Rozdział 35
Ta cała sytuacja była komiczna. Kankuro wpadł do mojej sali mało nie wyłamując drzwi. Uśmiechnęłam się do niego a wyglądał jakby na coś czekał.
- I co? I Co? - Naruto zaglądał mu przez ramie.
- Yukari?
- Tak - i co to chodzi?
Nastała cisza a oni stali w progu i patrzyli. Zaczęłam się śmiać aż pociekły mi łzy.
- A jednak! - krzyknął Kankuro - mówiłem ci, że ma wszystkie zęby! Nie jest szczerbata!
Kankuro w tym momencie przeszedł sam siebie a mi opadła szczęka.
- Mówiłem Ci, że tylko mi się wydaje - burknął Naruto.
Mój staruszek zaczął się śmiać czym zwrócił na siebie uwagę.
- Kim pan jest? - zapytał lalkarz.
- Ojcem szczerbatej - dalej się śmiał.
- Miło mi poznać jestem Naruto a to Kankuro - przedstawił ich blondyn.
- Wesoło tu macie, nie ma co - rechtał dalej.
- Dobrze się składa, że pan jest, babcia Tsunade zbiera naradę. Będziemy analizować ostatnie sytuacje - Naruto mówić to zdrapał się po karku.
- Dobrze, gdzie?
- W jej biurze za godzinę.
- I co dokładnie będziemy omawiać? - zapytałam.
- Ty nie idziesz - powiedział Kankuro.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nie możesz się zbyt dużo męczyć - wyjaśnił.
- Jak wy chcecie cokolwiek omawiać beze mnie ?! - zirytowałam się.
- Rozkaz hokage - powiedział Kankuro wzbudzając ramionami.
- Musisz odpoczywać - ojciec pogłaskał mnie po głowie. Posiedział jeszcze chwilę po wyjściu moich przyjaciół ale wyszedł na naradę. Zostałam sama więc z racji nudnego otoczenia położyłam się spać. Byłam już zdrowa, chodzenie mnie nie męczyło a mimo to nie pozwalano mi wyjść ze szpitala.
Obudziłam się rano tuż przed obchodom, poczłapałam do łazienki ogarnąć się. Zdążyłam usiąść na łóżku jak weszła Tsunade.
- Dzień dobry jak się czujesz? O miło Cię zobaczyć bez maski.
- Dobry, dobry czuje się wyśmienicie tylko jestem okropnie znudzona. Mogę już wyjść? Będę się oszczędzać, słowo. Tylko niech mnie pani już wypuści - prosiłam.
- Zobaczymy jakie wyniki badań będą Sakura zrobi Ci je po południu. Jeżeli będą lepsze niż dotychczas będzie mogła pójść do domu ale też leżeć w łóżku. - wykonała jakieś pieczęcie i przysunęła rozświetloną na zielono dłonią od mojej głowy do nóg.
- Będę żyć?
- Jest dobrze, dużo lepiej ale i tak poczekamy na wyniki badań. Chociaż wydaje mi się, że grzeczna nie będzie i trzeba Cię będzie mieć na oku. - Tsunade uśmiechnęła się tajemniczo. Co jest grane? Umierającą jestem?
- A jak narada? Co umyśliliście? - przypomniało mi się.
- Wszystko wskazuje na to, że tylko jedna osoba miała dostęp do pieczęci kazekage. -westchnęła.
- Temari?! - serce podjechało mi do gardła.
- Nie, uczennica Gaary. Pracowała z nim więc nawet jak weszła do jego biura gdy go nie było, nie wzbudzała podejrzeń.
- Matsuri?! - aż wstałam z wrażenia.
- Co ty wyprawiasz?! Do łóżka ale już!- hokage pchnęła mnie delikatnie na poduszki.
- Nic mi nie jest - burknęłam - przecież czuje się dobrze nawet wyglądam zdrowo.
- No ty może tak - mruknęła.
- A co to znaczy?
- Mówiłam tyle razy Gaarze, ze musi Cię pilnować. A ten razem z twoim ojcem i Wilkami planuje zemstę. - pokręciła głową.
- Hokage ja nie jestem dzieckiem - naburmuszyłam się. - Trzymasz mnie tutaj a nie mówisz mi dlaczego. Zwariować idzie! Rozumiem oberwałam nieznaną techniką ale żeby aż tak się bać o moje zdrowie? Przecież żyje. - skończyłam swój wywód.
- Czekaj ty chyba nie ...
W tym momencie urwała, bo do pokoju wszedł Gaara trzymając w ręku reklamówkę z owocami.
- Nie powiedziałeś jej? - warknęła Tsunade.
- O czym? - patrzyłam to na jedno to drugie. Co jest grane?
- Nie było okazji - powiedział spokojnie czerwonowłosy. Odłożył siatkę na stolik stojący obok mojego łóżka.
- Czy ja się dowiem co się dzieje?! - wrzasnęłam.
Nastała krótka cisza w trakcie której kage mierzyli się wzrokiem. W końcu Tsunade spojrzała na mnie.
- Yukari przez ostatnią walkę twój organizm dostał nieźle po dupie - zaczęła blondynka. - przez to, zagrożone jest życie Twojego dziecka. Czyli krótko mówiąc jesteś w ciąży.
Blondynka wyszła z sali a ja spojrzałam na Gaara aktywnym sharinagnem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top