Rozdział 36
Byłam wściekła! Leżałam w szpitalu myśląc, że spowodowane jest to osłabieniem ale nie jaśnie pan kazekage nie miał okazji powiedzieć mi tak istotnej rzeczy!
- Co masz na swoje usprawiedliwienie? - zapytałam groźnie. Choć oko mnie piekło nie przestałam używać sharingana.
- Uznałem, że jak nie będziesz wiedziała to nie będziesz się martwić - usiadł na krześle przy moim łóżku.
- Ty uznałeś?! Przypominam Ci, że nie miałeś prawa trzymać to przede mną w tajemnicy! A niby kiedy chciałeś mi powiedzieć? Jak będę rodzić?! - darłam się.
- Uspokój się, to nie jest dobre dla dziecka. - zero w nim skruchy.
- Jak mogłeś? - patrzyłam na niego z wyrzutem.
Nastała cisza. Nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Mogłam nie świadomie zaszkodzić dziecku w ten w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Wydawało mi się to dobrym pomysłem, nie rozumiem twojej złości.
Zazgrzytałam zębami. Był niemożliwy.
- Ono jest zagrożone - syknęłam. - w nocy wstawałam ćwiczyć mięśnie. Mogło ucierpieć - mimo, że wiem o nim od niespełna pięciu minut już je pokochałam.
- On jest silny - powiedział z mocą.
- On? Skąd wiesz, że to chłopiec?
- Wiem co robiłem - spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
Ręce opadają. Czasami wydaje mi się, że wszystko co mnie spotkało to sen albo jakaś kiepska komedia a Gaara gra w niej główną rolę.
- Zaraz jakie "robiłem"? - zwęziłam oczy w szparki.
- Temari powiedziała, że jakby wyszła za mąż i zaszła w ciążę nie chodziłaby na misję.
- I co to ma do rzeczy?
- Skoro to był prawdopodobnie jedyny sposób byś nie narażała życia na misjach. Postanowiłem z niego skorzystać - Gaara uważał, że jego pomysł był jak najbardziej trafiony.
- Czyś ty do reszty zidiociał?! - straciłam nad sobą panowanie, wyszarpałam poduszkę z za siebie i okładałam nią czerwonowłosego. Szybko mnie rozbroił, złapał mnie za ręce i unieruchomił. Byłam wściekła na niego, jak on mógł zrobić coś takiego.
- Uspokój się. Skoro już wiesz powinnaś bardziej uważać na dziecko. Nasz syn urodzi się zestresowany jak się będziesz tak zachowywać - burknął.
Zazgrzytałam zębami a w udo tłukłam dłonią że aż bolało. Chciałam mu wygarnąć a się rozryczałam. Płakałam ze złości na niego i na siebie.
- Nie płacz - prawie rozkazał ale wziął mnie w ramiona.
Mimo złości wtuliłam się w niego. Bałam się. Kołysał mnie w delikatnie i głaskał po plecach uspokajająco.
- Jestem na Ciebie wściekła - warknęłam.
- A bądź sobie wściekła,ważne że jesteś - pocałował mnie w czubek głowy.
- Zrobiłeś mi dziecko! - uszczypnęłam go w ramie.
- I nie żałuję - ścisną mnie mocnej. - Będziemy prawdziwą rodziną.
- Zabije Cię - powiedziałam w jego płaszcz.
- Oczywiście - puścił mnie, ułożył się wygodniej na łóżku i przyciągnął mnie do sobie.
- Co ty robisz ?
- Drzemka dobrze nam zrobi.
- Nie chce mi się spać - marudziłam - chce stąd wyjść!
- Co do Twojego wyjścia. Może być tak że zostaniesz w szpitalu do porodu ...
- Że jak ?!
- cicho - zganił mnie. - Muszę ruszać do Suny lada dzień. W zasadzie im szybciej tym lepiej. Muszę ustalić kto wysyła te noty w moim imieniu. Nie będzie mnie dłuższy czas - objął mnie mocniej. - Muszę stworzyć dla Was bezpieczny dom.
- Choć raz coś z sensem powiedziałeś-powiedziałeś- powiedziałam sennie.
Zaśmiał się. Tak zwyczajnie zaśmiał mnie a gdy podniosłam głowę by spojrzeć mu w twarz zobaczyłam szczęście. Gaara się cieszył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top