Rozdział 37

Kiedy się obudziłam Gaary nie było. Od Sakury dowiedziałam się, że wyruszył do Wioski Ukrytego Piasku. Było mi przykro, że się nie pożegnał ale można było to zrozumieć. W końcu to Gaara. Pilnowaniem mnie przed ucieczką z pokoju zajął się Naruto. Choć tyle razy mówiłam, że chce pójść do Temari na drugi koniec korytarza nie pozwolono mi na to. Martwiłam się o blondynkę mimo tego, że informowano mnie o jej stanie zdrowia to i tak chciałam ją zobaczyć. Brakowało mi jej i miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie wylądowała w szpitalu. 

Naruto mimo permanentnego roztrzepania nie pozwalał mi na opuszczenie pokoju. Tłumaczył, że obiecał to czerwonowłosemu. Po którejś już z rzędu nie udanej próbie ucieczki dałam sobie spokój. Przynosił karty i jakieś gry aby czas nam szybciej leciał, gdy udawał się na trening dziwnym zbiegiem okoliczności przychodzili goście.  Nawet w nocy miałam wrażenie, że ktoś cały czas tu jest. 

Mój ojciec przychodził codziennie i czasami przychodziły z nim Wilki. Zastanawiało mnie czemu nie wracają do Mroku przecież byli tu jakiś czas a tamci przecież też nie są głupi. Mama mogła uznać, że ojciec też zginął i pewnie by się załamała. Tak bardzo mi jej teraz brakowało.

Teraz czułam jak bardzo straciłam kontrole nad swoim życiem. Czułam się jak marionetka i mimo moich protestów nikt nie słuchał co mówię.

Usłyszałam pukanie do drzwi i do sali weszła Temari.

- Witam przyszłą bratową - uśmiechnęła się, była uprana w swój zwyczajny strój. 

- Temari! - chciałam wstać się z nią przywitać ale klon Naruto mnie powstrzymał, więc blondynka podeszła do mnie. Mocno mnie uściskała a jak odwzajemniłam uścisk.

- Tak się stęskniłam - usiadła na moim łóżku. - Tak dobrze zobaczyć twoja twarz bez maski. w końcu napijemy się razem kawy i zjemy ciastko.  

- Nie musiałaś tak biec, ganianie za tobą jest upierdliwe - w drzwiach pojawił się Shikamaru. Przywitał się skinieniem głowy i usiadł na parapecie. 

- Skoro masz gości to ja za chwile wracam - jak zawsze gdy miałam gości ten szedł na trening.  Dosłownie wybiegł z pokoju. 

- Jak się czujesz? Wypuścili cie już? - zapytałam Temari.

- Tak, dzisiaj mnie puścili. Jestem już zdrowa od dawna jestem ale kazali mi leżeć - czyli ona miała to samo co ja.  

- Ciesze się i tak bardzo Ci zazdroszczę. Mnie nawet nie można wstać z łóżka. 

- I co mówi Tsunade? Wypuści cię do domu?

- Powiedziała, że puści ale mam leżeć w łóżku i tak. Chce być pewna, że nie będzie żadnego ryzyka a w tedy pozwoli mi już normalnie funkcjonować. Jest też taka możliwość, że będę leżeć do rozwiązania. - burknęłam - przypomnij mi, że jak wróci twój brat to mam go zabić.

- Kto by pomyślał Gaara taka cicha woda - zaśmiała się. - Kiedy ślub?

- Nigdy - zmarszczyłam brwi. - Nie oświadczał mi się tylko stwierdził, że za niego wyjdę. Nie dostałam nawet głupiego pierścionka!

- Nikt mu chyba nie powiedział, jak to się odbywa - Temari próbowała go jakoś usprawiedliwić.

- Mniejsza o to - machnęłam ręką. - Przepraszam, że ci nie odwiedziłam ale nie mogłam zwiać z pokoju. A nie używając żadnych technik trudno zmylić Naruto. Najdalej zaszłam do drzwi dyżurki niestety.  

- Nie szkodzi, ja też próbowałam cie odwiedzić ale moja niańka z bożej łaski - spojrzała na drzemiącego Nare - za każdym razem używał wiązania cienia. Ja doszłam tylko do drzwi łazienki. 

- Gdybyś siedziała cicho gdzie kazali nie musiałbym tego robić - Shikamaru nawet nie otworzył oczu. - Baby są takie upierdliwe.    

- Nikt nie prosił, żebyś ze mną siedział i mnie pilnował. A tak w ogóle po co żeś tu za mną przylazł? - wstała i podparła się pod boki. 

Czarnowłosy otworzył zaspane oczy i spojrzał na Temari. 

- Obiecałem, że zabiorę cie na spacer jak będziesz w Konoha więc dotrzymuje słowa - Wstał z parapetu i włożył ręce do kieszeni. Moja przyjaciółka zrobiła się cała czerwona, a mi zachciało się śmiać. 

- To idźcie na ten spacer - uśmiechnęłam się. Widziałam, że chcą coś powiedzieć.  - Spokojnie skoro Temari nie leży już w szpitalu nie ma po co wymykać się z pokoju. Poleżę, krzyżówkę porozwiązuję i poczekam na Naruto. Obiecał mi dzisiaj, że zagramy "Prawda czy fałsz".

Puściłam im oko i na potwierdzenie swoich słów zakopałam się bardziej w pościeli. Wyjęłam krzyżówkę i długopis.

- Skoro tak mówisz - powiedziała onieśmielona Temari. Pożegnali się i wyszli. Była bardzo ciekawa, jak potoczy się ten spacer. 

Rozwiązywałam już kolejną krzyżówkę jak w moją stronę poleciał kunai, uchyliłam się przed nim prawie spadając  z łóżka. Starałam się znaleźć intruza ale przez długi w pobyt w szpitalu moje zdolności znaczeni osłabły. Aktywowałam byakugan i obserwowałam otoczenie.  Znalazłam okapturzoną postać na drzewie zaraz za oknem. 

- Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytałam obcego. 

Usłyszałam przeraźliwy śmiech aż przeszły mnie ciarki. Intruz wskoczył przez okno do sali i stanął niedaleko mojego łóżka. 

- Kim jestem? - znów ten śmiech a głos wydawał się kobiecy - To ja powinnam zadać to pytanie! Kim jesteś, że wyciągasz łapy po to co nie twoje?!  

- Kim jesteś?! - krzyknęłam. Byłam w kropce. Nie mogłam używać żadnych technik, bo Tsunade twierdził, że taki wysiłek dla organizmu źle może wpłynąć  na dziecko. 

- Kimś kto odbierze Ci wszystko co masz i kochasz ale chce żebyś wiedziała, kto raz na zawsze pokazał Ci gdzie twoje miejsce suko!- intruz osłonił twarz. 

Przede mną stała Matsuri wyglądająca jak psychopatyczny morderca.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top