Żółta kartka (45)


W czwartek rano ląduję na dywaniku, bo na daily leci mi krew z nosa. Sterczę nad umywalką z zakrwawionym ręcznikiem papierowym, gapiąc się na sińce pod oczami. Koszulka też upierdolona. Alicja, z którą miałem dziś pierwszą sesję powiedziała, że zaczynam przypominać Victora z Gnijącej Panny Młodej Tima Burtona. Pcham papier do nosa i spłukuję plamy zimną wodą, myśląc, jak doprowadziłem się do tego stanu, gdy do łazienki zagląda Nats.

Siedzę w żółtym fotelu, z wielką, mokrą plamą na koszulce. Moja psycholożka przypatruje mi się uważnie, a może czeka, aż coś powiem. Bluza w kolorze magenty, legginsy i cienkie rajstopy, przez które widać paznokcie pomalowane pod kolor.

– Przestawiłaś kwiaty.

– Jesteś spostrzegawczy.

Cisza. Słychać tylko szum kaloryfera.

– Wyglądasz jakbyś od dawna nie spał – zauważa.

Wzruszam ramionami.

– Masz apetyt?

– Tak. – Kłamię.

Za jej plecami porusza się jakaś roślina.

– Gorszy nastrój?

– To nic takiego. Po prostu jestem zmęczony.

Natalia wydaje cichy pomruk.

– Dużo zmian w krótkim czasie – dodaję. – Przejściowe.

Nie wygląda na przekonaną. Myśli, jak mnie podejść.

– Chodzi o coś z twojego świata poza pracą, czy tego tu?

Wkurwia mnie ta mokra koszulka i zerkam na zegarek ile mam czasu do następnego testera. Niestety, wystarczająco, żeby mogła mnie przemaglować.

– Nie chcę o tym mówić.

– Potrzebujesz urlopu?

Po plecach spływa mi lód.

– Nie – odpowiadam szybko. – Praca mi pomaga.

– Może chciałbyś porozmawiać z kimś z zewnątrz?

– Jak będę chciał, to porozmawiam – mówię niezbyt uprzejmie.

Przypatruje mi się z ciekawością.

– Irytuje cię ta rozmowa?

– Trochę – przyznaję.

– Przestałeś tam wchodzić.

– Tak – odpowiadam zdawkowo.

– Coś się tam wydarzyło?

– Jak wchodzę to źle, nie wchodzę, też niedobrze?

Wbijam w nią wzrok pełen gwoździ i pinezek.

– Maks... nie mówię, że to niedobrze – mówi spokojnie, lecz stanowczo. – Widzę, że od pewnego czasu dzieje się coś złego. Jeśli to ma związek z tym, co tu robimy, to ważne, żebym wiedziała – dodaje z naciskiem. – Jesteś dobrym pracownikiem. Zależy nam na takich ludziach.

– Żeby kolejny prompter nie skończył w psychiatryku od zabaw z Żewrakowem?

Nats milknie. Pewnie się zastanawia co wiem. Stuka palcem w podłokietnik.

Ciekawe. Wcześniej nie pozwalała sobie na takie gesty.

– Bartek mówił, że się tym interesujesz. – Uśmiecha się, ale to inny uśmiech niż te, które znam.

– Czemu trafiła do psychiatryka?

– Maks... – Wzdycha. – Powinieneś o tym...

– Co to znaczy, że zaczęły się jej gubić granice? – Nie ustępuję.

Mruży oczy, a między starannie wyregulowanymi brwiami pojawia się zmarszczka.

– To oznacza fałszywe wspomnienia. Takie, których nie było, a twój mózg jest absolutnie przekonany, że...

– Skąd wiadomo, że ich nie było?

Nats milknie i zbiera myśli. Jej twarz po raz pierwszy pokazuje coś innego niż tę łagodną troskę, zaciekawienie i życzliwość.

– Aleks zauważył...

– A wy mu uwierzyliście. – Nie daję jej dokończyć po raz kolejny. – Tak po prostu. Jego słowa są tu święte.

– Tak, uwierzyliśmy – mówi powoli, próbując wykazać się cierpliwością. – Pewne rzeczy są bezdyskusyjne – podkreśla. – Ale nie jestem upoważniona, żeby ci o nich mówić.

– Skoro jej się to popierdoliło, to znaczy, że bawili się w real – zgaduję.

– Maks, zrozum, naprawdę nie mogę.

– A o czym możesz?

Wyraźnie spiął ją ten temat.

– O tym, że jesteśmy bardzo zdeterminowani nie popełnić już tamtych błędów.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że nie wierzę, że nic się nie dzieje.

No proszę, ona też potrafi odwracać kota ogonem.

– Nie mam ci nic do powiedzenia. Jeśli ty mi też, pozwól, że pójdę wysuszyć koszulkę, bo niedługo zaczynam sesję.

Natalia ma w oczach wyrzut.

– Tak, stworzyli sobie alternatywną wersję rzeczywistości. – Zaskakuje mnie odpowiedzią. – I to zaczęło się wymykać spod kontroli. Aleks się wycofał i ona bardzo źle to zniosła. Marek wysłał ją na zwolnienie, zaoferował pomoc i sfinansowanie dowolnego terapeuty, czy psychiatry, jakiego wybierze. Ale nie chciała o tym słyszeć.

– Więc zamknął ją w psychiatryku.

Natalia spina usta.

– Nie. Tam trafiła po próbie samobójczej.

Rozdziawiam gębę.

– Wybacz, ale powiedziałam już zbyt wiele.

Kiwam głową i wbijam wzrok w wykładzinę, trawiąc to, co usłyszałem.

– Dzięki. Pójdę już.

– Maks... – mówi, gdy wstaję. – Jesteś dla nas ważny. Proszę, daj sobie pomóc.

Żołądek mam w supeł i trudno mi się na czymkolwiek skupić. Nie wiem, co trzeba zrobić człowiekowi, żeby targnął się na własne życie. Kurewsko mnie męczy to całe tabu i to, że poza Jankiem nikt nie chce o tym gadać, a on też powiedział mi absolutne minimum. Gdy idę na herbatę w swojej zwyczajowej przerwie, ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu, nadziewam się w kuchni na wilka, którego na wszystkie strony maglują moje myśli. Siedzi sobie, jakby nigdy nic, pierwszy raz od nie wiem ilu dni. I przychodzi właśnie dziś. Właśnie po tej rozmowie z Nats. Zaszczyca mnie przelotnym spojrzeniem i choć zalewam się falą gorącą, czuję, że teraz już nie mogę się wycofać, bo wyjdę na cykora. Idę więc robić herbatę, choć sztywny jestem tak, że można na mnie prasować prześcieradła.

Odwalam wszystkie ceregiele. Czajnik, woda, kubek, kopertka i sznureczek. Czuję na plecach jego wzrok, gdy czekam aż ten pieprzony czajnik dojdzie. Moje myśli to rozbiegane myszy. W końcu nie da się dłużej przeciągać. Zalewam herbatę i idę do stołu. Na swoje miejsce. Żewrakow przez chwilę mnie ignoruje, w końcu jednak odkłada telefon i wbija we mnie wzrok. Milczymy. Długo. Za oknem, za jego plecami, padają wielkie płatki śniegu.

W końcu bez słowa przesuwa w moją stronę złożoną na pół kartkę, a jego gęba to ściana granitu. Spoglądam na ten papier i dopada mnie panika, że to przymusowe zwolnienie lekarskie albo, co gorsza – wypowiedzenie. Patrzę na Żewrakowa z otwartą paszczą i błagalnym spojrzeniem, ale on ani drgnie. Drżącymi rękami rozprostowuję świstek i gapię się na te kilka zdań, jakby były po chińsku. Login. Hasło. Wywołanie funkcji i oszczędna instrukcja.

Dopiero za piątym razem do mojego mózgu dociera, że to dostęp. Zatyka mnie. To absolutnie ostatnia rzecz, której bym się spodziewał. Biegam wzrokiem od słowa do słowa i wysilam mózg, który mieli te kilka zdań, jak dzikie terabajty danych. W końcu zerkam na niego raz jeszcze.

– Zapamiętaj – mówi oschle.

Skanuję jeszcze raz wszystko w popłochu, wykuwając w mózgu jak dłutem każdy znak specjalny i podkreślenie. Aleks wyrywa mi tę kartkę z rąk, a nim zdążam zareagować, posyła mi po blacie coś jeszcze. Blister z tabletkami. Zostało kilka sztuk.

– Godzinę przed snem. Po jednej – mówi z naciskiem. – I nie łącz tego z alkoholem.

– Co to?

– Dobra Wróżka.

Na korytarzu słychać jakieś poruszenie i radosne piski dziewczyn. Słyszę, że się zbliżają, więc biorę ten blister i chowam do kieszeni. Ćwierć sekundy później do kuchni wpadają Dominika z Łucją, okładając się balonami w kształcie kutasów. To takie, z których robi się pieski, kiełbaski i korony na festynach dla dzieci. Ale kutasy, jak widać, też można. Dopiero to mi przypomina, że dziś ta nieszczęsna impreza. Łucja siada przy Żewrakowie i mizia go balonowym chujem, uśmiechając się filuternie.

– Zgadnij, co właśnie przyszło z Allegro...

– Ile? – pyta Aleks, jakby nigdy nic.

– Dwieście. Myślisz, że wystarczy?

Kiwa głową.

– Cukier też już mamy. A reszta? – pyta konspiracyjnie.

– Czeka w paczkomacie.

– Ale się cieszę! – ekscytuje się Łucja, zacierając ręce.

– No, to był genialny pomysł – dodaje Dominika zza moich pleców.

Ekspres mieli radośnie kawę i spienia mleko, a ja gapię się na Żewrakowa.

– Jaki pomysł?

– A to mój drogi, jest tajemnica!

Łucja uśmiecha się ładnie, trykając mnie końcem kutasa.

Żewrakow zerka na telefon i zaczyna się zbierać, a ja próbuję pojąć czemu dał mi dostęp, chociaż powiedział, żebym go całował w dupę i że się nie nadaję. Czemu zabrał mi wszystko i odczekał, niemal równe dwa tygodnie, żebym skruszał. A kiedy zaczynam świrować z całego tego niespania, jak leci mi krew z nosa i warczę na swoją psycholożkę, pokazuje mi wytyczne na kartce, którą zaraz zabiera. Przez głowę przelatuje mi pięć milionów pytań, z których na pierwszy plan wybija się jedno: Czy jestem kolejną Margot?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top