Rozdział 1

- Mamo, wychodzę!- krzyknęła 15- latka do swojej rodzicielki.

- Mika, gdzie ty się wybierasz?- zdziwiła się mama.

- Yyy... No... Ładna dziś pogoda, prawda?

- A co to ma do rzeczy?- spytała podejrzliwie Donna.

- To, że trzeba korzystać póki słońce świeci.

- No dobrze, ale gdzie się wybierasz?- drążyła mama.

- Na dwór.- odparła nastolatka, zamykając za sobą drzwi.

Mika była średniego wzrostu szatynką o oczach koloru zielonego. Jej długie, proste włosy sięgały jej aż za pośladki, dlatego najczęściej wiązała je w dwa koki na czubku głowy. Tak było i tym razem.

- Gdzie by tu pójść?- pomyślała Mika.

Jak na zawołanie pojawił się przed nią tajemniczy, starszy mężczyzna.

Krzyczał coś, ale zdziwiona dziewczyna nie usłyszała ani słowa, zaaferowana całym zdarzeniem. Zaczęła rozglądać się dookoła, ale nie dostrzegła niczego, co mogłoby chociaż częściowo wytłumaczyć zachowanie staruszka. Chcąc, nie chcąc podeszła do mężczyzny i przeprowadziła go na chodnik. Nie musiała długo czekać na wyjaśnienia.

- Widziałaś Tiffanę?

- Co takiego?

- Nie co, a kto. Nie słyszałaś o niej? To najsłynniejsza klacz w całym tym kraju, a nawet i okolicach. Kupiłem ją dwa tygodnie temu, a ona dzisiaj zwiała. Była zamknięta w boksie na kłódkę! Na kłódkę! Rozumiesz?!

- A czy to nie jest przypadkiem niehumanitarne?- spytała zdumiona nastolatka, patrząc na staruszka jak na kosmitę.

- E tam... Niehumanitarne... Też mi coś! Ta dzisiejsza młodzież. Zresztą nie ważne. Jak jej nie widziałaś, to ja nie będę tu stał i z tobą gawędził, bo nie po to wydałem pół miliona dolarów, by po połowie miesiąca klacz uciekła.

I poszedł. Mika, która powróciła już do rzeczywistości postanowiła pójść dalej.

- A może zajrzałabym do tej stadniny? Co prawda mężczyzna nie powiedział mi, gdzie on trzyma tego konia, ale zapewne jest to niedaleko stąd.

Po 15 minutach spokojnego spacerku dziewczyna dostrzegła dwa duże budynki w odcieniach brudnej bieli. Postanowiła podejść bliżej i obejrzeć okolicę.

- Nigdy tu nie byłam.- pomyślała Mika zachwycona widokiem, jaki w obecnej chwili ją otaczał.

- Tutaj jest więcej zieleni niż w niejedynym parku. To miejsce jest wyjątkowe.- powiedziała zgodnie z tym, o czym pomyślała.

- To prawda.

Nastolatka, aż podskoczyła ze strachu. Nie spodziewała się, że będzie miała towarzystwo.

- Lisa.

- Yyy... Mika.

- Oprowadzić cię?

- No wiesz, nie chcę robić problemu. Dam sobie radę sama. Chyba...

- Ale dla mnie to sama przyjemność. No chodź, będzie fajnie.

Mika pełna obaw i przede wszystkim nieufna wobec nowo poznanej zgodziła się jedynie z czystej ciekawości.

- No to tak...- Lisa zamyśliła się na chwilę, po czym kontynuowała- Nie wiem czy wiesz, ale ta stadnina nazywa się The Dreams.

- Czemu akurat tak?- spytała zielonooka.

Koniomaniaczka najwyraźniej się nad czymś mocno zastanawiała, ale kiedy dostrzegła pytające spojrzenie malujące się na twarzy towarzyszki zapytała:

- Pytałaś o coś?

- Dlaczego ta stadnina nazywa się akurat The Dreams?

- Wiesz co to znaczy z angielskiego na polski?

- No tak. Marzenia, sny...

- No właśnie. Sama sobie odpowiedziałaś na pytanie.- Lisa mrugnęła porozumiewawczo do Miki, a ta się uśmiechnęła. Nie rozumiała nadal celu nadania takiej nazwy stadninie, ale nie chciała się ośmieszać.

Dziewczyny ruszyły przed siebie. Najpierw postanowiły pójść na padok. Był tam cały tabun koni. Konie siwe, kare, srokate, o grzywach czarnych jak smoła, brązowych jak mleczna czekolada oraz białych jak śnieżny puch.

Mika otworzyła buzię na kształt litery "O". Nigdy wcześniej nie widziała takiej ilości koni w jedym miejscu. Odwróciła się za siebie, a przed sobą zobaczyła piękną, dostoją klacz o dumnie podniesionym łbie. W jej oczach widać było ciekawość i zainteresowanie nową osobą.

Mika nie wiedząc zupełnie jak ma się zachować, stała w miejscu. Po chwili podążając za instynktem wyciągnęła rękę przed siebie i czekała.

- Cierpliwość to twoje drugie imię?- zażartowała Lisa. Mika jedynie uśmiechnęła się pod nosem na te słowa.

Nie spodziewała się żadnej reakcji ze strony klaczy, a oto zwierzę zaczęło powoli do niej podchodzić.

- Tiffana.

- Co?- spytała Mika, nie odwracając wzroku od klaczy.

- Ta klacz ma na imię Tiffana.

- TA Tiffana?! Przecież niedawno uciekła.- stwierdziła zaskoczona nastolatka.

- Na padok.

- A właściciel o tym wie?

- Nie, ponieważ nie jest człowiekiem.

- Jest kosmitą?!- krzyknęła szatynka, zwracając tym samym na siebie chwilową uwagę innych stajennych.

- Ehmmm...- westchnęła Lisa- Chodziło mi bardziej o jego wnętrze.- dodała ze śmiechem.

- No tak. Przecież o tym pomyślałam.

- Masz, możesz jej to dać.- stajenna podała zielonookiej dwie kostki cukru. Tiffana praktycznie rzuciła się na przysmak, powodując wielki uśmiech na twarzy Miki.

- Ja już muszę wracać...

- Jasne, ale przyjdziesz jeszcze?

- Oczywiście. Poznałam tu wspaniałą osobę i cudowną klacz.

Dziewczyny przytuliły się na pożegnanie. Mika pogłaskała jeszcze Tiffanę i ruszyła w stronę wyjścia. Gdy miała przekroczyć próg bramy wjazdowej, zobaczyła ponownie staruszka. Udała, że go nie widziała i przyspieszyła swe kroki. Dochodząc pod dom Mika zwolniła do wolnego spacerku i przekroczyła próg. Zamknęła za sobą drzwi najciszej jak tylko potrafiła.

- A gdzie ty się tak skradasz?- spytała mama z uniesioną prawą brwią.

- No... Do pokoju.- odparła nastolatka.

- Ach, ta dzisiejsza młodzież...- westchnęła z uśmiechem Donna.

Mika słyszała to zdanie już dwa razy w ciągu jednego dnia, ale od całkowicie innych osób. Wchodząc do swego- jeszcze różowego- pokoju, dopadła do biurka i wyjęła z jednej z szuflad swojego starego, czarnego laptopa. Od razu zaczęła przeglądać internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Tiffanie.

- Może ona wcale nie jest taka sławna jak mówił jej właściciel... A to co?!- praktycznie krzyknęła i zbliżyła twarz do ekranu, pomimo iż z poprzedniej odległości widziała bardzo dobrze.

- Czteroletnia klacz rasy arabskiej została wczoraj sprzedana za pół miliona dolarów. Kupił ją właściciel największej stadniny w Europie- John Stilback.- mruczała pod nosem dziewczyna. Automatycznie spojrzała na datę opublikowania tych informacji- miesiąc temu. Weszła jeszcze w galerię i ku swojemu zdumieniu zobaczyła Tiffanę, ale... z kim? To na pewno nie był ten starszy mężczyzna, bo zdjęcie jest podpisane; "Nowa klacz w stadnininie Johna Stillbacka."

- Przecież to się kupy nie trzyma.- mruknęła niezadowolona Mika.

Zjechała w dół strony i teraz na jej twarzy malowało się osłupienie i wielki szok.

- Ta klacz ma na imię Foxy?! Przecież ona wygląda zupełnie jak Tiffana. Ja nie wiem co się tutaj dzieje, ale na pewno tak tego nie zostawię!

Przez te krzyki Donna przyszła do pokoju i spojrzała zaniepokojona na córkę.

- Mika, czy wszystko w porządku?

- Jasne- odparła od niechcenia dziewczyna i wysiliła się na sztuczny uśmiech. Machnęła ręką chcąc pokazać, że nie wie o co chodzi, a skończyło się na spotkaniu z rogiem śnieżnobiałego biurka. Niby nie było ostre, ale biorąc pod uwagę siłę, z jaką dłoń uderzyła tego przedmiotu to skończyło się na małej, krwawiącej ranie.

- Pójdę po plaster.- powiedziała Mika wymigując się od niechcianych pytań. Nie czekając na odpowiedź ruszyła do kuchni i zajrzała do apteczki. Całe szczęście znalazła to, czego szukała, więc po chwili była już w swoim pokoju.

Wyjrzała za okno. Do zachodu słońca zostało nie więcej niż 20 minut. Mika nie była głodna, pomimo spędzonego czasu na dworze oraz wcale nie chciało jej się spać. Otworzyła więc klapę swojego laptopa, którego wcześniej zapomniała wyłączyć. Już chciała zamknąć stronę, na której była poprzednio, ale dostrzegła, że zamiast informacji o Johnie oraz Foxy, zielonooka przeczytała:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top