Fantazja za fantazję (32)
Ada zaciska powieki, a jej jęki przeradzają się w uroczy, spazmatyczny śmiech. Opadam bezwładnie na jej plecy, dysząc do ucha. Robimy to drugi raz tego ranka i jestem wycieńczony. Serce wali jak oszalałe, mokre włosy przylegają do twarzy, a po ciele wciąż rozchodzi się drżenie.
– Zamęczysz mnie, wiesz? – wyduszam.
Próbuje się spode mnie wyswobodzić, więc przetaczam się na plecy i staram się jakoś dojść do ładu. A ona mruczy, pokazując że jej dobrze. Po chwili gramoli się na mnie i uśmiecha z satysfakcją.
– Chyba nie będziesz miał dziś siły na figle w tamtym świecie...
– A skąd ci przychodzi do tej uroczej główki, że zamierzałem figlować? – podkreślam ostatnie słowo.
– Bo jesteś facetem.
No, trudne do zbicia.
– Ty chyba też jesteś, w takim razie. – Trącam ją palcem w nos.
Prycha z udawanym oburzeniem.
– Strach myśleć jakie fantazje chciałabyś tam zrealizować...
Ada próbuje przybrać drapieżny wyraz twarzy. Jednak w jej przypadku to tak, jakby puszyste kocię chciało wystraszyć większą od siebie mysz.
– Sprawdźmy...
Dałem się podpuścić jak pięciolatek.
– No zgódź się – prosi ładnie, nawiązując do rozmowy, która powraca jak bumerang.
– Mówiłem ci, że to nie jest kwestia mojej zgody. Po prostu nie ma...
– Maks... – wchodzi mi w słowo. – Tylko raz. – Robi błagalną minkę. – Będę grzeczna.
– Akurat! – Prycham. – Ty będziesz! Poza tym, nie mogę łamać...
– Ja ci nie odmawiam!
Nie odmawiam! Phi!
– Ja też ci nie odmawiam! Tylko bym spróbował! Zgwałciłabyś mnie!
– Faceta nie da się zgwałcić. – Klepie mnie po policzku, a mnie zatyka. – Nie da się zgwałcić kogoś, kto zawsze chce. – Uśmiecha się, mrużąc oczy.
Jestem wyciągiem z oburzenia. W syropie i pastylkach.
– To chyba ciebie też się nie da zgwałcić – wytykam jej. – Chcesz częściej niż ja!
– Nie zmieniaj tematu! – Zbywa mnie.
– Ej, to ty go zmieniłaś! I to jeszcze...
– Nieistotne. – Całkiem olewa moje oburzenie. – Zgódź się! Proszę. – Całuje mnie.
– Chyba czas na kawę – mówię, szukając wzrokiem telefonu.
– Niezbyt zgrabny unik...
Próbuję ją zrzucić, ale się nie daje, więc mocujemy się przez chwilę. Wreszcie ją przechytrzam i się wyswobadzam, uciekając, zanim zdoła chwycić mnie za rękę i wciągnąć z powrotem do łóżka. Tym razem już naprawdę nie mam siły. Tak się odwodniłem, że pieką mnie oczy i wyglądam jak dobrze wysuszony kabanos. Sprawdzam godzinę. Powinienem być w tramwaju. Szukam wzrokiem jakiegoś kawałka garderoby, który należałby do mnie.
– Fantazja za fantazję. Dowolną. Co ty na to?
– To znaczy? – Zastygam z majtkami w ręce.
– Pokaż mi, ten jeden raz, a ja zgodzę się na twoją dowolną seksualną fantazję.
Opiera brodę na splecionych dłoniach.
– Tak w ciemno?
– Tak. – Uśmiecha się ślicznie. – Deal?
-----------------------------------------
Like it? Rate it!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top