam ci Undyne. - Powiedziała Alphys, wstając i stając obok nas. - Mimo wszystko nic się nie zmieniła.

- Co racja to racja. W każdym bądź razie, Alphys co tam masz? - Powiedziała Undyne podchodząc do Alphys i obejmując ją ramieniem.

Spojrzałam na je obie. Mała Jaszczurko-Dinozauro-coś-Alphys ubrana w kift laboratoryjny i duża ryba ubrana w bluzkę z krótkim rękawkiem z napisem I ♥ Anime oraz czarne leginsy. Uroczo~ Powstrzymałam się od cichego" Awh" i wsłuchałam się w ich konwersacje. 

- To i to. Ja wezmę te pudełko, a Frisk pomoże nam jeszcze nieść siatki. - Powiedziała Alphys pokazując na to wszystko.

- Dobra! To do roboty. - Wykrzyczała Undyne, zawsze pełna energii.

Razem z Alphys zaśmiałyśmy się.

- A właśnie! Widziałam Papyrusa i Sansa po drodze. To nie przypadek? - Spytała nie pewnie. patrząc na mnie.

- *Nie to nie przypadek. - Powiedziałam uśmiechając się wesoło. - Razem z nimi wybierałam się na powierzchnię, przy okazji wpadając do Toriel. Może teraz się skusisz Alphys? Pójdziemy tam razem z Undyne! Co nie Undyne? - Spytałam raz to patrząc na Alphys raz to na Undyne.

- Whoa! Przystopuj. Mogę się wybrać, do Toriel. Nie ma sprawy, ale Alphys czemu się nie zgodziłaś? - Powiedziała Undyne podnosząc ręce do góry, spoglądając w kierunku Alphys.

- A-A tak jakoś... ja się ty teraz zgadzasz... to w sumie możemy---

- *JEJ! DZIĘKUJE! KOCHAM WAS! A TERAZ BIERZMY CO MOŻEMY I RUSZAMY BO PAPYRUS I SANS NIE BĘDĄ CZEKAĆ. - Ta determinacja chyba za bardzo dobrze na mnie wpływa.

Usłyszałam tylko ciche westchnięcie i śmiechy za moimi plecami, i zabrałyśmy się za zabieranie rzeczy.

Po niecałej chwili miałyśmy już wszystko.

Wyszłyśmy z laboratorium wesoło pogadując. To o anime, to o tym co u kogo się dzieje. I tak zanim się obejrzałyśmy byłyśmy już przy rdzeniu. 

- Dziwię się nadal, że podziemie jest otwarte. - Powiedziała nagle Undyne mijając ludzi, przelotnie na nich patrząc.

- *Stanowi to jako atrakcja turystyczna, dla niektórych ludzi oczywiście. - Powiedziałam posyłając jej oczko.

- Mimo wszystko... - Dopowiedziała Undyne poprawiając duży karton, który trzymała w ręce. - To jest trochę niesprawiedliwe. Siedzieliśmy w podziemiu parę lat, żaden człowiek się nie zainteresował nami, a teraz co? Happy end? Nagle podziemie takie interesujące?

- *Przepraszam Undyne. - Powiedziałam cicho. - Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Nie którzy z nas nadal nie chcą was na powierzchni. To kłótliwa sprawa. Staram się... jako wasz ambasador to załagodzić, ale chyba nic z tym nie da się zrobić.

- Ważne, że teraz jest dobrze. - Dopowiedziała Alphys, która siedziała wcześniej cicho.

Undyne tylko machnęła swoimi włosami, pewno je poprawiając, i westchnęła.

- Nic nie zrobimy, powiadasz? Nadal nie rozumiem ludzi, ale niech będzie. - Uśmiechnęła się do mnie. - A po za tym co tam Frisk? Jak tam relacje z Sansem? - Powiedziała ramieniem otwierając windę prowadzącą do nowego aka prawdziwego domu. 

Zarumieniłam się.

- *No, a jak ma być? No jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. - Powiedziałam patrząc w bok.

Alphys zachichotała.

- Ja tutaj widzę coś innego. - Powiedziała Alphys, patrząc porozumiewawczo z Undyne.

- Szip, szip, szip, szip. - Zaczęły cicho mówić. 

Spaliłam buraka, złoszcząc się na nie. Ludzie wychodzący z windy niepewnie na nas patrzeli, uśmiechając się przyjaźnie. 

- *UGH! IDIOTKI! - Wykrzyczałam, zaciskając mocno ręce na siatkach, które trzymałam.

- Zluzuj, żartujemy tylko. - Powiedziała Undyne, wchodząc do otwartej windy i śmiejąc się.

 - Nie zmienia faktu, że razem taaaak uroczo wyglądacie.  - Dopowiedziała Alphys, również się śmiejąc.

Naburmuszyłam tylko policzki i weszłam za nimi do machiny, do której fartu nigdy nie miałam. W windzie zapanowała cisza. No nie szczególna, ponieważ Alphys i Undynie zaczęły o czymś rozmawiać, tylko ja ich nie słuchałam.

Zdziwiłam się natomiast wtedy gdy nie usłyszałam, nawet może od długiego czasu, Chary.

- *Hej Chara? - Cicho powiedziałam, tak żeby dziewczyny nie usłyszały.

Jednak nie dostałam odpowiedzi. Cicho się uśmiechnęłam. Może wróciła na swoje miejsce przy łańcuchach? Kto wie. W końcu wypiłam ta determinację, to powinno na jakiś czas wycofać Charę... ale nie okazała się być taka zła jak sądziłam.

Może tak naprawdę taka nie była?

Zanim dalej coś pomyślałam to wychodziliśmy z windy wpuszczając kolejnych przechodniów schodzących do podziemia.

- Jakieś święto, że ich aż tyle? - Powiedziała Undyne mijając ludzi w drzwiach prawdziwego domu.

- Weekend. A niedziela to perfekcyjna pora. - Odpowiedziała za mnie Alphys.

- Mmmm. - Jęknęła Undyne mrużąc oczy. - Nie lubię takiego natłoku.

- *Ja też. - Powiedziałam cicho, po raz kolejny zaciskając ręce na siatkach. 

Alphys i Undynie tylko na mnie spoglądnęły i zeszły po schodach. A ja za nimi. Nikt nie odzywał się aż do kolejnej windy, która skrócała drogę do Sali osądów, ale wydawała się przepełniona więc razem stwierdziłyśmy, że się przejdziemy pieszo.

Przy okazji popatrzyłam na opustoszałe miasto. Cicho się uśmiechnęłam widząc niektórych potworów-rodziców w mieście. 

Kiedy doszłyśmy do sali osądów z daleka wypatrzyłam braci szkieletonów. 

Pierwszy zauważył mnie Papyrus podchodząc do nas. 

- WIDZĘ, ŻE PRZYPROWADZIŁAŚ TOWARZYSTWO. - Powiedział Papyrus patrząc na Undyne i Alphys. - HEJ ALPHYS. 

- Witaj Papyrusie. Cześć Sans. - Powiedziała Alphys schylając głowę, ponieważ rąk nie mogła podać na powitanie.

- *no ile można na ciebie czekać Frisk. - Powiedział Sans, podchodząc do młodszego brata. 

- *Tak mi jakoś dłużej wyszło. - Powiedziałam uśmiechając się nerwowo.

W duchu strasznie się cieszyłam. Nareszcie byliśmy całą piątką. Nareszcie widzimy się razem. Nawet nie zauważyłam gdy poczułam łzy spływające po moich policzkach.

- *ej. czemu płaczesz. - Powiedział Sans zmartwiony.

- HEJ FRISK?

- Nic ci nie jest. - Spytała Alphys.

- Wszystko ok? - Spytała Undyne, klękając przede mną.

Zaśmiałam się przez łzy. Ocierając je rękawem kurtki.

- *Nie nic mi nie jest, po prostu cieszę się, że znowu razem jesteśmy. - Powiedziałam Uśmiechając się szeroko. 

Sans cicho się zaśmiał, Papyrus wydał z siebie ciche "Nyeh" kładąc na biodrach ręce, a Alphys i Undyne poklepały mnie po plecach.

Jednak, manie przyjaciół to wszystko co mi potrzeba. A zwłaszcza takich których kocham. 

- *Dobra bo tu zaraz rozryczę się bardziej. Dalej ruszajmy do Toriel bo nie będzie przecież czekać, ciągle. - Powiedziałam Otrzepując się i ocierając ostatnie łzy, żebym nie wyszła na beksę.

- MASZ RACJĘ. ZARAZ WY MI TU SIĘ WSZYSCY PORYCZYCIE. - Oznajmił Papyrus kładąc rękę na swoim torsie.

- A ty papyrusie? - Spytała Undyne wstając.

- SZKIELETY TAKIE SILNE JAK JA NIGDY NIE PŁACZĄ! 

- *na pewno. a kto się poryczał gdy usłyszał, że się spotka z Frisk? - spytał Sans.

- WTEDY TO BYŁY ŁZY TĘSKNOTY. ZRESZTĄ TY TEŻ PŁAKAŁEŚ Z TĘSKNOTY ZA FRISK.  - Stwierdził Papyrus.

Roześmiałam się, kładąc rękę na ramieniu Sansa. 

- *No co ty mi nie powiesz Papyrusie. To sans też płakał z tęsknoty za mną? Niemożliwe. - Powiedziałam patrząc na Sansa jednym okiem, uśmiechając się szeroko.

- *hej, hej nie pozwalaj sobie za wiele dzieciaku. - Powiedział sans delikatnie się rumieniąc i odpychając moje ramię.

- *Ja tam swoje wiem. - Powiedziała zakrywając dłonią swój uśmiech. 

Usłyszałam tylko za sobą ciche śmiechy Papyrusa i dziewczyn. 

- *to ruszacie czy nie? - Powiedział Sans zawstydzony, idąc do przodu i nie obracając się za siebie. 

- *Tak, tak już! - Powiedziałam poprawiając siatki. Mój uśmiech nadal nie zelżał. 

Spojrzałam w stronę moich przyjaciół. Uśmiechali się, powstrzymując śmiech. 

- Mówiłam ci Undyne, że ten szip jest realny. - Powiedziała Alphys zmieniając pozycję swojego pudełka. I uśmiechając się.

- *ja to słyszę! - Wykrzyczał Sans z daleka.

- *I ja też. - Powiedziałam, nadal uśmiechnięta. 

Nie potrafiłam się teraz złościć. Nie po czymś takim. 

- NYCHEHEHEHE. DOBRA RUSZAJMY DO PRZODU BO CHYBA NIGDY SIĘ NIE RUSZYMY Z MIEJSCA. - Stwierdził Papyrus podrzucając swój bagaż i poprawiając rękawiczki, ruszając do przodu . - RUSZAJMY!

Przytaknęłam i ruszyłam w stronę Sansa i Papyrusa, a za mną podążyli Undyne z Alphys coś tam do siebie gadając. Podbiegłam do Sansa, który zakrył twarz kapturem od kurtki.

- *No nie wstydź się. Ja już wszystko wiem. - Powiedziałam starając się nie roześmiać się.

- WŁAŚNIE! I MOGĘ WAM JESZCZE POWIEDZIEĆ ŻE SANS---

- *jeszcze jedno słowo, a nie będzie poczytania na dobranoc. - Powiedział głośno Sans swoim morderczym głosem.

Papyrus zamknął się na chwilę patrząc błagalnie na brata. Ten jednak posłał mu gniewne spojrzenie.

- *Hej, uspokój się Sans. My tylko żartujemy. - Powiedziałam klepiąc go po plecach, starając załagodzić sytuację.

Nie odpowiedział tylko obrócił się w przeciwną stronę. Cicho westchnęłam i zaczęłam pocieszać Papyrusa.

- *Nie martw się. Zawsze to ja mogę ci poczytać na dobranoc. - Powiedziałam wesoło.

- NAPRAWDĘ! OJEJU, DZIĘKUJE FRISK. - I przytulił mnie do siebie. Co spowodowało, że Undyne razem z Alphys nas minęli. Szybko podbiegliśmy do reszty śmiejąc się.

- *A właśnie Undyne, Alphys, bez kurtek jesteście? - Spytałam je. 

- Mamy w kartonie. - Powiedziała Undyne wskazując głową na pudło. - Reszta jest w siatkach, które trzymasz. 

- *Oh.

- TO DOBRZE, ŻE DBACIE O TAKIE COŚ! NIE MOŻNA MIMO WSZYSTKO SIĘ ROZCHOROWAĆ! - Powiedział Papyrus.

Pominęłam fakt, że kiedyś jak przybyłam do podziemi, a Undyne spalił się dom, to ta w bluzce na ramiączkach wbiła do Snowdin. Jednak nie chciałam o to pytać. Może rozpaliła się po tym jak spaliliśmy jej dom? Kto wie.

Zanim się obejrzeliśmy byliśmy już przy Barierze. Wybiegłam do przodu przed Sansa, czując już na sobie powiew zimnego powietrza.

- *O jacie! Patrzcie spadł śnieg jak nas nie było. - I wskazałam na zaśnieżone widoki. 

Dogonił mnie Papyrus i Sans, i przystanęli przy mnie, biorąc głęboki wdech.

- *nadal ładne widoki. - powiedział Sans ściągając z siebie kaptur. Widocznie już nie był obrażony. - takie niesansowite. - Dopowiedział.

Młodszy brat tylko spojrzał na niego złowieszczo i westchnął.

- WIDOKI TO WIDOKI, ALE GDZIE ALPHYS Z UNDYNE? - Spytał Papyrus, krzyżując ręce.

- *Ubierają kurtki. - Powiedziałam uśmiechając się. - Zaraz powinny nas dogonić. 

Obejrzałam się za siebie i intuicja mnie nie zawiodła. Kroczyły do nas ubrane w kurtki i czapki jak, i w rękawiczki. 

- No to co. Kierunek dom Toriel? - Spytała mnie się Undyne.

- *Czekajcie, napiszę jej, że idziemy tam w piątkę. - Powiedziałam odkładając siatki na boki i wyciągając telefon. Szybkimi ruchami napisałam do Toriel, żeby przygotowała więcej ciast, bo przyjdę z przyjaciółmi. Ta równocześnie szybko odpisała, że nie ma sprawy. Uśmiechnęłam się wesoło do ekranu. 

- *Tak możemy ruszyć. - Powiedziałam chowając telefon, tym razem do kieszeni kurtki (żeby inni nie zobaczyli, że mam jakieś dziwne fiolki w torebce). Chwyciłam za siatki.

- No to ruszamy. - Powiedziała Undyne ruszając przodem.

- C-czekaj. - Powiedziała Alphys biegnąc po miękkim puchu za nią.

- *To ruszamy chłopaki? - Spytałam patrząc w ich stronę.

- *no a co innego mamy zrobić. - Powiedział Sans, chowając ręce głębiej do kieszeni. - ruszajmy.

Uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam za ramię Papyrusa i Sansa, ciągnąc ich do przodu. Papyrus wydał z siebie "Nychecheche", a Sans delikatnie się zawstydził patrząc gdzieś w bok.

I tak ruszyliśmy po ośnieżonych drogach ludzkiego świata do Domu Toriel.

***

Hallooooo~

Chciałabym na wstępie podziękować za te wszystkie komentarze i Gwiazdki. <3

A tak po za tym. Nareszcie skończyłam pisać ten rozdział. Ugh. Wkurzało mnie to, że zawsze wydają mi się moje rozdziały za krótkie. Ten akurat wyszedł dłuższy ponieważ chciałam dojść do tego określonego momentu.

No i coraz więcej pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Co z tego wyniknie?

Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top