3| Zwykły sobie poranek.

~ Oh. Wróciłeś! Naprawdę, aż tak bardzo ci zależy? Tak więc zacznijmy.

No to może zacznijmy od tego, że na początku rdzeń nie istniał, co doprowadza się do tego, że w podziemiu nie istniała magia.

Pewno zapytasz dlaczego. A no tak rdzeń jest pewnego rodzaju kumulacją energii. Ale to jest jasne, że istniały potwory, które miały więcej woli niż reszta.

Te potwory określało się mianem, voidowców. Oczywiście voidowcy często siedzieli w ciszy czasem tam używając swojej dziwnej magii. Magii szkieletonów. Ale żył sobie voidowiec o imieniu Gaster.

Wyróżniał się tym, że naprawdę wiedział o tym co robi. I naprawdę tworzył, rzeczy które przydawały się w życiu. Stworzył na przykład kwiaty ech.

I w ogóle.

Używał do wszystkiego swojej magii... (Ale i potem też do innych celów)

Zauważył go król.

Stwierdził, że jego wynalazki przydadzą się w podziemiu. I tym sposobem Gaster zaczął pracować nad rdzeniem. Zatrudnił do tego paru pracowników, którzy mu pomagali.

Stworzył nawet w tym czasie Sansa i Papyrusa. Nie tyle co stworzył co odrodził. Rasa szkieletów była bardzo martwa w tamtym okresie.

Gaster był jedynym takim szkieletem.

Ale pewnego zatracił się w swoje wynalazki. Jego synowie jak i jego współpracownicy próbowali odciągnąć go od tego projektu, ale nadaremne. Stworzył maszynę, która wszystko zapoczątkowała. Maszynę linii czasowych.

Ale coś poszło nie tak...

O nie. Znowu skończył nam się czas. No, ale co poradzimy. Dokończę kiedy się spotkamy następnym razem!

***

Zarumieniłam się.

- *No dobra... fajne te wyznania i tak dalej, ale co taki delikatny się stałeś? - spytałam nie tyle co odrzucając, co odkładając jego ręce w bok.

Przyciągnął je do siebie jakby nie wiedział co z nimi zrobił przed chwilą. Wyglądał trochę co najmniej śmiesznie. Otarłam łzy i roześmiałam się.

- *Co to za mina!?

Podrapał się kościstym palcem po czaszce.

- *papyrus zawsze tak robił, żebym się uspokoił po koszmarach, więc pomyślałem, że może tobie się to przyda...

- *Dobra, dobra jak chcesz. - powiedziałam, widząc jak delikatnie zaczął się denerwować. A poza tym miałam małe déjà vu co do tego. Uśmiechnęłam się popijając kakao.

- *A i Sans... - zamilkłam kiedy na mnie się popatrzył niepewnie, znad kubka z napisem: Najbardziej fajowy brat na świecie. - Grzebałam ci w szufladach. - Powiedziałam cicho.

Sans cicho odłożył kubek i zakrył twarz rękoma odchylając się do tyłu.

- *uggggghhh. czy te kobiety zawsze muszą być takie ciekawskie?! jak nie toriel to ty.

- *Kto to W.D.Gaster? - spytałam zaciskając kubek w dłoni.

Sans zamilkł na chwilkę prostując się. Jego oczy na moment stały się puste i czarne. Wiedziałam już w tym momencie, że zadałam bardzo złe pytanie. (BADDDD TIIIME)

- *nie musisz wiedzieć. tak jak ja o twoim śnie. - powiedział w końcu, wstając ze stołu wraz z kubkiem, który przy okazji wziął.

Zaczął go myć, a ja zastanawiałam się co takiego stało się między Gasterem, a Sansem, że ten nie chciał o tym gadać. Tajemnice i jeszcze raz tajemnice... Sans co ty ukrywasz pod tymi swoimi kośćmi. Czego ja jeszcze się dowiem?

Dopiłam Kakao i stanęłam obok sansa chwiejnie. Nieprzespana noc, płacz jak i koszmar robiły swoje. Odstawiłam kubek i oparłam się o blat.

- *hej frisk? wszystko ok?

Pokiwałam przecząco głową i prawie bym upadła gdyby nie Szkielet. Podparł mnie ramieniem, mimo tego, że był niski.

- *nie żeby coś, ale schudnij trochę. - powiedział biorąc mnie na ręce.

Nie miałam siły protestować. Wyniósł mnie z kuchni i położył mnie na kanapie przykrywając mnie kocem. Na ponów poczułam zapach sansa. Opatuliłam się i powiedziałam już tylko ciche dobranoc. Potem cała reszta była dla mnie snem.

***

Obudziłam się gdy pierwsze promienie słońca (co w podziemiach robi słońce? XDDDD) wtargnęły przez okno oświetlając moją twarz. Mruknęłam niechętnie i przewróciłam się na drugi bok co skutkowało spadnięciem z kanapy.

Przez chwilę byłam oszołomiona. Kiedy się tam znalazłam? Co się stało wczorajszej nocy?

Wspomnienia przyszły szybko, i szybko obudziły mnie do działania.

Okręciłam się wokół własnej osi upewniając się czy ktoś mnie nie zauważył. Jednak nie zauważyłam Sansa ani Papka. Podniosłam się otrzepując się i ruszyłam niepewnie do kuchni.

Uśmiechnęłam opierając się o famugę wejścia do kuchni. Sans spokojnie spał przy stole. Skoczyłam szybko po swój koc i okryłam go. Zaśmiałam się kiedy coś wymruczał.

Zaczęłam przygotowywać śniadanie, jednocześnie nadal zastanawiając się nad pochodzeniem Gastera, ponieważ tak bardzo nie dawał mi spokoju. Może tak skoczyć jeszcze do starej skrytk Sansa? Może tam dowiem się trochę więcej.

Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, że Papyrus wkroczył do kuchni.

- WITAJ CZŁOWIEKU! - powiedział przystając przy mnie. Trochę podskoczyłam, ale potem się zaśmiałam widząc papyrusa. Miał na sobie małą koszulkę z napisem: Cool Dude oraz małe spodenki w króliczki. Przytuliłam się do niego.

- *Witaj papyrusie! Jak ci się spało? - powiedziałam odsuwając się od blatu i dałam robienie naleśników Papyrusowi. Podeszłam natomiast do szafki wyciągając kawę.

- BARDZO MIŁO. MIAŁEM NAWET FAJNY SEN, A TOBIE JAK SIĘ SPAŁO? - spytał obracając się w moją stronę przerywając mieszanie ciasta i naleśników.

Zamilkłam, przerywając robienie kawy. Zacisnęłam delikatnie dłonie, patrząc w bok.

- *Dobrze papyrusie. Co prawda nie miałam dobrego snu, ale cieszę się, że ty miałeś dobry. - Skłamałam tak z pół z prawdą, z pół z nie.

- PRZY ŚNIADANIU WAM GO OPOWIEM. NO I OCZYWIŚCIE JAK TEN LENIUCH SIĘ OBUDZI. - Powiedział Papyrus patrząc w stronę starszego brata.

- *Zasłużył sobie na trochę pospania. - Powiedziałam puszczając oczko do Papyrusa.- A teraz muszę coś zrobić. Zawołaj mnie jak będzie już to wszystko gotowe! - Powiedziałam wybiegając z kuchni.

- NIE MA SPRAWY CZŁOWIEKU.

Ruszyłam na górę, do pokoju Sansa, biorąc z niego ciuchy do przebrania. Zatrzymałam się przy telefonie. Odblokowałam go i sprawdziłam powiadomienia. Parę z Underbooka, parę od moich przyjaciół, parę z odznaczeń. Sprawdziłam jeszcze wiadomości bo co dziwne jakieś mi przyszły. 3 Wiadomości od Sansa.

[0:30]

dzieciaku śpisz?

trochę mi się tu nudzi.

[1:01]

chyba jednak śpisz...

[1:02]

nie będę ci w sumie przeszkadzał. sorry

Przyłożyłam rękę do głowy. Ten to potrafi pisać do mnie ciągle przez 24 godziny na dobę. Dlatego zawsze czuję się jakby ciągle przy mnie był. Nawet rankiem zanim wyruszyłam do Snowdin do mnie napisał. Nawet pisał do mnie jak nie mogłam zasnąć, zawsze wtedy używał tych swoich 'skrótów' i próbował mnie utulić do snu. Jak to Toriel mi potem mówiła:

"- Zostawał na noc i potem rano witał się ze mną opowiadając mi parę żartów, a potem uciekał."

Właśnie tak się zastanawiałam, czemu Toriel do mnie, w sumie, nie zadzwoniła. Od kiedy się wyprowadziłam od niej, dzwoniła wręcz codziennie. Może nie dzwoniła do mnie wczoraj, żebym się nacieszyła wejściem do podziemi? Kto wie.

Skoczyłam do szybko do łazienki wraz z telefonem, przemyłam się, ubrałam we wczorajsze ciuchy, wkładając w razie czego telefon do kieszeni i wpadłam, do ładnie pachnącej, kuchni.

- *O jacie. Jakie piękne zapachy! - powiedziałam wchodząc do niej.

- NYEHEHEHE! NO A JAK MA BYĆ INACZEJ! - Powiedział Papyrus przewracając naleśniki na patelni.

Spojrzałam w stronę stołu.


Sans nadal spokojnie spał, a jego barki unosiły się i opadały.
Uśmiechnęłam się wesoło i wyciągnęłam dwa kubki. Nalałam do nich kawę i postawiłam jedną przed Sansem.

Wzięłam mleko z lodówki i wlałam do mojej kawy 2/4 mleka. Zawsze nalewałam sobie tyle mleka i to chyba tak zostanie. Postawiłam na stole owe mleko i usiadłam przed Sansem mieszając kawę.

- *Ej leniu. Obudź się. - Powiedziałam zaczynając pić napój.

Sans wymruczał coś i schował się głębiej w swoje ramiona.

- ZOSTAW GO FRISK. LEŃ TO LEŃ I TYLE. - Powiedział Papyrus patrząc zrezygnowanym wzrokiem na Sansa z nutką zmartwienia. - NO A TERAZ SZAMAJMY. - Oznajmił kładąc naleśniki na stole.

Usiadł koło Sansa, biorąc miód i sztućce.

- SMACZNEGO!

- *Smacznego!

Polałam sobie mocno miodem naleśniki i zaczęłam je jeść patrząc na Sansa to, na Papyrusa.

- *No to co to za sen był? - Spytałam nareszcie z tej ciszy, biorąc już trzeciego naleśnika.

Papy przez chwilę popatrzył na mnie niepewnie.

- *No twój sen. Miałeś opowiedzieć przy śniadaniu. - Powiedziałam zachęcająco.

- AAAAA. TO! ZAPOMNIAŁEM, NO TAK.

Zaśmiałam się, a on razem ze mną z tym swoim "NYHEHE".

- NO TO MOŻE ZACZNIEMY OD POCZĄTKU. CHOCIAŻ CHCIAŁEM, ŻEBY SANS TEŻ GO USŁYSZAŁ...

- *Jestem pewna, że ten leniuch słyszy. - powiedziałam patrząc na Sansa.

Coś znowu wymruczał.

- NO DOBRZE. ŚNIŁO MI SIĘ ŻE---

Nie dokończył zdania, gdyż oboje pod skoczyliśmy.

Z mojej kieszeni wydobył się dźwięk mojego dzwonka do telefonu. Wyciągnęłam telefon odkładając widelec.

- *Toriel do mnie dzwoni. - Powiedziałam do Papyrusa.

- POZDRÓW JĄ OD WIELKIEGO PAPYRUSA. - Powiedział Szkielet.

Odebrałam telefon, pokazując kciuk w stronę Papyrusa.

- *Halo mamo! - Powiedziałam wesołym tonem głosu.

- Witaj moje dziecie. Co tam u ciebie kochana? - Powiedziała Toriel. Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że ma dobry dzień. (czyt. nie spotkała Asgora.)

- *A nic mamo. Siedzę sobie właśnie w domu Sansa i Papyrusa, przy stole razem z chłopakami. A poza tym masz też od Papyrusa pozdrowienia.

- WIELKIEGO PAPYRUSA! - poprawił mnie.

- Haha. Powiedz mu, że dziękuje i również. A co z Sansem? - Powiedziała rozbawiona.

- *Sans śpi. Ale myślę, że też przesyła pozdrowienia. Ale wymijając ten temat, co tam u ciebie Mamo?

- Właśnie kończę robić ciasto jagodowe. Jak wrócisz ze Snowdin to wpadnij z chłopakami. - Powiedziała, a ja usłyszałam jak przekłada słuchawkę na drugą stronę.

- *Na pewno wpadniemy! A teraz muszę kończyć muszę jeszcze zrobić parę rzeczy. - powiedziałam krojąc kawałek naleśnika.

- Ja też. Trzymaj się tam moje dziecie. Papa!

- Papa!

I rozłączyła się. Odłożyłam telefon w bok, uważając na bryloczki zawieszone po boku. Paręnaście od Alphys (Anime oczywiście) oraz wizerunki moich przyjaciół. I jedna, wyróżniająca się od reszty. Malutki kluczyk do skrytki sansa. Nadal się dziwiłam, że po uwolnieniu wszystkich dał mi ten klucz.

"- *jakoś sam skombinuje swój. trzymaj na razie ten. myślę, że kiedyś ci się przyda." - powiedział wtedy.

Wzięłam kolejnego kęsa, popijając kawą.

- *Oh! Zapomniałam powiedzieć. Toriel dziękuje i również ciebie pozdrawia jak i Sansa. - Tu spojrzałam na tego leniucha.

- OH. TO MIŁO Z JEJ STRONY. - Powiedział Papyrus wstając ze stołu.

- *Jakie macie teraz plany? - Spytałam, opierając się o rękę i przyglądając się poczynaniom Papyrusa.

- HMM...

Zamyślił się zatrzymując się nad zlewem.

- MYŚLĘ, ŻE ZABIERZEMY STĄD OSTATNIE RZECZY I WRÓCIMY DO DOMKU NA POWIERZCHNI. - Oznajmił papyrus powracając do zmywania.

- *Mhm.. kiedy to planujecie zrobić?

- NAWET ZA CHWILĘ CZŁOWIEKU! TYLKO MUSZĘ OGARNĄĆ RZECZY, A TEN LENIUCH MUSI SIĘ OBUDZIĆ. - Powiedział patrząc na Sansa i kręcąc głową. - MOŻESZ PRZEJŚĆ SIĘ PO SNOWDIN, FRISK. MUSZĘ PARĘ RZECZY SPAKOWAĆ, A TO TROCHĘ POTRWA.

Pokiwałam głową.

- *To ja będę czekała na dworze. W razie czego zadzwońcie. - Powiedziałam wstając ze stołu, rozciągając się.

- NIE MA SPRAWY! - Powiedział Papyrus uśmiechając się tak szeroko na ile pozwalała mu ta czaszka.

Uśmiechnęłam się wesoło, również i pognałam do przedpokoju. Założyłam moje buty, spakowałam wszystkie rzeczy, które miałam przy sobie i Ubrałam się ciepło. Pomachałam Papyrusowi i ruszyłam do drzwi.

Popatrzyłam pustym wzrokiem przed siebie, wychodząc na zewnątrz.

- *A może tak przejdę się do sekretnego pokoju Sansa? - Pomyślałam. - Może tam dowiem się, więcej o Gasterze?

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top