Rozdział 2

Wystarczy policzyć do dziesięciu i wziąć głęboki oddech. Uderzyłam dłonią o udo. Przecież to nic trudnego wziąć głęboki oddech i policzyć po raz kolejny do dziesięciu. Znów uderzyłam o udo. 

- Chcesz mi powiedzieć, że idę tu kilka dni a przed bramą spotykam Kazakage, który nie raczy mi nawet powiedzieć, że nim jest?  W dodatku dostaje się szybciej na miejsce spotkania niż ja? Co to czary?! Panie kochany mogłeś mi chociaż powiedzieć, kim jesteś zanim zacząłeś zadawać mi pytania!

Oparłam się wściekła o blat biurka i nachyliłam się nad nim tak by patrzeć rudzielcowi w oczy. 

- Z szacunkiem do Kazakage! - Upomniała mnie blondynka, która wcześniej siedziała na kanapie a teraz podeszła bliżej mnie.  

- Przecież drę się na niego z szacunkiem - wyruszyłam ramionami. 

- Dobrze by było gdybyś zdjęła maskę, wzbudziłabyś większe zaufanie - stwierdziła. 

- Nazywam się Yukari Usami, a to jak się nazywam jest wszystkim co mam.  Podając wam moje imię daje wam wszystko to co należy do mnie. To jak wygląda moja twarz nie ma znaczenia, od moich narodzin nikt jej nie widział. Mam wykonywać misje lecz skoro nie wzbudzam zaufania choćby tym, że ręczy za mnie szanowna Tsunade, trudno.  Zawsze możecie przydzielić kogoś by mnie obserwował, nie mam nic do ukrycia. -Zasępiłam się. 

-Nie ma takiej potrzeby -powiedział kage. - Nazywam się Gaara a to moja siostra Temari. Tsunade wspominała, że wysyła całkiem nowego shinobi, który jeszcze nie był w naszej Wiosce. 

- Potrzebujecie ludzi?  Lecz czemu chcieliście tylko jednego?  - Zapytałam. 

- Nie chciałem robić zbytnio kłopotu prosząc o więcej ludzi - lekko się uśmiechnął. 

Skinęłam głową na znak, że rozumiem takie wytłumaczenie. 

Gaara wstał i podszedł do komody stojącej nieopodal, gdy się odwrócił do mnie trzymał szklankę z wodą. Podszedł i podał mi ją.

- Wspominałaś, że przyjaciel jest spragniony - dodał dla wyjaśnienia.

- Dziękuję - szczerze się zdziwiłam ale czym prędzej zajęłam plecak i wyciągnęłam jodłę po czym ją podałam. 

Kazakage nie ruszył się z miejsca więc jakby ktoś z boku popatrzył mogło to wyglądać jak składanie pokłonu lub oświadczyny. Z jednej z kieszeni wyciągnęłam karmelowe cukierki ale schowałam je w zaciśniętej pięści. Wstałam zarzucając plecak na plecy, a zaciśniętą pięść wyciągnęłam w kierunku czerwonowłosego ten tylko na mnie  spojrzał pytająco. 

- Kazakage proszę wyciągnij dłoń - uśmiechnęłam się. 

Zrobił to bez oporów więc położyłam na jego dłoni trzy cukierki. 

-W ramach podziękowania za wodę.

Chyba lekko go zatkało, bo tylko skinął głową. 

- Teraz skoro nie jestem potrzebna chciałabym odpocząć i kupić doniczkę. 

- Naturalnie, Temari zaprowadzi Cię do twojego lokum. Jutro o ósmej...  Może po jutrze będzie lepiej. Po jutrze o ósmej przydzielę Ci zadanie. A teraz życzę miłego odpoczynku. 

Zdziwiło mnie, że dalej stał z wyciągniętą ręką. Czyżby nie lubił słodyczy?  Trudno przecież teraz ich nie zabiorę. 

Temari zaprowadziła mnie do mojego mieszkania, które było całkiem blisko centrum ale tak samo było w spokojnej okolicy. Tak mi się wydawało. Mieszkanie było mniejsze od mojego był jeden pokój, który służył za kuchnie i sypialnie oraz łazienka. Umyłam się i zjadłam to co było w plecaku, a sam plecak położyłam przy łóżku.  Przed zaśnięciem pomyślałam, że muszę kupić hak oraz doniczkę. Jutro wstaje nowy dzień a wraz z nim moje nowe jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top