Król dramatu (22)
W poniedziałek żalę się Aleksowi, że pierdolę taki podryw.
Spowiadam mu się ze wszystkiego. Nawet nie wiem czy mnie słucha, czy jest za bardzo skupiony na prompcie. Gadam do ściany, jak pieprzona Shirley Valentine. Mówię, że to przez to całe głupie ultimatum i tego jebanego Ivana. O tym, że przez niego, jakoś nie mam jaj mu wygarnąć.
– Ty to król dramatu jesteś, Maks – mówi jak tester idzie pod prysznic.
A jednak słuchał.
– Co teraz? – pytam sfrustrowany.
– Napisz, że było fajnie i na trzeźwo nadal chcesz ją bzykać – mówi, zapisując dane.
Gapię się na niego z gębą jak muchołówka.
– I żeby wpadła, to pooglądacie razem te filmy o robotach.
Wzrusza ramionami, a ja kręcę z niedowierzaniem głową.
– Przecież to najgłupsze teksty świata! – mówię trochę zbyt głośno.
Woda leje się pod prysznicem, więc typek nas nie słyszy, ale i tak umieram z krindżu.
– Jak dla mnie bardziej soft niż: chodź, possiesz mi w kiblu. – Posyła mi znaczące spojrzenie.
– Nie powiedziałem, żeby mi...
– Nie podobało ci się? – wchodzi mi w słowo.
– Nie wiem... – mówię ciszej. – Byłem cholernie pijany.
Aleks wzdycha. Zamyka folder i wyciąga sobie z torby banana.
– A chociaż fajna jest?
– Fajna. Bystra. Ładna, ale...
– Ale było za prosto, tak? – zgaduje Żewrakow, a mnie aż zatyka. – Laska poszła z tobą do łóżka, mimo że zachowałeś się jak kretyn. I zamiast siedzieć tu i głupkowato się uśmiechać, to płaczesz – stwierdza, obierając tego banana od dupy strony.
– Nic nie rozumiesz... – Wkurzam się.
– Masz rację. Chyba nie rozumiem.
– Zrobiłem to dla ciebie! – wyrzucam, a on łapie się teatralnie za policzek i uśmiecha, jak naiwne dziewczątko.
– O kurczę! – mówi zmienionym głosem. – Zrób dla mnie coś jeszcze i nie pierdol – dodaje już surowo i pakuje banana do gęby.
Woda w łazience przestaje lecieć, więc milczymy. Gostek pogwizduje, a Aleks mlaszcze tym bananem i oblizuje paluchy.
– Czemu tak się na to uparłeś, co? – szepczę.
Słychać jak typek się wyciera i wciąga jeansy. Szczęka klamra paska. Wesoło mu, a ja myślę, jak to jest, że goście nie mają wstydu, jak siedzi nas tu dwóch. Mój ptak by się schował do skorupki i trzeba by go potem ładnie prosić, żeby wyszedł. Przez tydzień.
– Chciałem pomóc twojej nieszczęsnej duszyczce, ale to chyba mission impossible – mówi Aleks, pakując skórkę po bananie do torebki i ucieka w tę swoją komórkę. – Jesteś tragicznym bohaterem.
– Czemu niby miałoby ci na tym zależeć?
– Zapomnij, Maks – macha ręką. – Twój cyrk, twoje małpy.
Tester wychodzi. Normalnie człowiek guma. Zarzuca na grzbiet bluzę z kapturem i uśmiechając się półgębkiem, kiwa brodą Aleksowi.
– No, szacuneczek, Człowieku – mówi, klepiąc mnie po ramieniu. – Jakby co, dla kolegi w Cykadzie też karnecik open. Pytaj o Hondę!
Podają sobie z Żewrakowem łapę i typ wychodzi.
– Co to jest Cykada?
– Tatuaże, ale to ci nie grozi.
– Bo co? – Irytuję się. – Myślisz, że nie zniósłbym bólu?
– Myślę, że nie zniósłbyś trzech tygodni bez wchodzenia do komory.
Patrzę na niego pytająco i wciąż burmuszę się jak pięciolatka.
– Nie można moczyć – wyjaśnia. – A ty nie potrafisz wytrzymać nawet kilku dni.
– Bo ty potrafisz! – odszczekuję się, a Aleks przewraca oczami.
– A widzisz, żebym miał jakieś tatuaże?
Przymykam się. Wstaje, zabiera tę torebkę z uwięzioną skórką banana i mówi:
– Przerwa.
Gapię się, jak robi sobie herbatę i jaki nagle zajęty tą swoją komóreczką. Siadamy naprzeciwko siebie. Wyrywam mu telefon i odkładam ekranem do dołu. Gęba Żewrakowa to lodowa pustynia. Jakoś nie krępuje go milczenie. Widzę w nim teraz Ivana i to nie pomaga.
– Wiesz co myślę? – pyta. – To po prostu nie jest ta dziewczyna, której chcesz.
Tak, geniuszu.
– Umów się z Sarą.
Mierzymy się wzrokiem.
– Kolejny quest? – pytam.
Uśmiecha się z politowaniem. Dupek.
– Serio myślisz, że robisz to dla mnie?
– Nie chcę się umawiać z Sarą. Nie interesuje mnie.
– Serio? – Żewrakow łapie za gumkę, którą wciąż mam na nadgarstku i ją naciąga.
Wyszarpuję się i obrywam strzała, a on uśmiecha się jeszcze szerzej.
– Wisisz mi spotkanie z Saszą – mówię stanowczo.
Mruży oczy, a cieniuteńka warstewka lodu, po której stąpam, trzeszczy złowrogo.
– Wiszę ci... – powtarza powoli.
Goodbye forever...
– Obiecałeś.
– I dotrzymam słowa – mówi, krzyżując ręce na piersi. – Ale poczekam, aż trochę spokorniejesz.
Na koniec dnia tłumaczę się Natalii dlaczego nie zrobiłem w piątek badania krwi. Znowu. Na szczęście odkąd zacząłem promptować skupiamy się podczas sesji na omawianiu pracy z testerami i nawet zaczynam ją lubić, choć wciąż daleko mi do zwierzeń. Od przyszłego tygodnia mam już siedzieć z testerami sam. Aleks ma mi tylko superwizować robotę, czyli przeglądać prompty i sprawdzać, czy z czymś nie przegiąłem. Docelowo mam przejąć też część jego osób i to chyba stresuje mnie najbardziej, bo nie wiem jak ich nie zawieść, nie zbliżając się za bardzo do bandy.
Natalia pyta, czy jest coś osobistego, o czym chciałbym porozmawiać.
– Zauważyliście jakieś trwałe zmiany w psychice testerów? – pytam, zaskakując ją.
– Co masz na myśli?
– Czy stają się odważniejsi, śmielsi, bardziej... zwichrowani?
– To zależy od doświadczeń – odpowiada. – Jeśli ktoś pozwala sobie na coś, na co w realnym świecie by sobie nie pozwolił, zmiany mogą być znaczące...
– Czyli chodzi o to, na ile przekracza samego siebie? – dopytuję, a Natalia mruży oczy, namyślając się nad tym, co powiedziałem.
– To nie musi być przekraczanie. Jak zachowujesz się tam nie po swojemu, twój mózg może to odrzucić, uznając, że to sytuacja cię zmusiła, albo stwierdzi, że to nieujawniona część twojej osobowości. Możesz się z tym łatwo pogodzić, bo takie zachowanie ci się podoba, czyli na przykład widzisz siebie jako dzielniejszego, sprawniejszego albo śmielszego. Ale może też być trudniej to zaakceptować, jak na przykład kogoś skrzywdziłeś.
Zegar tyka i słychać odległe dźwięki, niosące się po ścianach.
– O co tak naprawdę chcesz zapytać, Maks. Co cię martwi?
– Nic – odpowiadam trochę zbyt szybko.
Cisza. Zegar. Rentgen. Poker face.
– Nie martwi – mówię w końcu, choć obydwoje wiemy, że to nieprawda. – Po prostu... Niektórymi rzeczami jestem zaskoczony.
– Czym? – pyta, uśmiechając się ciepło.
– Polubiłem ostry seks – rzucam jej w oczy, patrząc z byka.
Chciałaś konkretu, masz.
Natalia ani drgnie.
– I stałeś się bardziej konfrontacyjny – uśmiecha się, zbijając mnie z tropu. – Dobrze ci z tym? – pyta swobodnie.
– Z czym?
– Z ostrym seksem.
Tik-tak tik-tak tik...
– Tak.
– A osobie, z którą ten seks uprawiasz?
Osobie...
– Też – mówię bez mrugnięcia okiem.
– Wygląda na to, że wszyscy są zadowoleni. – Uśmiecha się ładnie.
– Tyle że nigdy taki nie byłem.
Czeka. Znowu. A ja gapię się na stojącą za nią lampę z plecionym kloszem.
– Zawsze miałem takich gości za dupków.
Natalia wydaje pomruk zrozumienia.
– I teraz trochę jest fajnie, a trochę czujesz się dupkiem.
Zakłuło. Czyli celnie.
– A skąd to przekonanie, że ostry seks oznacza, że jest się dupkiem?
Uśmiecham się, ale serce wali mi jak młot.
– Ostro to przedmiotowo i... brutalnie. A facet nie powinien być... taki.
– Niektóre dziewczyny wolą takich... – podkreśla. – Zwłaszcza jeśli nie czują się źle traktowane i wiedzą, że to tylko zabawa. – Patrzy na mnie czujnie. – Normą w relacji jest to, na co umówią się obie strony. Bez przymusu.
Siedzimy w milczeniu.
– Czemu dziewczyny lubią facetów, którzy nimi pomiatają?
– Brutalny seks to pomiatanie? – dziwi się Natalia.
– Uznajmy to za osobny temat.
Namyśla się, wędrując wzrokiem po ścianie za mną.
– Budujemy relacje na tym, co jest nam znane – mówi w końcu. – Odtwarzamy te historie, szukając innego zakończenia. Taka dziewczyna może wierzyć, że tylko wtedy będzie naprawdę wartościowa, gdy pokocha ją facet, który wydaje się nie umieć kochać. Poza tym, pomiatanie to rodzaj muru. Taka dziewczyna też może się bać bliskości. Szuka jej i pragnie, ale gdy ktoś jest gotów dać jej tę bliskość, to ucieka. Wtedy bezpieczniej, gdy ten facet jest jednak za murem. I nie dotyczy to tylko dziewczyn, Maks – uśmiecha się łagodnie.
– Czyli jakby ten facet dał się jej zdobyć, to nie będą żyli długo i szczęśliwie, tylko wtedy to ona zacznie uciekać?
– Może tak być. Może stracić zainteresowanie albo zacząć się bać.
Popadam w zadumę, a Natalia mi nie przerywa. Milczymy.
– A jeśli ktoś zakochuje się w osobach, które go krzywdzą?
Cisza. Teraz to ona myśli. I patrzy na mnie czujnie.
– O co chcesz zapytać?
– Co to o nim mówi? To jakiś syndrom sztokholmski?
Widzę jak szuka szczeliny w murze.
– To może się brać z poczucia, że zasłużyło się na karę. Ale geneza jest znacznie głębiej. W tym, co takiego się w życiu podziało, że tej krzywdy szukamy. Trudno mówić o tym tak na sucho.
– Dzięki, Nats. Pójdę już.
– Do zobaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top