Potencjał traumatyzacji (28)


To uczucie, gdy przychodzisz do roboty jako programista, a po dwóch miesiącach, wreszcie po raz pierwszy siadasz do kodu. Jest piękny. Żadnej zbędnej linijki. Uproszczony do granic. Aż boisz się tykać, żeby nie narobić kleksów na starannie wykaligrafowanym papierze. No dobra, momentami widać inny „charakter pisma", ale czuć, że ktoś trzyma to za mordę. Jak zagaduję o to Łukasza, to się śmieje, że Żewrakow i Marek to code review nazis i że lepiej, żebym się nauczył „ładnie" pisać, jeśli nie chcę poprawiać godzinami. Próbował toczyć o to batalie, że skoro działa, to nie ma co się nad tym roztkliwiać, ale to była z góry przegrana sprawa.

Asystent ma pilnować promptera, żeby trzymał się zasad i żeby wyświetlał alerty, gdy ktoś zbyt długo pozostaje w „czerwonych strefach". Siedzę i zapoznaję się z terminami typu: „potencjał traumatyzacji" i „retraumatyzacji", „okno tolerancji", „współczynnik frustracji" i „wskaźnik odrealnienia". Łukasz mówi, że aktualnym problemem jest to, że większość tych rzeczy to kombinacje danych z wykresów i liczb oszacowanych podczas badań psychologicznych. Czyli: jeśli wrażliwość danego testera na lęk to x, a to, co mu właśnie proponujemy wywołuje u niego wejście w czerwoną strefę na więcej niż y czasu, albo to wejście jest zbyt szybkie względem normy n, to potencjał traumatyzacji wynosi z.

– Fajne i proste – mówi Łukasz.

Jak dla kogo.

– Niestety uzależniamy program od danych z wywiadu psychologicznego. – Krzywi się, a widząc moją minę o niskim współczynniku zakumawczości, posyła mi uśmiech i dodaje: – Testy psychologiczne są do kitu, bo strasznie łatwo je zmanipulować. I nawet jak każdy klient w komercyjnym świecie, będzie zaczynał od całej baterii testów, to chuj nam to da, bo odpowiedzą sobie co im wygodnie. I mamy próbować uczyć ten model tak, żeby sam określał ten potencjał na podstawie danych z komory. Tylko na razie nie za bardzo wiadomo jak. – Wzrusza ramionami. – To znaczy trochę liczymy na to, że ona się sama nauczy na liczbach, że takie a takie parametry u człowieka, takie czasy reakcji, to wrażliwość x u danego klienta. No bo raczej powinno się to dać zrobić, jeśli tylko – zaznacza – jak mówi Marta, to jest specyficzne. No ale to trzeba trochę treningów przerobić, żeby sprawdzić. W każdym razie, póki co, mamy robotę przy pożenieniu danych od psycholożek z tym, co z wykresów. Niektóre rzeczy już śmigają, nad innymi trzeba się pomęczyć.

Na razie męczy mnie samo słuchanie.

– Jak było podczas pierwszego samotnego rejsu? – pyta Janek podczas daily.

– Spoko – odpowiadam. – Choć przyzwyczaiłem się, że ktoś patrzy mi na ręce.

– No tak! Romantyczne chwile we dwoje! – Chichra się. – Czyli nie zżarła cię trema.

– Jako jedyny z was ogarnął pierwszy samotny rejs z palca – dosrywa mu Aleks.

– Phi! – Janek wyraża swoje oburzenie i dodaje teatralnym szeptem: – Lizus!

Uśmiecham się, a policzki mam jak Matrioszka.

– Patrz, jaki skurwol – mówi do Łukasza, kiwając na Żewrakowa. – Jebana dziesiąta w poniedziałek, a ten już mu zrobił review!

Aleks posyła mu wredny uśmiech, ale nawet się nie wysila, żeby unieść do góry środkowy palec. Przychodzi reszta teamu i zajmujemy się poważniejszymi sprawami.

– Maks się dziś wgryza w asystenta, zgadza się? – pyta Marek.

Irytuje mnie, że zwykle zwraca się w mojej sprawie do kogoś innego.

– Ta, na razie ma trochę wielkie oczy – śmieje się Łukasz.

Ciekawe jakie ty miałeś, jak zobaczyłeś to pierwszy raz, myślę.

– Co byś tam zmienił?

Tym razem Marek mówi do mnie, kompletnie zbijając mnie z tropu. Gapiłem się w ten kod przez ledwie dwie godziny, nie znam dziewięćdziesięciu procent terminów, skąd mam wiedzieć?

– Nie wiem... Za krótko... – zaczynam, ale myślę, że to fatalna odpowiedź. – Zastanawiam się, czemu te testy psychologiczne ludzie robią w gabinecie, a nie już u nas, ubrani w kombinezon.

Marta mruży oczy i wygląda trochę jak Sara Connor z drugiej części Terminatora. Czuję ścisk w żołądku, gdy mnie skanuje tym swoim MRI.

– Mamy dane aktywności mózgu, puls, to chyba... – mówię ostrożnie – można ocenić czy... kłamią? – Tracę rezon.

– Kombinezon sczytuje dane dopiero jak jesteś zanurzony w wodzie – mówi Janek. – To ten tablet z testami musiałbyś im dać już tam.

– No i jeszcze kwestia pożenienia reakcji z udzielanymi odpowiedziami – dodaje Łukasz. – To już bardziej skomplikowane. Choć... da się – przyznaje, kiwając głową.

– Ale po co tablet? Nie można zadać tych pytań w tamtym świecie? – Szukam wsparcia u Żewrakowa, ale on tylko mruży oczy i robi mi się głupio, że to palnąłem.

– Kwestia precyzji. – Marta włącza się do dyskusji. – Na zewnątrz wiadomo, że tester zobaczył na pewno to pytanie. Tam operujemy na skojarzeniach...

– W realu też – wtrąca Aleks. – Sama mówiłaś, że dwie osoby rozumieją to samo pytanie inaczej.

– Tak, ale przynajmniej wiemy, co jest na wejściu...

– Pytanie, co zyskamy, zmniejszając poziom precyzji. – Marek zastanawia się głośno.

Sara Connor też się namyśla.

– Będziemy wiedzieć, że ktoś blefował... – zauważa Bartek.

– Można założyć, że jak ktoś się zestresował przy konkretnym pytaniu, to znaczy, że ma inaczej niż zaznaczył i chce to ukryć? – pyta Aleks.

– Teoretycznie. Choć to trochę bardziej skomplikowane – odpowiada psycholożka.

– Teraz, z tego, co rozumiem, posługujemy się szacowanymi ocenami ryzyka, które wystawiacie wy, tak? – pytam. – Na ile one są precyzyjne?

Robi się cicho.

Bitch face patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a mi gorąco.

– OK – mówi w końcu. – To nie takie głupie.

Tego się nie spodziewałem.

– A to chuj zapunktował... – Janek pokazuje, że zawsze można na niego liczyć.

Aleks patrzy na Marka i nad czymś się zastanawia.

– Możemy spróbować. Zrobimy zafiksowaną sesję, żeby prompter w tym nie grzebał.

Łukasz nie wydaje się wielkim entuzjastą tego pomysłu.

– Już widzę jak się ucieszą, że zabieramy im sesję na pierdoły... I w ogóle jak to ma być, gość ma sobie wyobrazić, że... rozwiązuje test?

– W szkole! He he... – Janek, znowu wozi się na krześle.

– To tak a propos tego, że mamy ich nie traumatyzować? – śmieje się Bartek.

– Jak ma być precyzyjnie, to musi tę odpowiedź wypowiedzieć – wcina się Marta.

– No to niech wypowie – zgadza się Aleks. – Zapis działa wystarczająco sprawnie. Tester potwierdzi jeszcze raz i masz double check. Upierdliwe, ale robienie testów też nie jest sexy.

– Tylko tak nadmienię, że mocy przerobowych wciąż nam raczej nie styka – zauważa Łukasz. – A to śmierdzi wrzutką. I pytanie kto ma to pisać.

– Jak to kto? – Janek się szczerzy. – Ten kto dokłada! Aż się rwie do nadgodzin!

– No tak, dał mu przykład Bonaparte!

Tak, na tych dwóch zawsze można liczyć.

Przez resztę dnia siedzę nad rozszyfrowywaniem wszystkich terminów i parametrów w kodzie. Janek wpada w przerwach między testerami i dokuczają mi z Łukaszem, że jestem psiapsia Żewrakowa i że mnie już wymusztrował. Uśmiecham się tylko albo rzucam im spojrzenia pokazujące, że w ogóle mnie te dosrywki nie ruszają.

Dał mi przykład Bonaparte.

Jak tylko Janek znika, Łukasz przestaje stroszyć piórka, ale wolę się z tym męczyć sam, niż go o cokolwiek pytać, choć zajmuje mi to pewnie ze dwa razy więcej czasu.

– Co ty tu jeszcze robisz? – Głos Żewrakowa przywraca mnie do tu i teraz.

Orientuję się, że jest już dziewiętnasta i strasznie ssie mnie w brzuchu. Totalnie się wyłączyłem. Pocieram twarz dłońmi i ziewam.

– Zasiedziałem się.

Śledzę wzrokiem talerz kanapek i herbatę, które sobie niesie. Dziewiętnasta a on zaczyna „drugą zmianę".

– Jak było w piątek? – pyta, włączając monitor i wpisuje hasło.

– Zależy o co pytasz...

– Prompty widziałem. Dobre.

– Dzięki.

– Jak z Sarą?

Wgryza się w kanapkę, a mój żołądek kurczy się boleśnie.

– Porażka – odpowiadam, uciekając wzrokiem w swój monitor.

– To znaczy?

– Spodziewała się czegoś więcej – mówię z największym luzem, na jaki potrafię się zdobyć. – Stchórzyłem.

Aleks przeżuwa tę swoją kanapkę, a mnie zaczyna się spieszyć do domu.

– Czemu myślisz, że...

– Powiedziała mi wprost – wchodzę mu w słowo. – I widziałem na konturze... Nie ważne. Serio – wyrzucam jednym tchem. – Spędziłem fajny weekend z Adą. Roboty, IT crowd. Naleśniki.

– Co ci powiedziała wprost?

– Zostawmy to, ok? – Patrzę na klawiaturę i zaczynam skubać Enter.

As you wish – mówi, wpychając do buzi resztę kanapki i strzepuje okruszki z rąk na talerz. – By the way – dodaje, sięgając do kieszeni. – W labie leżało coś takiego. Chyba ktoś zostawił w piątek. Kojarzysz?

Zerkam. Trzyma w ręce rzemyk z metalowymi elementami.

Robi mi się gorąco. Kiwam głową.

– Oddasz? – pyta, rzucając mi go.

– To testerki, która zostaje z tobą.

I doskonale o tym wiesz.

Posyła mi krótki uśmieszek i wraca wzrokiem do monitora.

– Mam jeden mały task. Potem puszczę treningi i będę miał wolne, jak chcesz.

Zsuwa buty, rozsiada się w fotelu i zakłada słuchawki.

– Rzeczy na kanapki są w lodówce.


------------------------------------------------------------

Like it? Rate it!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top