Wielki Dzień (9a)
Żewrakow jednak dociera. Sińce pod oczami, potargane włosy, wczorajsza koszulka. Nie wygląda na człowieka, który spał grzecznie w domku. Nie wiesz tylko, czy spędził noc na sorze, bo babcia miała atak kamicy żółciowej, czy dymał od kolacji do drugiego śniadania. I nie masz pojęcia, czemu cię to w ogóle obchodzi.
Umawiamy się, że pierwszą sesję na etapie rozmowy z testerem prowadzi on. Patrzę z boku i jestem pod wrażeniem, jak inny potrafi być ten gość, gdy opada maska kutafona. Słucha cię, jakby miał sześć par uszu. Kiwa głową, dopytuje o szczegóły. Siedzisz i patrzysz, jak z pąsowej różyczki dziewczyna rozkwita w niezłe ziółko.
– Maja, możemy sobie mówić po imieniu? Poprowadzimy twoją sesję we dwóch, dobra? Wszystko zostaje między nami.
Dziewczyna uśmiecha się nerwowo i patrzy na mnie, a potem ucieka wzrokiem.
– To jest Maks, ja jestem Aleks. Ty będziesz tam, w komorze. Ja tu, przy komputerze. Będę cię słyszał, bo tam jest mikrofon. Będę reagował na to, co mówisz. Jeśli zechcesz, żebym przerwał, powiedz „stop", ok? – Dziewczyna potakuje, a ja się zastanawiam, czy naprawdę nie mógł tak ze mną. – Jeśli cokolwiek ci się nie spodoba, czegoś będzie za dużo, coś cię wystraszy, zaboli, a nie będziesz tego chciała, powiedz: Aleks, przestań. – Maja potakuje gorliwie. – Będę tworzył dla ciebie świat, ale go nie zobaczę – podkreśla i czeka na potwierdzenie, że zrozumiała. – Komputer wysyła tylko impulsy, a na ich podstawie twój mózg buduje wszystkie doznania. Jak napiszę, że uśmiecha się do ciebie przystojny facet, a ty wyobrazisz sobie Maksa, nikt się o tym nie dowie.
Jestem odkurzaczem, co połknął skarpetkę.
A zasada numer sześć, do chuja pana?
Dziewczyna robi się różowa jak jej koszulka, ja z całą pewnością też.
– Wybacz, głupi żart... – reflektuje się Rusek. – Jeśli zobaczysz kogoś, kogo byś nie chciała, mogę nakazać twojemu umysłowi, żeby wyobrażał sobie kogoś innego. Na przykład Bena ze Snowpiercera. Kojarzysz go? – Maja kręci głową. – Kogo byś wolała? – Czeka przez chwilę aż dziewczyna się namyśli, ale widząc, że wciąż jest spięta, dodaje: – Dobra, nie mów. – Uśmiecha się do niej ładnie, jebany. – Co chcesz tam zobaczyć?
– Zorzę polarną – odpowiada natychmiast.
– Co jeszcze?
– Zobaczyć...
Maja wydaje się zagubiona. Ucieka wzrokiem na boki, patrzy na swoje dłonie.
Nie mówi, czego naprawdę chce, myślę.
– Usłyszeć, poczuć, doświadczyć – podpowiada Aleks.
– Chciałabym przejechać się psim zaprzęgiem po zamarzniętej rzece. I... usłyszeć jak śpiewa lód.
– Super...
Aleks trwa w milczeniu. Daje jej czas.
– Chcesz być sobą, czy kimś innym?
– Sobą ale... inną...
– Kto ma być z tobą?
– Jacyś... towarzysze podróży...
Znowu spuszcza wzrok.
– OK. Coś konkretnego chciałabyś tam przeżyć, czy zdajesz się na mnie?
– Na ciebie – odpowiada szybko, posyłając mu krótkie spojrzenie.
Jest naprawdę onieśmielona.
– Dobrze. Jakie emocje?
– Hm...
– Ekscytacja, radość, trochę... strachu? – podpowiada Aleks.
– Tak. Chciałabym się zachwycić. Trochę bać, ale... żeby było w tym uniesienie.
– Uniesienie – powtarza Żewrakow.
– Przepraszam, chyba głupio to nazwałam.
Nazwała to za bardzo wprost i teraz się wstydzi.
– Nie, nie – zapewnia Aleks. – Uniesienie, rozumiem. Zorza i śpiewający lód. Lodowe pustkowie i cały kosmos nad głową. Szukasz dotknięcia absolutu.
Czego?
Dziewczyna potakuje, wyraźnie uradowana.
– W porządku... Potrzebujemy czegoś jeszcze? – zwraca się do mnie.
Tak skupiłem się na obserwacji, że nie pamiętam, co mówiła.
– Nie. Chyba nie...
– Jeśli będziesz się czuła zagubiona, możesz zapytać któregoś ze swoich towarzyszy. Oni będą twoimi przewodnikami, dobrze? – Dziewczyna potwierdza skinieniem. – Tam jest łazienka. – Aleks wskazuje gestem. – Załóż kombinezony, najpierw ten cieniutki, na gołe ciało. Potem ten drugi z sensorami. Jak będziesz gotowa, podepniemy elektrody i zaczynamy.
Gdy dziewczyna znika, wbijam w niego wzrok.
– Wyobrazisz sobie Maksa? – pytam z niedowierzaniem.
Olewa mnie kompletnie i bez pytania wkłada mi do ucha słuchawkę bezprzewodową.
– Nie macaj, bo coś spieprzysz – mówi, całkiem ignorując moje oburzenie. – Masz pomysł na to, co ma się tam podziać?
Milczę, chcąc mu pokazać, że to nie fair, ale widzę, że to przegrana sprawa.
– Mogą się zatrzymać, bo będą mieli problem z saniami i... może ich coś zaatakować. – Improwizuję. – Jakiś drapieżnik. Albo wataha. Trochę strachu... Ktoś może przyjść z odsieczą. Przepłoszyć te zwierzaki. Inna ekipa? Mógłby tam być gość, który ją zaintryguje.
Aleks kiwa głową.
– No to jedziemy.
– Ten rozbiegany wzrok... On był o tym prawda? – upewniam się.
Rusek posyła mi wymowne spojrzenie i daje do rąk papiery.
– Sprawdź, czy Marta nie napisała czego unikać w jej przypadku i załóż folder.
Przeglądam dokumenty, a Aleks podpina Maję do kabli.
Jestem zesrany. Nie wiem, co stresuje mnie bardziej, ona czy to, że Aleks będzie się gapił na wszystko, co napiszę.
– Spokojnie – szepcze, rozsiadając się wygodniej. – To nic takiego.
– Dla ciebie...
– Dla ciebie też. Dawaj. – Kiwa na komputer. – Piękna polarna noc. Jedziesz psim zaprzęgiem po zamarzniętej rzece...
Za pierwszym razem trzęsą ci się łapy, a głowie hula wiatr. Za bardzo koncentrujesz się na szczegółach i boisz się przejść do akcji, jakby ktoś miał cię wyśmiać, że nie wiesz, jak się rozpina stanik. Paplasz i wstydzisz się, że laska będzie zawiedziona. Rusek klepie mnie w udo i kiwa, żebym zerknął na wykresy. Maja jest podekscytowana. Co za ulga. Piszę o tej awarii, ataku zwierząt i odsieczy, a gdy pojawia się przystojny typ, wykresy wariują.
– Zapytaj, czy słyszała, jak śpiewa lód – podpowiada Aleks.
Wstydzę się swoich tekstów, jakby to był cholerny sprawdzian z podrywu.
– Ej, Maks. Wyobraź sobie, że to Sasza – dodaje, gdy znowu się zacinam.
Pomaga. Zorza, gwiazdy, mróz i śnieg schodzą na drugi plan, podobnie jak płonące nieopodal ognisko, przy którym ktoś coś wyśpiewuje. Piszę scenariusz, jaki sam chciałbym przeżyć. Ślizgamy się jak dzieciaki. Wywijamy ósemki, piruety. Upadam, ona się śmieje, że taki ze mnie pajac. Wstaję i wygłupiam się dalej. W końcu zatrzymuję się, zdyszany, a ona wpada w moje ramiona. Przykładam palec do ust i pytam, czy słyszy. Lód śpiewa, jakby nawoływały się głębinowe bestie. Romantyzm szczypie w oczy.
Rusek z Niżniewartowska siedzi obok i uśmiecha się do wykresów. Patrzę na niego w tym półmroku i stwierdzam, że może jednak nie ma się czego bać.
Po całym dniu obaj z Żewrakowem wyglądamy jak dwie kupki dobrze wysuszonego chrustu. Dopiero jak odchodzę od kompa, zdaję sobie sprawę, że ssie mnie w żołądku i zapomniałem o sikaniu. Ale w sumie nic nie piłem, więc i tak nie mam czym.
– Jutro siedzisz z Jachem – mówi Aleks. – W czwartek mamy moich testerów, a w piątek nowych, dla ciebie. Od jedenastej.
– Okay.
– W przyszłym tygodniu będziemy zaczynać o ósmej. Poniedziałek, środa, piątek moi, wtorek i czwartek twoi. Nie spóźniaj się na daily, bo Marka to wpienia.
Kiwam posłusznie głową. Zdaję sobie sprawę, że musieli o tym gadać, bo przecież Aleks nie widział, że się spóźniłem.
– Pytania?
Patrzę na wczorajszą koszulkę i sińce pod oczami. Obrazek jak ze Świtu Żywych Trupów. Nie mam czelności namawiać go, żeby mi pomasterował, chociaż swędzi mnie na myśl o Saszy. Aleks wbija wzrok w moją rękę, którą wściekłe drapię się na lewo od mostka. Nawet nie byłem świadomy, że to robię.
– Nie dziś, Maks.
– A jutro? Po pracy?
– Zobaczymy.
--------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top