Rozdział 11
P. O. V Polska
Zanim otworzyłem oczy to przytuliłem się do czegoś twardego. Zdziwiło mnie to lekko. Przecież łóżko jak i poduszki były bardzo miękkie. Skutkiem tego było natychmiastowe odsunięcie się od tego obiektu. Niestety nie zdawałem sobie sprawy, że leżę prawie na samym końcu.
Leżąc na podłodze poczułem, że powoli słabne. Prawdopodobnie uderzyłem się w głowę o szafkę, która stoi obok posłania. Jest ona dosyć mocna przez co uderzenie w nią może być powodem do zawrotów głowy. Przez kilka sekund nie docierały do mnie żadne dźwięki. Dopiero po tym czasie usłyszałem głos.
- Polen? Polen!-
Głos wydawał się bardzo znajomy. Niestety straciłem jakąkolwiek orientację. Przez oczami miałem w dodatku mgłę przez co nie mogłem wiedzieć kim jest osoba, która mnie dotyka.
- Gdzie ja jestem?- powiedziałem lekko niemrawym głosem.
- Jak to gdzie?!- można było usłyszeć lekki strach.
- Chwila, muszę odzyskać w pełni świadomość-
Chciałem go odsunąć od siebie, ale było to niemożliwe. Miałem za mało siły w tym momencie. Przez kilka chwil zacząłem reagować na otoczenie. Ostrość wzroku mi się poprawiła i ogólnie czułem się trochę lepiej. Niestety uczucie lecącej krwi na tyle głowy nie przestawał mnie dręczyć.
- Wszystko z tobą dobrze? Co się stało? Zadzwonić do nauczycieli, aby nas zastąpili, a my wrócimy do naszego miasta? W sumie to tak zrobię nawet wbrew twoim sprzeciwom. Coś cię boli? Możesz się obrócić tyłem do mnie, bo chyba uderzyłeś się w tylnią część głowy i chcę sprawdzić jak mocno się poturbowałeś- zbombardował mnie różnimy zdaniami. Nie wiedziałem, na które odpowiedzieć najpierw.- Odwrócisz się czy mam ci w tym pomóc?- zagroził mi lekko zirytowany.
Na jego rozkaz odwróciłem się do niego tyłem. Kiedy zobaczył dokładnie ranę to usłyszałem dźwięk niezadowolenia. Przestraszyło mnie to trochę. Postanowiłem się spytać jak wygląda sytuacja.
- Wszystko jest dobrze czy mam się zacząć martwić?- spytałem się chcąc lekko rozładować atmosferę.
- Chcesz się dopiero zacząć? Powinieneś od początku się martwić, a ty chcesz teraz- powiedział poważnie. Mogłem się założyć, że wywrócił oczami na znak zirytowania i załamania.
- Czyli, aż tak źle?- dopytałem się oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Niestety tak. Musimy jak najszybciej wracać do naszego miasta. Nauczyciele będą tutaj za jakiś czas. Pobudka jest o 8.00, a oni będą gdzieś o 7.15- spojrzałem na zegarek. Widniała na nim godzina 2.57.- Wypożyczę jakiś samochód stąd i pojedziemy nim do mojego domu w naszym kraju. W najgorszym razie poproszę kogoś o użyczenie mi auta. Daj mi chwilę to wszystko ogarnę- powiedział mając telefon w dłoni.
W pewnym momencie zaczął wbijać jakiś nieznany mi numer. Przyłożył sobie go do ucha. Po chwili ktoś odebrał, a on zaczął mówić po niemiecku. Skupiony słuchałem go. Jego akcent był dosyć ciekawy. Zacząłem jednak wnioskować po jego minie, że się mu udało ogarnąć jakiś samochód na tą podróż powrotną. Po chwili się pożegnał i się rozłączył.
- Mam dobrą wiadomość. Udało mi się ogarnąć samochód. Będzie za niecałe 5 minut. Mam nadzieję, że się specjalnie nie rozpakowywałeś, tak?- dopytał się wstając.
- Chyba- powiedziałem lekko stłumionym głosem.
Zaczął ogarniać rzeczy. Brak różne walizki. Biegał po całym pokoju co wyglądało trochę śmiesznie. Mimo wszystko musiałem chwilę jednak odpocząć. Ból głowy nie ustawał. Czułem się coraz gorzej.
Po chwili poczułem jak ktoś wziął mnie na ręce i zaczął nieść. Wyszliśmy w tej postaci z pokoju, a potem z domu. Przed nami stał jakiś nieznany mi samochód, dzięki któremu wrócimy do domu. Zostałem położony na miejscu pasażera obok kierowcy. On zajął to miejsce. Uruchomił auto i z dosyć szybką prędkością zaczął jechać. Przez coraz większe osłabienie straciłem przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top