level 5; michael + luke
LEVEL FIVE
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Michael nie do końca wiedział, co powinien zrobić. W dalszym ciągu odczuwał tępy ból w tyle głowy, ale nie sądził, by uderzono go na tyle mocno, by mógł wyobrazić sobie ostatnie kilka godzin i w tej chwili nie miał pojęcia, czy być złym na siebie za bycie idiotą, na Luke'a za robienie z niego idioty, czy na Caluma za to, że ośmielił się przerwać mu moment z Lukiem.
Nad tym "momentem" Michael będzie musiał poważnie pomyśleć. Bo niby z jakiego powodu Luke Hemmings spędził kilka godzin w jego sali? Poczucie winy to jedno, ale przytulanie kogoś bo ten miał koszmar... to zupełnie co innego.
– Zaraz, zaraz. A co ty tutaj robisz? – spytał Michael, kiedy już otrząsnął się z pierwszego szoku. – Myślałem, że Luke nikomu nie powiedział o tym, że tu jestem.
– Bo nikomu nie powiedziałem – potwierdził blondyn i uśmiechnął się tryumfalnie, jakby zadowolony z tego, że uwaga została przeniesiona na Caluma. Michael w jednej chwili miał ochotę uderzyć Luke'a w twarz, wszelkie romantyczne uczucia szybko mu przeszły i nie było to zależne od niego. Luke po prostu bywał taki irytujący.
– Ja.. um... on... W szkole powiedzieli mi, że ktoś został pobity, wystarczyło spytać woźnego i od razu podał osobę – wyjaśnił Calum po dłuższej chwili i cofnął się o krok, zdając sobie sprawę, że stoi przeciwko drużynie chłopców, będących po tej samej stronie. – Ale nie rozumiem, co robi tutaj Luke, skoro to wszystko jego wina – mruknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i wpatrując się w blondyna nienawistnym wzrokiem. Michael był zaskoczony tą reakcją, ponieważ myślał, że odkąd Calum jest w drużynie, to oboje świetnie się dogadują.
– Nic nie jest moją winą! – krzyknął Luke i poderwał się ze swojego miejsca. Michael nie miał już nawet siły tego komentować, czuł senność, ale jednocześnie bał się, że jeśli zamknie oczy, to Luke skoczy na Caluma i Hood będzie musiał zająć łóżko obok niego. To nie tak, że Michael się martwił. Po prostu nie sądził, że zniesie pobyt tutaj, jeżeli Calum będzie w tym samym pomieszczeniu. – Gdyby to była moja wina, to by mnie tu nie było, nie uważasz?
– Nawet nie chcę zgadywać, co cię tutaj przywiodło, Hemmings, masz w głowie gniazdo szerszeni i nikt cię nie zrozumie. Ale nie chcę, żeby Michael ucierpiał przez swoją naiwność... – rozkręcał się brunet, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę Michaela.
– Hej! – przerwał mu zielonowłosy, podnosząc się nieco wyżej na swoim miejscu, ponieważ chciał mieć wkład w rozmowę, jeśli ta miała dotyczyć bezpośrednio jego osoby. Skrzywił się nieco na ból w żebrach, lecz podłączona do kroplówki morfina wciąż działała wystarczająco dobrze. – Teraz znowu mnie obrażasz?
Luke popatrzył na Clifforda i z niewiadomych Michaelowi przyczyn – uśmiechnął się. Michael groźnie zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, zastanawiając się, kiedy nadejdzie odpowiedni moment, by wezwać pielęgniarkę.
– Wcale cię nie obrażam, mówię jak jest. Znam cię od piętnastu lat i wiem, jaki jesteś. Wiem też, jaki jest Luke i wiem, co potrafi zrobić. Nie chcę, żebyś później przez niego cierpiał – wyjaśnił spokojnie Calum, mówiąc tym protekcjonalnym tonem, którego Michael u niego nie znosił. To było jak "ja wiem lepiej, ty siedź cicho."
Michael w jednej chwili poczuł narastającą złość. Złość zawsze łączyła się u niego ze łzami, które również po chwili pojawiły się w jego oczach. Zacisnął pięści i starał się pokazać tyle godności, ile mógł, będąc zakopanym w szpitalne prześcieradła i mając na sobie tę idiotyczną sukienkę dla pacjentów.
– Nie chcesz, żebym cierpiał? Ty nie chcesz, żebym ja cierpiał? Gdzie byłeś cholerny rok temu, kiedy moja mama umarła? Gdzie byłeś rok temu, kiedy przeżywałem najgorszy okres w życiu? Gdzie byłeś rok temu, kiedy każdego wieczora ojciec był tak pijany, że był w stanie mnie zabić, uderzając moją głową o ścianę? – pytał Michael, a Calum wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. Siedemnastolatek nawet z tej odległości mógł zobaczyć, jak dłonie jego byłego najlepszego przyjaciela zaczynają drżeć, Calum nigdy nie potrafił panować nad emocjami. – Teraz możesz sobie tę swoją protekcjonalność wsadzić w dupę, a ja będę robił, co tylko chcę. I proszę cię, wyjdź z tej sali. Zostaw mnie w spokoju – skończył już nieco ciszej, spuszczając wzrok na prześcieradło. Łzy zaczęły kapać na biały materiał i przesiąkać go, ale Michael nie miał siły ich otrzeć. Był wyczerpany fizycznie i psychicznie. Zranił Caluma i wiedział o tym, ale skoro tamten był w stanie postąpić z nim w podobny sposób, gdy Michael najbardziej go potrzebował, to Hood musiał jakoś przeżyć te słowa.
Najwyraźniej nie było to aż takie trudne, ponieważ Calum nawet się nie odezwał, a Mike usłyszał tylko cichy trzask zamykanych drzwi. Dziwne, ale Michael pomyślał, że wraz z tymi drzwiami zamknął się pewien rozdział w jego życiu.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL FAILED
(zmień postać)
MICHAEL LUKE
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke stał bez ruchu, nie śmiejąc się nawet ruszyć. Jego palce nerwowo wystukiwały rytm o udo, był to tik, nad którym chłopak nie panował. Z każdą chwilą dowiadywał się o Michaelu czegoś nowego i wcale nie były to dobre rzeczy. Jego przeszłość, która kiedyś była tajemnicą, teraz zaczęła ukazywać się przed nim historią, której blondyn nie chciał widzieć. Było w niej zbyt dużo cierpienia, samotności, żalu i nienawiści. Luke kiedyś myślał, że Michael jest szczęśliwym chłopakiem. Nie mógł mylić się bardziej. Myślał również, że to on ma ze sobą poważny problem, ale teraz nie mógł go nawet porównać do tego, przez co przechodził Michael.
Luke przynajmniej miał rodzinę, która się o niego troszczyła. Rok temu Michael stracił jedyną osobę, która go kochała. Został sam z patologicznym ojcem; bez przyjaciół i dobrych perspektyw na przyszłość – sytuację materialną Cliffordów znał chyba każdy uczeń szkoły Luke'a.
I Luke przez cały rok szkolny tylko wyzywał Michaela, jakby ten nie miał dość upokorzeń.
– Michael, ja...
– Idź sobie, Luke. Proszę – wyszeptał Michael, jednak wciąż nie podniósł głowy. Luke przyglądał się jego zielonym włosom, a następnie dłoniom spokojnie złożonym na łóżku. Wyglądał na przegranego, pokonanego i bezsilnego.
– Chcesz, żebym jeszcze przyszedł? – spytał niepewnie Luke, nerwowo skubiąc krawędź swojej koszulki. Stał niezręcznie na środku sali i czuł się wyjątkowo głupio. Chciał przytulić siedemnastolatka, ale wiedział, że nie może tego zrobić.
– N-nie wiem, Luke. P-przepraszam.
– Nie, nie masz za co przepraszać. Wpadnę jutro, najwyżej mnie stąd wyrzucisz. Teraz się prześpij, dobrze?
Luke'owi wydawało się, że Michael kiwnął głową, ale nie był tego pewien. Tak czy inaczej, nic więcej nie mógł zdziałać, dlatego udał się do wyjścia, w którym minął lekarza. Bardzo szybko opuścił budynek szpitala i mimo tego, że za dwadzieścia minut miał rozpocząć trening, wrócił do domu, następnie niemal wbiegając schodami na piętro i do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami tak głośno, że wiedział, iż za moment zajrzy tu jego mama, ale nie obchodziło go to.
Bezwładnie opadł na łóżko i przycisnął głowę do poduszki. W tej chwili nienawidził samego siebie, nienawidził Caluma, nienawidził ojca Michaela. Zaś czując gorące łzy na policzkach miał ochotę wrzeszczeć. Był pieprzonym osiemnastolatkiem, który przed wszystkimi zgrywał wielkiego bohatera, więc dlaczego zamiast spędzać czas z przyjaciółmi, leżał w swoim pokoju i płakał z powodu jednego frajera z młodszego roku?
Dlaczego, dlaczego, dlaczego.
– Luke, skarbie, wszystko w porządku?
Liz weszła do pokoju najciszej, jak umiała i już po chwili Luke poczuł, jak łóżko ugina się pod jej ciężarem, a jej dłoń opada na dolną część jego pleców. Wtedy jego ciałem wstrząsnął szloch.
– O mój Boże, Luke, znów masz atak astmy? Atak paniki? Potrzebujesz lekarstw? Mam zadzwonić po...
Luke przerwał jej, podnosząc się do pozycji siedzącej i rzucając się w jej stronę tak szybko, że prawie zepchnął ją na podłogę. Objął mamę ramionami i wtulił głowę w jej szyję, ten jeden raz pozwalając sobie na słabość. Kobieta była zbyt zaskoczona nagłym wybuchem czułości u syna, którego ostatni raz doświadczyła jakieś jedenaście lat temu, dlatego nic nie powiedziała, a jedynie gładziła blondyna po plecach i ramionach. W końcu z jego ust dało się zrozumieć pojedyncze słowa, urywane przez szloch.
– Ch-cę... chcę mu pomóc... a-ale nie mam p-pojęcia jak...
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top