Ibsere (26)
Dopiero rano dociera do mnie, że dziś zostanę sam z laską z dupką w gruszkę.
Szczękę mam tak spiętą, że można nią łupać orzechy.
Ze wszystkich sił staram się zachowywać luz, ale zachowywanie luzu ze wszystkich sił kończy się jak przewalanie łopatą dwóch ton węgla.
Robię herbatę, po czym jej zapominam. Przy pierwszym testerze otwieram nie ten folder i chrzanią mi się kable. Muszę przepinać jeszcze raz. Nie mogę się skupić na daily i nie jestem w stanie wmusić w siebie nawet pół banana. Ach, i jeszcze znowu „zapomniałem" o badaniu krwi. Wszystko można, rzecz jasna, zrzucić na to, że to pierwszy dzień, gdy jestem całkiem sam.
A jednak wiadomo.
Przez cały dzień próbuję odnaleźć w sobie to, co czułem jako Ivan. Jak byłem nim, nawet ból był bardziej znośny. Wiem, że to wszystko jebany stan umysłu. A jednak przez całe dziesięć minut przed przyjściem Sary krążę bo labie, jak zwierzę na wybiegu. A potem dostaję wiadomość, że spóźni się dziesięć minut. No to krążę dalej.
Wreszcie wpada, uśmiecha się przepraszająco, rzuca torbę na krzesło i od razu leci się przebrać. A ja czekam. W gardle mam watę i spociły mi się dłonie. Ile ty masz lat, Maks, myślę. Serio, ile? Trochę mi to pomaga. Dopóki nie staje przede mną w kombinezonie, z rozpuszczonymi włosami i pyta, czy nie mam gumki. Uśmiecha się przy tym absolutnie bezczelnie, bo widzi, że mam. A ja pluję sobie w brodę, że zapomniałem jej zdjąć z nadgarstka. Bierze sobie sama, zanim zdążam cokolwiek wydukać i rozsiada się na krześle, czekając, aż ją poupinam. Na plecach mam Salto del Angel, a w gardle mech.
– Często tam wchodzisz? – pyta, wodząc za mną wzrokiem.
Kręcę głową.
Mów, Maks. Mów.
– Byłem wczoraj.
– I co robiłeś?
– Jeden gość szył mi rozciętą wargę. – Próbuję odpowiedzieć na jej uśmiech, ale wychodzi jakiś grymas.
– Oberwałeś od dziewczyny? – zgaduje, a moje zaskoczenie utwierdza ją w pewności, że tak. – Za co?
Uśmiecham się, tym razem szczerze.
– W zasadzie... oberwałem od samego siebie. Byłem wcześniej tą dziewczyną.
– Ach, Aleks... – mówi, a mnie kłuje. – On lubi takie zwroty, nie?
– Masz większe doświadczenie – przyznaję, spuszczając wzrok.
Łeb do góry!
– Co dziś robimy? – pytam, patrząc jej w oczy.
Uśmiecha się i przekrzywia głowę. O rany.
– Dokończymy to, co poprzednio?
– Może lepiej nie.
– Czemu? Było fajnie.
Automatycznie spoglądam, na jej stopy i dostrzegam wokół kostki rzemyk z metalowymi elementami.
– Bez biżuterii – mówię.
Patrzy na mnie zaskoczona.
– Musisz zdjąć.
– Pomożesz mi?
Przełykam ślinę. Klękam przed nią, strasznie onieśmielony i mocuję się z zapięciem. Te piekielne haczyki nigdy nie są dostosowane do męskich dłoni i jeszcze w paskudny sposób demaskują, że jesteś zdenerwowany. Sara uśmiecha się pod nosem, gdy się z tym chrzanię w skupieniu sapera. W końcu udaje mi się znaleźć ten maleńki element, który trzeba przesunąć i zapięcie puszcza. Oddycham z ulgą.
Kładę rzemyk obok klawiatury, a Sara ładnie się uśmiecha, gdy ponownie przenoszę na nią wzrok. Trzy razy się upewniam, czy wszystko OK. Wreszcie zamykam ją w komorze, biorę długi wdech i zaczynam pisać.
1 >> Pogodny wieczór
2 >> Na niebie pojedyncze chmury
3 >> Starsza z kobiet stawia przed tobą gęstą strawę
4 >> Czysta. Pachnie mięsem i ziemniakami. Marchwią i przyprawami
5 >> Mówi: Jedz, Łowco
6 >> – Musisz mieć siłę na swoją Ibsere
7 >> Kręcisz głową
8 >> Mówisz: Zjem jak wrócę
9 >> Kobieta wzdycha i wyciera dłonie w fartuch
10 >> Mówi: Ściągaj koszulę. Yani, smarowidło
11 >> Ściągasz
12 >> Dziewczyna przynosi gliniane naczynie
13 >> Starsza zanurza w nim palce
14 >> Liże twoją ranę
Słyszę w słuchawkach, że Sara wstrzymuje oddech.
15 >> Taki zwierzęcy gest
Na wykresach mieszanina lęku i ekscytacji.
Uśmiecham się.
16 >> Wsmarowuje tłustą substancję w pozszywane rany
17 >> Przy pełnym księżycu nawet nie poczujesz
Ach, skucha. Cholerne „nie"...
18 >> Ale podoba ci się, że to robi
19 >> Podoba ci się patrzeć na nią
20 >> Wsuwa palce do twoich ust
21 >> Oblizujesz je, a ona się uśmiecha
22 >> Mówi: Powodzenia, Łowco
– A ty dokąd. – Głos Sary rozlega się w słuchawkach.
23 >> – Nazbierać kaczeńców na wieniec...
24 >> Mówi: – Żegnaj
25 >> Wiesz, że już nie wróci
Shit. Korekta...
26 >> Że spotkacie się już tam
27 >> Czujesz znajome drżenie
28 >> Coś głęboko wewnątrz rwie się na wolność
29 >> Nosi cię. Łazisz z kąta w kąt, a młoda wodzi za tobą wzrokiem
30 >> Jej zapach nęci. Chcesz jej
31 >> Ale myślisz o starciu z Ibsere
32 >> Dziś lepiej nie. Lepiej zachować tę złość
33 >> Frustrację
34 >> Będziesz bardziej waleczny
35 >> I będziesz miał powód, żeby wrócić
36 >> Weźmiesz ją w nagrodę
37 >> Młoda mówi: – Możesz jeszcze odejść, Łowco
38 >> – Nie. Już za późno. Ale ty lepiej nie wychodź z chałupy
39 >> – Idź do ludzi. Żebyś nie była sama
40 >> Myślisz: Bo mogę stracić kontrolę
41 >> Gdy robi się ciemno zdejmujesz koszulę
42 >> Obmywasz twarz
43 >> Ściągasz buty i onuce
44 >> A dziewczyna obserwuje cię w świetle świecy
45 >> Czas na ciebie
46 >> Podchodzisz do młodej
47 >> Mówisz: Nim nastanie świt będziesz moja, dziewuszko
48 >> Ma smutne spojrzenie
49 >> Wychodzisz. Chłód wieczoru koi rozpalone ciało
50 >> Zerkasz w stronę rzeki
51 >> Pusto
52 >> Spodziewałeś się
53 >> Odwracasz się by jeszcze raz popatrzeć na chałupę
54 >> A potem idziesz do lasu
55 >> Gdy wchodzisz między drzewa, zdają się zbliżać i zamykać za tobą
56 >> Płoniesz. Pali cię ogień przemiany
57 >> Wkrótce zaczniesz tracić kontrolę. To weźmie górę
58 >> Idziesz w mrok
Na wykresach drżenie.
59 >> Księżyc wychodzi zza chmur
60 >> Oddech staje się chrapliwy
61 >> Czujesz czyjąś obecność
62 >> Dziewczyna
Wykresy strzelają w górę.
A oddech w słuchawkach jest głośny i szarpany.
Ależ ona ładnie reaguje.
63 >> Ostatkiem ludzkich sił każesz jej wracać
64 >> Dygoczesz
65 >> Krzyczysz
66 >> Ale ona idzie w twoją stronę
67 >> Przynęta, myślisz
68 >> Zerkasz za siebie
69 >> Dziewczyna wpada ci w ramiona
70 >> Całuje
W konturze Sary rozświetla się podbrzusze.
71 >> Coś z całej siły uderza cię w twarz
72 >> Jej ciało rozsypuje się jak pył na wietrze
73 >> A w tobie eksploduje bestia
74 >> Pył wiruje wściekle
75 >> Przybiera namacalną postać i obrywasz brutalnie wielką łapą
76 >> Niedźwiedzica. Ogromna
77 >> Jesteś bólem i furią
78 >> Okruch ludzkiej świadomości tkwi w tobie jak ziarno piasku
Zbędna poezja, karcę się.
79 >> Rzucacie się na siebie
80 >> Jest potwornie silna
81 >> I szybka
82 >> Ale ty jesteś zajadły
83 >> Walczysz
84 >> Razisz ją płonącym w tobie ogniem
Czekam, gapiąc się na wykresy. Pozwalam, by Sara dopisała kawałek historii sama, choć dramatycznie jestem ciekaw, co tam się dzieje.
85 >> Opadasz z sił
86 >> Ibsere rzuca tobą jak szmacianą lalką
87 >> Zaczyna do ciebie docierać, że jest silniejsza
88 >> Krwawisz, poorany jej pazurami
Ból i gniew.
Dyszenie. Słyszę w słuchawkach ciche jęki Sary. Słyszę jak się zmaga i trudno mi wytrwać. Ale nie mówi stop, więc wytrzymuję.
89 >> Wiesz, że będziesz walczyć do ostatka
90 >> Choć koniec jest bliski
91 >> Padasz pod kolejnym ciosem
92 >> Wielka łapa przyciska cię do ziemi
Przerażenie.
93 >> Gaśniesz
94 >> Ledwo się tlisz
95 >> Bestia pochyla się nad tobą
Tętno szaleje. Aktywność fal mózgowych w kosmosie.
Wystarczy, Maks.
96 >> W oddali, gdzieś bardzo daleko śpiewa ptak
97 >> Niebo robi się jaśniejsze. Ale tobie ciemnieje w oczach
98 >> Czerń...
99 >> Pustka...
Wykresy jadą w dół...
100 >> Budzi cię krzyk koguta.
Czekam jeszcze parę chwil, żeby Sara mogła się uspokoić.
A potem kończę sesję.
Jestem mokry.
Stygnę, patrząc na jej wykresy. Przyspieszony rytm serca, wzmożona aktywność mózgu. Na konturze emocji po kolei pojawiają się: poruszenie, ciekawość i...
Rozczarowanie.
Jakby ktoś dał mi w mordę.
Uciekam wzrokiem i zapisuję sesję, generując wydruk parametrów dla Natalii.
Sara wychodzi z komory. Podchodzę, żeby wziąć od niej elektrody, ale rzucam jej tylko bardzo krótkie spojrzenie. W gardle mam gruz. Koncentruję się na rozwieszeniu kabli w porządku. Żółte razem, niebieskie, czerwone. I czarne od kombinezonu.
Rozczarowałeś ją.
I to by było na tyle.
Spuściłeś jej łomot, ale nie dałeś nagrody, którą obiecałeś. Fail level nightmare.
Sara wychodzi z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem.
– Rozczarowałaś się – mówię, siląc się na uśmiech.
– Narobiłeś mi apetytu na więcej – przyznaje. – Ale... może to i lepiej. Wciąż jest miejsce na kolejną sesję. – Oddaje mi ręcznik.
– To była nasza ostatnia.
Powiedz, że jak nie będzie ostatnia, to nie będziesz jej mógł zaprosić na drinka!
Sara uśmiecha się sztucznie i kiwa głową.
Zaproś ją! Teraz! Zapytaj, co robi! Teraz, wieczorem, jutro, za rok!
Sterczę jak palant, nie mówiąc nic.
– Dzięki, Maks. Solidnie mnie wystraszyłeś. I... zaskoczyłeś – przyznaje.
Loser.
Prze.
Gryw.
– Lecę do pracy. – Uśmiecha się cierpko, a ja tylko kiwam głową.
Zanoszę do pralni kombinezony i w jakimś idiotycznym przypływie nadziei, sprawdzam, czy czegoś nie zostawiła. Nie. Tym razem „nie zasłużyłem" nawet na gumkę. Loser kwadrat. Zmywam podłogę i ociągam się, żeby już nie mijać jej na korytarzu. Zbieram swoją podeptaną dumę i idę na przystanek.
Pierdolona piątka.
Wyciągam telefon.
I piszę do Ady.
------------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top