10| "Boję się"

Alphys nie przyszła.

Wypadło jej coś w laboratorium i po prostu musiała się tam pilnie zjawić.

Natomiast odwiedziła mnie sama Undyne. Przyszła z uśmiechem na ustach i pełną siatką mang oraz płyt z Anime. Stwierdziła, że na nudę, mimo wszystko, trzeba mieć coś na poczytanie.

Postawiła to wszystko na stole i usiadła koło mnie, na kanapie, rozkładając się.

Przez dłuższy czas wpatrywałam się w nią. 

Jej czerwone włosy okalały jej twarz, nie związała ich widocznie. Założyła czarną bluzkę na ramiączkach i spodnie moro. Wyglądała jakby się ubierała w pośpiechu, w sumie. No bo kto normalny ubiera w zimę bluzkę na ramiączkach?

Podciągnęłam nogi do siebie, nadal będąca okryta kocem. Głowa nie bolała mnie na tyle, że mogłam usiąść sobie normalnie. Natomiast miałam gorszy problem. 

Chwyciłam się delikatnie za bandaż na talii. 

Będzie ok - myślałam.

Może tak przestanę myśleć?  Tak będzie najlepiej...

Uśmiechnęłam się pod nosem gdy rybia wojowniczka ziewnęła przeciągając się. Napięła w tamtym momencie mocno swoje mięśnie. Aż jej pozazdrościłam takiej formy.

W końcu spojrzała na mnie.

- No to co tam Frisk? - Powiedziała ukazując swoje żółte kły.

- *Lepiej Undyne. Mam nadzieje, że już jutro będę wstanie wstać na własne nogi i pochodzić po domu czy coś. - Powiedziałam wtulając się w swoje nogi.

- To dobrze. Też na to liczę. - Odpowiedziała

Przez chwilę milczała.

 - Alphys przesyła pozdrowienia i szybki powrót do zdrowia. - Dodała. - Nie mogła się zjawić... a tak bardzo chciała. Za to rozkazała mi, żebym ja ciebie odwiedziła, więc się ciesz Gówniarzu, że mi się chciało. 

Starałam się powstrzymać śmiech.

- *Jasne cieszę się niezmiernie. Przynajmniej mogę odsapnąć od kości i szkieletów. - Powiedziałam, jednym uchem słysząc w kuchni głośnie "Nyeh" i jakieś trzaski, zapewne ze strony Sansa.

Dlaczego akurat z kuchni?

Papyrus powiedział, że przygotuje obiad dla nas czworo. Sans natomiast stwierdził, że pomoże Papyrusowi. Coś mi się wierzyć nie chciało. Sans i gotowanie z Papyrusem? To tak jakbym widziała Monster Kida podnoszącego pudła... oj złe porównanie. Pewno teraz go uraziłam. Przepraszam MK gdziekolwiek jesteś.

A tak po za tym...

Mogłabym przysiąc, że odkąd powiedziałam im o tym, że sobie nie ufamy atmosfera nagle się jakoś zgęściła. W sumie dobrze, że Undyne przyszła, przynajmniej trochę rozluźniła te napięcie w powietrzu, ale mimo wszystko...

- Jak myślisz co będzie na obiad? - Rozwijała dalej temat Undyne. 

- *Mam nadzieje, że nie sushi. - Odpowiedziałam z uśmiechem.

Wargi Undyne zadrżały. Uśmiechnęła się kpiąco, jak za dawnych czasów jak jeszcze się nie 'przyjaźniłyśmy'.

- Widzę, że nadal humor dopisuje. Chyba nie jesteś w takim razie chora. - Powiedziała złośliwie.

- *Jasne, że jestem chora. - Odpowiedziałam bulwersując się. - Po prostu lepiej się czuje i tyle. - Dodałam patrząc w bok, nadymając policzki.

Usłyszałam jej śmiech, a zaraz po tym mocny uścisk na mojej szyi.

- NO PRZECIEŻ WIEM FUHUHUHU. LUBIĘ SIĘ Z TOBĄ DRAŻNIĆ, PRZECIEŻ WIESZ. - Powiedziała na tyle głośno, że szkielety w kuchni mogły ją usłyszeć.

Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie odpowiedziałam.

Delikatnie mnie puściła, sięgając po siatkę leżącą na stoliku. Zobaczyłam parę znajomych tytułów, i parę kompletnie mi nie znajomych mang. Tak ludziki. Jestem Animo-Mango-Nerdem. A to wszystko przez codzienne seanse Anime wraz z Undyne i Alphys. Po prostu potem, jakoś się w to wciągnęłam.

Zresztą jak połowa naszych znajomych. Asgore i Toriel też zaczęli oglądać anime. Tak samo jak szkieleto-bracia.

- Przyniosłam ci parę nowości, kontynuacji i kilka ciekawych mang. Tak, żebyś nadrobiła i żebyś się nie nudziła. - Powiedziała wyciągając jakiś pierwszy lepszy tytuł. 

- *Dzięki. - Odezwałam się sięgając po niego.

Nie była to manga, którą mogłam znać. Chyba była jakaś nowa. Okładka przedstawiała chłopaka z białymi włosami, bliznami na oczach, jak i pod oczyma, i czarnej kurtce. Przypominał mi kogoś kogo powinnam znać. Westchnęłam głęboko gdy zdałam sobie z tego sprawę. Chwyciłam się delikatnie za głowę, odkładając mangę.

Zapomniałam?

Zauważyła to Undyne. Zmartwiona zmierzyła mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała.

Chwyciła mnie za ręce. Miała śliskie, pokryte łuskami, wraz z czerwoną błoną pomiędzy palcami, dłonie. Ale były ciepłe i miłe. 

Przejechała palcem po grzbiecie mojej lewej dłoni robiąc kółka.

- Rozumiem, że masz dużo sekretów Frisk. - Szepnęła, a mnie przeszedł delikatny dreszcz. - Pamiętaj jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze możemy pogadać o tych trudnych tematach. Nawet jeśli... jest to coś czego nie będę potrafiła zrozumieć. 

Uśmiechnęła się spoglądając na mnie. Odwzajemniłam uśmiech.

Czy ja tylko potrafię się uśmiechać?

- *Dzięki Undyne. Ale... myślę, że przyjdzie czas... kiedy wam wszystko opowiem. - Powiedziałam ściszonym głosem. 

Skinęła głową, puszczając moje dłonie. Po czym wystrzeliła swoje do góry uśmiechając się wesoło. 

- NO TO PROPONUJE ZROBIĆ PRZEGLĄD MANG, TYCH KTÓRYCH ZNAMY! FUHUHUHUHU! - Wykrzyczała z gwiazdkami w oczach.

Ten entuzjazm udzielił się też na mnie.

- *TAK! DOBRY POMYSŁ. - Powiedziałam wyciągając ręce przed siebie w geście przybicia piątki.

Undyne oddała ową piątkę, ale tak mocno, że omal nie zleciałam z kanapy. Coś jak między życiem, a śmiercią prosto z ramienia kanapy, czy coś. Podała mi rękę z wielkim uśmiechem na ustach.

- Sorrka. - Powiedziała ściskając moją dłoń, którą jej podałam.

- *Nic się nie stało. - Odpowiedziałam patrząc kątem oka, na szkielety wychylające się z kuchni. Mieli zdziwiono-wesoło-brudne twarze/czaszki. Ale to nie koniec. Wyobrażacie sobie Papyrusa w uroczym fartuszku? To chyba raczej normalne. Ale czy wyobrażacie sobie Sansa w fartuszku? Miałam ochotę piszczeć z tej uroczonowości.

Kiedy spostrzegł, że się na niego patrzę, było już za późno. 

Spalił niebieskiego buraka i uciekł do kuchni, zasłaniając się kapturem.

Papyrus natomiast zdziwiony poszedł za nim, mówiąc coś do niego. Ale już ich nie słuchałam, ani się nie wpatrywałam na nich. Patrzyłam teraz na nadal uśmiechniętą i podjaraną Undyne.

- *No to... - Zaczęłam, wyplątując się z uścisku jej palców na moich dłoniach. - Co proponujesz?

Zrobiła wdech, wesoły i uroczo-rybi wdech, i szybko mnie puściła sięgając do siatki.

Cieszyłam się, że nie pociągnęła mnie za sobą.

- Proponuje przeczytać kolejne części Boku no Hero Academia, a potem najwyżej coś innego. - Powiedziała podając mi tom 2.

- *Okejosy. - Odpowiedziałam biorąc od niej mangę.

No i zaczęłyśmy czytać/oglądać mangi. Chyba nawet długo nam to zeszło, ale tak naprawdę nie wiedziałam, bo w tym pokoju jedynym zegarem był telewizor, którego obsługiwać nie umiałam. Może jeszcze policzmy telefony z zegarkami, ale mój zdechł, a Undyne nie miała przy sobie.

W trakcie czytania tak naprawdę układałam sobie niektóre fakty w głowie.

Fakty, które się zdarzyły. Rzeczy nad, którymi nie chciałam myśleć.

Chara powiedziała, że 'powodzenia z 7-6 fiolkami z Determinacją', ale... ja już zaczęłam się rozpuszczać. Czyli tak naprawdę miałam coraz mniej czasu.

Muszę się koniecznie dowiedzieć skąd Sans ma pastylki determinacji. Potrzebowałam jej jak najwięcej... ale czy mi to pomoże? W końcu tak czy siak...

Wszystko Zresetuje.

A jak o Sansie mowa to musiał się zjawić.

- *hejka. obiad jest skończony, jak jesteście głodne to możemy już jeść. - Powiedział przystając obok kanapy z rękoma wsadzonymi w kieszeń bluzy.

- FUHUHUHUHU. JESTEM OKROPNIE GŁODNA! JESTEM CIEKAWA CO PRZYGOTOWALIŚCIE. - Powiedziała wstając szybko, nawet nie zaznaczając gdzie skończyła moment w mandze. Manga wylądowała koło mnie, a ja z cichym westchnięciem odłożyłam ją na stolik.

Sans przeniósł wzrok na mnie, patrząc na mnie pytającym wzrokiem.

- *a ty? też jesteś gł---

- *Która godzina? - Spytałam, zanim coś jeszcze powiedział. Nie ze złośliwości. Byłam po prostu ciekawa.

- *gdzieś tak koło 15:00. a czemu pytasz? - Powiedział przechylając czaszkę.

- *Wolę się upewnić o której jem obiad i takie tam. - Odpowiedziałam odkrywając się. Bluzkę miałam lekko podwiniętą do góry, więc szybko ją zaciągnęłam do dołu. Mimo wszystko nie chciałam, żeby Sans patrzał na to jeszcze raz.

W sumie nie zwracałam teraz na niego uwagę.

Skupiałam się na wstawianiu co okazało się truuuuudnym zadaniem.

Moje nogi okazały się bardziej galaretą niż ciałem stałym. Trzęsły się gdy tylko postawiłam się na nogi.

Zauważył to Sans delikatnie się śmiejąc. Usłyszałam jego kroki i zaraz po tym był przy mnie obejmując mnie w talii, uważając na ranę. (?)

- *no to idziemy. - Powiedział, ciągnąc mnie do przodu.

Niechętnie ruszyłam za nim.

Co jak, co nie chciałam protestować, a po za tym tak czy siak wiedziałam, że jakby mnie puścił to bym się wywróciłam. Lub coś innego.

Kiedy przekroczyliśmy próg kuchni do mojego nosa dotarły piękne zapachy. Chyba jakiejś makaronowej zapiekanki. 

Kuchnia była dość obszerna. Po mojej lewej stronie znajdował się cztero-osobowy stół, przy którym siedziała Undyne, natomiast po mojej prawej znajdowały się wszelkie meble kuchenne. Papyrus coś grzebał w szufladach szukając.

Ustanowiłam się na miejscu koło Undyne. 

Sans koniecznie chciał mi pomóc, ale ja odrzuciłam jego rękę.

- *Nie jestem mała. Umiem sobie sama poradzić przy siadaniu. - Powiedziałam ciężko opadając na siedzenie.

- *jasne, jasne. - Powiedział Sans, wcześniej mnie puszczając. 

Teraz natomiast usiadł naprzeciwko mnie, zaczynając grzebać w kieszeni spodni. Po chwili, gdy Papyrus przyniósł talerze, i zapiekankę, podał mi jakąś fiolkę i kilka tabletek. 

Posłałam mu pytające spojrzenie, ale go nie odwzajemnił. Patrzył na Papyrusa, który dopiero usiadł do stołu, poprzednio ściągając z siebie fartuch.

Odłożyłam tabletki i fiolkę na bok. 

Cieszyłam się, że Undyne nie pytała się o to, ani nawet Papyrus. Widocznie nie chcieli, albo... wiedzieli.

- NO TO JEDZMY! KTO PIERWSZY CHCE PORCJE? - Spytał się Papyrus przerywając ciszę.

Undyne się zgłosiła i pierwsza dostała zapiekankę. Ja natomiast dostałam jako przedostania. Nie byłam tak szczerze mocno głodna. Nie tyle było to spowodowane chorobą, co świadomością, że się rozpuszczam.

Jednak wzięłam mały kęs. Okazało się niebem w gębie. Kątem oka zauważyłam jak Undyne prosi o dokładkę. 

Nerwowo pokręciłam się na siedzeniu. Nastrój był okropny.

Otaczała nas przeraźliwa cisza i napięta atmosfera.

Chciałam to przerwać, ale nie potrafiłam. W końcu sama to rozpoczęłam. Rozmową o zaufaniu. Ile ja mogę jeszcze czekać... na ten czas kiedy będę miała pewność, że Przyjaciele mi zaufają, albo ja im.

Nastąpi to kiedyś...?

Nawet nie zauważyłam kiedy zjadłam wszystko co miałam na talerzu. Sama nawet się zdziwiłam. Otarłam usta i podziękowałam po czym chwyciłam fiolkę i wypiłam jej zawartość, krzywiąc się odrobinkę.

Do tego połknęłam tabletki, przełykając wodą stojącą obok talerza.

Patrzyli na mnie, ale nic nie mówili.

W końcu Papyrus głęboko westchnął wstając.

- NO TO SŁUCHAJCIE... JAKO, ŻE ZROBIŁEM SOBIE WOLNE Z WIADOMYCH POWODÓW PROPONUJE, ABYŚMY POROBILI COKOLWIEK. - Stwierdził zabierając talerze i ustawiając, na dość, dużej kupce naczyń. 

- Proponuje anime. - Powiedziała Undyne grzebiąc swoim paznokciem w zębach.

- *jestem za. - Powiedział Sans wpatrując się w ekran telefonu. Wspominałam, że jest strasznym nerdem?

Papyrus spojrzał na mnie pytająco. Kiedy nasze oczy się zderzyły przeszedł mnie dreszcz. 

- *Mi wszystko jedno. - Powiedziałam patrząc w bok i wzruszając ramionami.

Czemu wygląda na takiego zmęczonego?

Papyrus westchnął ponownie, podchodząc do mojego krzesła. 

- NO TO POSTANOWIONE. OGLĄDAMY ANIME. - Powiedział chwytając mnie pod pachami. 

Zdziwiona nie wiedziałam jak zareagować. 

Papyrus objął mnie w pasie jedną ręką, a i podparł moją dupę/pupę/dół mojego ciała. Wyglądało to trochę jak za dawnych czasów gdy Papyrus nosił na rękach Sansa. (Głównie dlatego, że Sans często gdzieś przysypiał.)

Widziałam tylko kątem oka jak Sans się śmieje, a Undyne patrzy na mnie z rozbawionym wzrokiem.

Zarumieniłam się tylko wtulając się w szalik Papyrusa.

Jednak długo się do tego szalika nie po tuliłam. Papyrus odłożył mnie na kanapę delikatnie mnie przykrywając kocem. Jęknęłam gdy nie mogłam niczego objąć. 

Zaśmiał się siadając obok i wtulając się we mnie.

Tak.

Tego mi brakowało.

Wciągnęłam zapach z jego szalika. Pachniał sosem pomidorowym.

Po chwili usłyszeliśmy odchrząknięcie ze strony Sansa. 

Oderwaliśmy się od siebie rumieniąc się. Papyrus uśmiechnął się leniwie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech. 

Sans siadł koło mnie po mojej lewej, a Undyne klapnęła koło Papyrusa.

- NO TO UNDYNE CO PROPONUJESZ? - Spytał Papyrus sięgając po pilot i siatkę z płytami.

Tak. Undyne powiedzieć co proponuje w kwestii anime, to tak jakby powiedzieć do armii piesków, że mają jedną kość do zjedzenia. Podrapała się po głowie i uśmiechnęła się nerwowo.

- Niech Frisk wybierze. Ja nie mam takiego oka jak ona. - Skłamała.

Ale nie tak złośliwie. Po prostu wiedziała, że nie da rady tego zrobić i tyle.

Fajnie by było gdyby ja też tak umiałam.

Ale nie potrafiłam.

***

Po niecałych trzech godzinach, Undyne stwierdziła, że musi wychodzić. I to nie tak, że jej się już nie chciało z nami siedzieć. O nie. Ona z chęcią by tam posiedziała, ale wiedziała, że pewno Alphys wróciła i się martwi się o nią.

Naprawdę one obie razem są urocze.

Pożegnałam się z Undyne z kanapy, a Papyrus odprowadził ją do drzwi. 

Anime zatrzymaliśmy przy jakimś wątku, ale nie wiedziałam czy będziemy dalej oglądać. Sans przysnął przy połowie pierwszego seansu, a ja poczułam się dzięki niemu bardziej Senna.

Udzielanie Senności by Sans.

Skorzystałam z tego, że Papyrusa nie było i przysunęłam się do Sansa, który przechylał swoją głowę na prawą stronę, śliniąc się. (Szkielety się ślinią? lol)

Oparłam się o jego lewe ramię zamykając oczy. Coś wymruczał, ale nic nie powiedział. Poczułam tylko jego dłoń oplatającą mnie w pasie.

Nawet nie pamiętałam gdy zasnęłam.

***

Obudziłam się w pół leżąca na Sansie. To znaczy on sobie leżał głową leżąc o ramię kanapy, ale ja leżałam na nim, a dokładniej na jego klatce piersiowej. Przykryta byłam kocem. Chyba okrył nas Papyrus.

No i chyba bardzo mocno zmieniliśmy pozycje. Ale nie zbyt się tym przejęłam. 

- *Twardo. - Mruknęłam podnosząc się i pocierając oczy.

Sapnęłam gdy poczułam ból na talii. Chwyciłam się tam zaciskając oczy, starając nie uronić ani jednej łzy.

Po chwili Sans się obudził. Zauważył cierpienie/łzy/cokolwiek na mojej twarzy i mocno się na początku zdziwił, po czym objął mnie w pasie, starając się nie przyciskać do siebie mojego bolącego miejsca.

- *csii Frisk. zaraz wszystko będzie ok... po prostu nie myśl o tym, że się rozpuszczasz. musisz... to powstrzymać siłą woli i---

- *Sans. - Szepnęłam przyciskając twarz do jego bluzy, zapewne mocząc ją. - Skąd wiesz jak mogę powstrzymać rozpadanie się? - Dopowiedziałam biorąc głębokie wdechy.

Milczał.

- *bo ja... miałem tak kiedyś. - Wyszeptał cicho. Mogłabym przysiąc, że jego dłonie się trzęsą.

- *Ale oczywiście dowiem się tego... - Wzięłam głęboki wdech, czując spazmy bólu. - Kiedy przyjdzie czas rozmowy? - Dopowiedziałam odsuwając się od niego.

Nie chciałam wiedzieć jak wyglądam. 

Pewno jak siedem nieszczęść wnioskując po spojrzeniu Sansa na mnie.

- *po prostu nie pytaj się więcej. - Powiedział kładąc swoją kościstą dłoń na moim policzku. - po prostu zapomnij.

Zacisnęłam usta.

- *Postaram się.

Ale tak naprawdę bałam się. Bałam się tego wszystkiego.

Bałam się tego wszystkiego co się dzieje. Czemu nie mogło być tak jak dawniej? Wszystko było okej. Nie musiałam się niczym martwić... chociaż sprawa z potworami na powierzchni nadal się utrzymywała, ale nie było aż tak źle jak jest teraz.

Nawet nie zauważyłam kiedy obraz mi się ściemnił.

Chyba zaczęłam kaszleć.

Jakaś czarna maź zaczęła spływać mi po brodzie i rękach. 

Chara.

Chwyciłam się za głowę.

Nie chce umierać! Proszę przestań!

Zaczęłam krzyczeć.

Chara... ja się boję.

Płakałam. 

Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Tylko ciemność i błysk jej czerwonych oczu.

Ona ewidentnie nie może być dobra.

Czemu ja jak taka głupia w to wierzyłam.

Chara...

Czy ty też się boisz?

***

Tak na wstępie. 

Przepraszam was za wszystko.

Miałam brak weny i po prostu nie potrafiłam niczego napisać. No i chciałam sobie odsapnąć od książek na Wattpadzie. Wiecie. Działałam pod wpływem presji. Nie lubię takiego działania.

A po za tym przepraszam za to, że ostatnie rozdziały były takie słabe.

Po prostu jestem śmieciem. Chyba poudaje śmiecia z Napstablookiem. Tak. Będzie perfekcyjnie. Założymy klub śmieci życiowych. ;-;

No, ale no cóż.

Oficjalnie ten rozdział będzie najgorszym z najgorszych rozdziałów w moim życiu i w tej książce.

Ale postaram się, żeby następny był dłuższy i przede wszystkim żeby wreszcie coś się zadziało. Akcja czy coś. Bo na razie jest tak monotonnie, że nie wyrabiam.

Po prostu przepraszam.

A po za tym dziękuje za 3 tys. wyświetleń i ponad 350 gwiazdek.

Jesteście niesamowici. <3

~ Do następnego ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top