Wielki Dzień (9)
Mój wielki dzień, a ja, chyba z tych nerwów, śpię jak niemowlę do dziewiątej. Wpadam do salki konferencyjnej spóźniony o dobre dziesięć minut i gdy wreszcie zajmuję swoje miejsce odprowadzany wzrokiem w całkowitej ciszy, jestem dobrze wypieczonym homarem. Uśmiecham się przepraszająco i zwalam spóźnienie na tramwaj. Dziś chyba ważny temat, bo oprócz stałego składu, jest też Marek, co sprawia, że jest mi jeszcze bardziej głupio.
– Skoro to generuje tyle problemów, to może lepiej to zostawić? – odzywa się Łukasz, przełamując to znaczące milczenie. – Fantasy i gry są przecież wystarczająco fajne.
Nie zauważam wśród zgromadzonych Żewrakowa i jak przypominam sobie, że ma go dziś nie być na spotkaniu, od razu robi mi się lepiej.
– Jak nie my, zrobi to ktoś inny – mówi Marek.
Próbuję uspokoić oddech i połapać się o czym mowa.
– Może rzeczywiście lepiej zostawić to do celów terapeutycznych – przyznaje Marta.
– Wolisz, żeby zrobili to Chińczycy? Myślisz, że będą się tak chrzanić z delikatnymi kwestiami psychiki?
Psycholożka wbija w niego wzrok. Chyba zabrakło jej argumentów.
– Wystarczy jedno samobójstwo. Uniesiesz to? – mówi w końcu.
– Samobójstwo? – odważam się zapytać, drapiąc się poniżej lewego obojczyka. Swędzi, jakby się goiło, chociaż na skórze nie ma ani śladu.
– Ludzie wolą grać w Simsów – odpowiada Janek.
Gapię się na niego jak sroka w torebkę chipsów.
– Gdy bardzo jasno przedstawiamy kontekst, sugerując, że inny świat to gra, to testerzy są nastawieni na przygody – wyjaśnia Marta. – Nawet jak zachciewa im się przemocy, z którą potem nie potrafią sobie radzić. Ale jak powiesz: „w tym świecie możesz przeżyć wszystko, co nie jest możliwe w tym realnym"... – Zawiesza głos. – Jak myślisz, czego ludzie pragną najbardziej?
Rozglądam się, szukając koła ratunkowego. Dostaję je od Janka.
– Pieprzyć dziewczynę kumpla. – Rusza brwiami. – Umawiać się dalej z tą, która dała im kosza, przyjebać ojcu, który ich tłukł, mieć dziecko, skoro nie mogą, piękne ciało, gdy ich cycki to uszy jamnika. Ale Marta uważa, że to może ich zabić – podkreśla, przybierając groźny wyraz twarzy.
– Zabić?
– Tu, w laboratorium, możemy obstawić psychologami zarówno testerów, jak i was – mówi do Janka. – Ale co będzie, jak wypuścimy to na rynek?
– Obawiam się... że nadal nie rozumiem. – Znowu się wtrącam i zauważam, że jak nie ma Żewrakowa, to o niebo łatwiej przychodzi mi zabranie głosu.
– Jest grupa ludzi, która chce realizmu – wyjaśnia Marta. – Chce nie tyle przygód, co alternatywnego życia. Na poważnie.
– I problem polega na?
– Temat rzeka – stwierdza Bartek, ten misiowaty. – W dodatku taka, do której wchodzimy nie po raz pierwszy.
– Weźmy kobietę, której narzeczony zginął na motorze – podejmuje znowu psycholożka. – Czego ona będzie chciała od tamtego świata?
Rozglądam się po zgromadzonych. Trochę głupio mi palnąć taką oczywistość.
– Odzyskać go?
– Odzyska?
To już nie wydaje się takie oczywiste, bo przecież trochę tak, ale jej mina sugeruje, że to byłaby zła odpowiedź.
– Będzie przedłużać swój ból w nieskończoność – odpowiada, nie czekając aż się zbiorę do gadania. – Utknie w żałobie. Co jest bardziej uzależniające? Uganianie się za smokami z mieczykiem, czy spotkania z kimś, kogo się straciło?
Przenika mnie dreszcz.
– Zresztą, ten świat po prostu zawsze będzie lepszy, bo jest twoją fantazją na temat realności – mówi dalej. – Prawdziwy może się stać rozczarowaniem. Jeszcze jak człowiek ma w życiu coś, co jest przeciwwagą, jest atrakcyjne, satysfakcjonujące, wtedy zagrożenie jest mniejsze. Ale co, jeśli nie ma?
Mina Janka sugeruje, że ani trochę się z nią nie zgadza.
– Jeśli nie ma, to i tak w coś ucieknie. Narkotyki, alkohol, gry, porno, wirtualne przyjaciółki. Co za różnica?
– Różnica jest kolosalna, Janku.
– A jeśli ktoś i tak ma beznadziejne życie? – Po raz kolejny zabieram głos i natychmiast robi mi się głupio. Uderz w stół, nożyce się odezwą. – Mógłby mieć przynajmniej okruchy czegoś fajnego, nie?
Marta wbija we mnie wzrok i zdaję sobie sprawę, że jej obecność też jest stresująca. Wiecznie kryje się za fasadą chłodnego profesjonalizmu i nawet trudno mi sobie wyobrazić jak może wyglądać, gdy się uśmiecha.
– Ludzie szybko przyzwyczajają się do tych okruchów. Potrzeba więcej i więcej. Gdyby mieli taką możliwość, w końcu przestaliby stamtąd wracać.
Na to już nie mam argumentu.
– Wiemy to wszystko, bo mamy świetny research. – Marek na nowo włącza się do dyskusji. – I tak ktoś to zrobi – dodaje z naciskiem. – To pociąg, którego nie da się już zatrzymać. Róbmy swoje tak, jak możemy najlepiej. Maks, zaczynasz dziś masterować, zgadza się?
Kiwam głową.
– Żewrakow napisał, że się spóźni. Bartek ci pomoże. Żadnego realizmu, jasne? I idź do Natalii. W piątek na badania krwi i testy. Coś jeszcze? – pyta i wiedzie spojrzeniem po wszystkich. Wyglądamy jak ogłuszone ryby. – No to do roboty.
Jak często w ciągu ostatnich dwóch tygodni czułeś się podenerwowany, niespokojny, albo mocno spięty?
Jak często byłeś tak niespokojny, że nie mogłeś usiedzieć na miejscu?
Jak często obawiałeś się, jakby miało się stać coś strasznego?
Skanuję wzrokiem pytania testu GAD-7 i odpowiedzi: Wcale, przez kilka dni, więcej niż przez połowę tego okresu, niemal każdego dnia. Nie wiem, co zaznaczyć. Nie mogę się skupić, ani usiedzieć na miejscu. Patrzę na Natalię, która przygląda mi się ze swojego fotela.
– Wiesz co, Maks? Darujmy sobie to teraz. – Uśmiecha się ciepło i zaprasza mnie gestem na fotel. – Przejmujesz się masterowaniem? – pyta, gdy siedzę już naprzeciwko.
Nawet zapóźniony intelektualnie kret by zauważył moje rumiane policzki, mokre dłonie i rozbiegane oczy. Gapię się na rośliny za plecami psycholożki i całkiem ładną lampę z plecionym kloszem.
– Bardziej masterowaniem, czy wizytą u mnie?
Wbijam w nią wzrok i zamieram z otwartą gębą, a ona uśmiecha się szerzej.
– Nie wiem – przyznaję i odwzajemniam jej uśmiech.
– Nie przyszedłeś w ubiegłym tygodniu.
– Tak, przepraszam – odpowiadam z nadzieją, że nie będę się musiał tłumaczyć. – Zapomniałem.
Ta, jasne. Natalia patrzy, jakby miała w oczach rentgen.
– Poza tym, nie działo się nic takiego...
Poza jedną drobną śmiercią.
No i tym, że niemal każdej nocy śni mi się, że ktoś do mnie strzela.
A, i jeszcze, że dałem się pokroić dziewczynie, która mi się podoba.
O czym tu gadać?
– W porządku, Maks. Skupmy się na dziś.
Rentgen w oczach i wahadełko do hipnozy w głosie.
– Prowadziłeś już sesje chłopakom. Jak było za pierwszym razem?
– Nikt nie patrzył mi na ręce. – Uśmiecham się cierpko.
– Obawiasz się tego?
– Trochę... Aleks jest w tym dobry.
I to oceniający kutafon.
– Gdyby to był ktoś inny, byłoby ci lżej?
– Nie wiem... Pierwszy raz chyba zawsze jest stresujący, nie?
Natalia znowu się uśmiecha, a ja, patrząc na ten uśmiech, jestem wdzięczny losowi, że trafiłem właśnie na nią, a nie na Martę bitch face.
– Nie dla każdego tak samo, ale tak, to coś nowego. Zależy ci... – Patrzy na moją reakcję, próbując odczytać coś więcej. – A jak z Aleksem? Jak ci się z nim pracuje?
– W porządku. Ostatnio nie miał czasu.
Natalia wydaje krótki pomruk.
– Dziś na daily... – Zmieniam temat. – Rozmawialiśmy o zagrożeniach...
– Mhm? – Przechyla głowę z zaciekawieniem.
– Sam nie wiem. Chyba jeszcze tego nie przetrawiłem.
– Poczułeś odpowiedzialność?
– Naprawdę nie wiem... – Wycofuję się. – Mogę już iść? Chciałbym się przygotować.
– Zadaniowość. – Uśmiecha się. – Mam inną propozycję, żeby obniżyć trochę poziom tego napięcia. Chcesz spróbować?
Nie chcę wyjść na buca, więc się zgadzam. Siedzę i oddycham „po prostokącie", wodząc oczami po niewidocznych liniach. Wdech po ściance w górę, wstrzymujesz, gdy oczy wędrują w bok, wydech, po ściance w dół i wstrzymujesz wracając do początku. Potem to samo, tyle że wdech na krótkich bokach, wydech na długich.
Apogeum żenady jest jednak „tulipanowa ręka". Czujesz się debilnie, gdy siedzisz naprzeciwko ładnej dziewczyny i naprzemian rozcapierzasz i składasz palce, podążając za tymi ruchami oddechem.
W końcu jestem tak zrelaksowany, że muszę walnąć kawę.
Żewrakow jednak dociera. Sińce pod oczami, potargane włosy, wczorajsza koszulka. Nie wygląda na człowieka, który spał grzecznie w domku. Nie wiesz tylko, czy spędził noc na sorze, bo babcia miała atak kamicy żółciowej, czy dymał od kolacji do drugiego śniadania. I nie masz pojęcia, czemu cię to w ogóle obchodzi...
-----------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top