28/21

Około piątej nad ranem Nicole zerwała się z łóżka, chaotycznie wyskakując w górę niczym kukiełka na sprężynie.

Bezimienny jak zwykle, już wcześnie rano zaznaczył swoją upiorną obecność.
Została przywitana zimną scenerią, rozpościerającą się gdzieś za jej oczami. Widziała wyraźnie mroźne pagórki otoczone nieskończoną taflą zamarzniętego morza. Usłyszała przeraźliwe jęki, raz po raz przecinające ciszę. Zobaczyła opatulonego zwierzęcymi skórami mężczyznę, który rozrywał ostrym narzędziem brutalnie zranioną fokę. Zwierzę miotało się bezładnie, wydając przeraźliwe dźwięki, podczas gdy powoli ulatniało się z niego życie.

"Mocniej, bij mocniej! Mocniej! Musi zginąć!" - usłyszała ochydne, nienawistne myśli, należące zapewne do Eskimosa. A może raczej tej strony Eskimosa którą w tej chwili władał Bezimienny. Mimo spowolnionego snem umysłu, bez trudu poznała charakterystyczny, mrożący krew w żyłach szept demona.

"Albo oni, albo my. Nie myśl, bij!Rozlew krwi, pięknej krwi. Już niedługo. Kilka ruchów ramienia i koniec. Zwyciężymy. Koniec z nimi wszystkimi. Zwycięstwo."

Nagle uderzyła ją fala czystego przerażenia. Poczuła rozpierającą ją od środka chęć ucieczki. Omal nie potknęła się wypadając ze swojej małej sypialni, ale uczucie zdawało się podążać za nią. Dziewczyna jęknęła z bólu. Zalał ją zimny pot. Czuła, jakby ktoś ją nie metaforycznie rozrywał kawałki. Mgła powli zasłaniała jej oczy.

"Czy to możliwe, że mogę czuć umierającą fokę?" - pomyślała, walcząc z coraz większym dyskomfortem na kuchennej podłodze, nie mogąc już nawet ustać na własnych nogach.

"Nigdy wcześniej coś takiego się nie zdarzyło" - pomyślała. To wszystko było tak okropnie intensywne. Bolało jak nigdy wcześniej. Zaczęła już widzieć pojedyncze mroczki przed oczami. Czuła, jakby życie było z niej wysysane. Zesztywniała i wyzuta z resztek sił upadła na kafelki.

Obudził ją złowieszczy szept. Powoli podniosła dłoń i potarła tył głowy. Kończyło świtać. Musiało jej nie być około godziny.

"Udało się nam. Jeszcze chwila i zbudujemy cudowną ludzką rzeźnię, kochanie. A pseudoartystyczny gówniarz będzie jadł mięso tych, których zgubił. Zrobimy tron z czaszek naiwnych dzieci i przykryjemy flagą kultyzmu. Zliżemy śluzy z niewiernych Panu" - obce myśli tłoczyły się w głowie przerażonej Nicole, wraz z makabrycznymi obrazami. Nie była religijna, ale z każdym rokiem coraz bardziej pewna, że mogą one należeć jedynie do samego szatana.

Oślizgłe krzesło z poczerniałych kości, nóż, powoli wbijający się w ciało przerażonej dziewczyny.

Zrobiło jej się niedobrze. "Możesz to przetrwać, kochana. To się nie stanie. To tylko twoja wyobraźnia." - mówiła sobie, ale mimo wszystko nie zdołała przekrzyczeć szatańskiej mantry, a obrazy pozostawały na miejscu, dziwnie rozmyte, obce, straszne.

Dziewczyna chwiejnie podniosła się z podłogi, zaczynała czuć jak traci oddech. Wzbierała w niej nagła chęć krzyczenia. Chciała krzyknąć "odejdź!" najgłośniej jak potrafi. Zebrała się z podłogi i najszybciej jak mogła w tym stanie zbiegła po schodach, wybiegając na zewnątrz.

Potykając się parę razy wypadła z budynku.
Było zimno, za zimno. A głos w jej głowie jeszcze to potęgował.
Biegła ile sił w nogach, walcząc o każdy oddech, ale Bezimienny zaciskał swoje metaforyczne ręce na jej płucach. Czuła chęć ucieczki, ale wiedziała że nie może uciec przed głosem w swojej głowie. Walnęła plecami w tył garażu, za którym pół świadomie się znalazła.

"Nie ma sensu biec" - pomyślała.
"Przecież nie ucieknę".
"Zastanawiam się tylko ile czasu mi zostało, zanim mnie zabije."
Westchnęła, łapiąc się za głowę.
W jej czaszce zamiast nierozróżnialne go szeptu znowu zabrzmiały słowa.
"Odpowiedz, idioto! Nie gap się na mnie tylko mów! Umiesz mówić?!"
"Zresztą nieważne, tak czy inaczej zginiesz."
Rozmazany obraz pojawił się na horyzoncie tęczówki. Ujrzała grupę mężczyzn stojacych w kręgu w jakiejś zapyziałej piwnicy. Mieli na sobie kominiarki. Jeden z nich wystąpił naprzód, popychając do przodu swoją ofiarę, chłopak mniej więcej w jej wieku miał nogi i ręce przewiązane sznurem tak mocno że krwawiły i knebel w ustach. Obraz przed jej oczami się wyostrzył, idealnie żeby mogła zobaczyć jego przerażony wzrok, kiedy został przyszpilony do podłogi przez dwóch masywnych gości.
"Gadaj!" Odezwał się napastnik w jej głowie, prawdopodobnie ponownie kontrolowany przez demona.
"Albo odstrzelę ci łeb i nakarmię tobą psy."
Facet z rosyjskim akcentem splunął na twarz szamotajacej się ofiary, po czym wyciągnął kieszonkowy nożyk i zaczął powoli przecinać skórę pod jego brodą. Wchodził coraz głębiej i głębiej.

- Stop! - wykrzyknęła. Tajemniczy mężczyzna w zaplamionym krwią garniturze zatrzymał się na chwilę, jakby chciał rozważyć jej prośbę, po czym wrócił aby dokończyć swoje makabryczne dzieło.

Jej serce biło coraz szybciej kiedy czuła falujący puls młodego mężczyzny, kiedy po nagłym omdleniu ciagnieto go po podłodze. Czuła, jak nie może złapać oddechu, topi się w toksycznej substancji, która blokuje mu tchawicę Czuła krew w ustach i nosie. Czuła śmierć. Ale ta nie nadchodziła. Wciąż nie nadchodziła.

- Dość! - błagała ścianę garażu jeszcze raz, jednak ta nie odpowiedziała. Obraz powoli się zamazywał. W tym momencie Nicole nie wiedziała czy dlatego, że wizja się kończy, czy też znowu traci przytomność.

- Kim jesteś? - zatrząsł się słaby, ledwo słyszalny głos w jej głowie. Musiał należeć do biedaka, którego potraktowano niczym rzeźne mięso.
- Jestem Nicole. Gdzie jesteś, czego cię zamknęli?! Proszę, powiedz, proszę zanim będzie za późno! - zdesperowana dziewczyna próbowała się z nim porozumieć, pierwszy raz tego dnia miała kontakt z czymś niewinnym. Ludzkim. W oceanie zła zobaczyła kroplę nadziei. Pozwoliła foce zginąć. Ale to był człowiek. Musiała go uratować.
- Proszę, powiedz gdzie jesteś? Gdzie cię zamknęli, proszę! - powtórzyła.
- NIKT MNIE NIE ZAMKNĄŁ. JESTEM W O L N Y. - rozległ się przeraźliwy huk, który powalił ją na ziemię. Bezimienny. Odezwał się tak głośno i wyraźnie, jak nigdy. Słyszała go tak głośno, że nie mogła wstać ruszyć pojedynczą kończyną, a mózg zaczynał szaleć od gorączkowej migreny.
Widziała tylko czerń i czerwień.
Czerń, czerwień i huk. Tak ostry, że stał się osobnym kolorem.

- W O L N Y!
A KIM T Y JESTEŚ?

Zemdlała. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak. To był ten moment, kiedy koniec dobiegł końca. Jej umysł już nie działał, ale jej podświadomość była tego pewna.

Obudziła się ponownie, z widokiem skonsternowanego staruszka, dzgajacego ją swoją laską, aby sprawdzić czy żyje.

- Wszystko w porządku. - zdołała wymamrotać, powoli wybudzając się z koszmaru, jaki przeżyła nieokreślony czas temu.

- Dzieciaki - pokrecił głową i odszedł, zapewne z myślą, że była nietrzeźwa, albo naćpana.

Ona jednak chciałaby żeby to była tylko fikcja, błąd zglupiałego umysłu. Mimo że, kiedyś tak myślała, teraz wiedziała, że to nie prawda. Jej umysł dalej funkcjonował normalnie. Ale był chory. Miał wirusa, który niszczył jej życie. To było prawdziwe. Gdzieś na świecie był podła osoba, która nosiła te myśli w sobie. Nie potrafiła sobie jednak wyobrazić, aby za postacią demona mógł się kryć zwykły człowiek.

Jego horror ponownie odtwarzał w jej głowie, kiedy próbowała myśleć. Nie dawał za wygraną. Ale przynajmniej już nie mówił do niej wprost. Dalej próbowała pozbyć się tego dziwnego uczucia lepkości i nieczystości które Bezimienny po sobie pozostawił.

"Przynajmniej jeszcze żyję." - pomyślała przez łzy - "ciekawe tylko, jak długo". Nicole nie była pewna, czy przeżyje następny atak. Czuła, jakby nawet tego ostatniego nie przeżyła. Granica między życiem, a śmiercią się dla niej zatarła. Wariowała.

Godziny były jak fale morskie; raz płynęły wolno, dłużyły się niemiłosiernie, rozmywały się wywołując uczucie dezorientacji, raz przynosiły ogromny sztorm, zaciekle rozbijając spienione całuny zła o psychikę młodej dziewczyny.

Kolejna wizja przeszła jej umysł.
Jak przez mgłę dostrzegła w mroku świecące łzami niebieskie oczy przerażonej kobiety, która dostawała
ataku paniki, została zamknięta w jakiejś szafie przez, najprawdopodobniej jej męża.
Męski, przesiąknięty drwiną śmiech zabrzmiał zza ciężkich, zasuwanych drzwi. Wydał się Nicole okropny, ale przerażająco znajomy. Znajomy, ale skąd? Nie miała jednak czasu się nad tym długo zastanawiać, gdyż dostawała okropnej klaustrofobii. Ściany wydawały się kurczyć gwałtownie, pozostawiając ją bez oddechu w wąskiej, ciemnej przestrzeni.
"Nie wypuści mnie" - pomyślała biedna dziewczyna, "Nie wypuści mnie do jutra." Była roztrzęsiona, nie była w stanie się opanować. Robiło się coraz bardziej duszno i gorąco, nie była w stanie wytrzymać tam minuty, w końcu straciła przytomność.

Nicole znowu powróciła do rzeczywistości. Tym razem nikt nie musiał jej budzić. Jakimś cudem było już ciemno. Pomyślała że to niebezpieczne zostawać teraz na zewnątrz. Spróbowała się podnieść. Wszystko zawirowało. Upadła. Była tak osłabiona, że jej ciało nie było w stanie walczyć z grawitacją. Demon doprowadzał ją do szaleństwa, podszeptując swoje groźby.
Nie bezpośrednio do niej. Była stuprocentowo pewna, że kolejny raz, kiedy się do niej, naprawdę będzie końcem.

Udało jej się podnieść. Resztkami sił powłoka się do mieszkania, pokonując nieskończoną górę schodów. Gdy weszła do środka usłyszała Katie, jej współlokatorkę, krzątającą się po kuchni.
- To ty, Nicole? - Dobiegło z drugiego pokoju.
- Ja. - wykrztusiła dziewczyna, najgłośniej, jak potrafiła.
Użyła całej swojej woli, żeby dowlec się do swojego pokoju i zamknąć drzwi. Nie mogła sobie pozwolić, żeby ktoś zobaczył ją w tym stanie.

Gdy pociągnęła za klamkę, wszystkie siły ją opuściły i po prostu spadła na dywan i skuliła się na nim w pozycję embrionalną.

"Już dobrze" - pomyślała. Gdy...

- TAK DOBRZE! JESTEM W O L N Y!
- zahuczał w jej głowie Bezimienny. Czerń z czerwienią ponownie rozsadzily jej oczy.
- POWIEDZ. KIM JESTEŚ?
Z każdym słowem, ból stawał się silniejszy.
- K I M JESTEŚ?
- Nicole! - złapała się za głowę, konwulsyjnie łkająca dziewczyna. Szum nabierał siły i rozsadzał od środka, każda jej kończynę, kiedy wykrzyczała swoje imię.
- Nicole. - powtórzyła. - Aaaach!

***

Obudziła się następnego ranka. Głowa pękała jej w szwach. Ktoś przeniósł ją na jej łóżko i przykrył kocem.
"Masz gorączkę, zostań w domu - K" - mówiła karteczka przy łóżku, leżąca koło szklanki wody i aspiryny.
"Dzięki" - wyszetala do nieobecnej dziewczyny.
Zażyła tabletkę.
Poczuła nagłą falę nudności. Pognała do łazienki i zwymiotowała.
Kiedy płukała gardło dotarło do niej: żyła.
Była słaba i zniszczona ale żyła. W jej głowie było cudownie pusto.
Przeżyła atak demona. Miała umrzeć, a dalej tutaj była.

Postanowiła wrócić do łóżka i trochę odpocząć, odreagować. Widziała okropne rzeczy. Wzięła do ręki telefon i odpaliła youtube. Wczoraj, zaledwie godzinę drogi od niej miał miejsce koncert jej ulubionego zespołu. "Nie wierzę, że to przegapiłam." - pomyślała. - "Z drugiej strony wycieczka na koncert z demonem jako osoba towarzysząca nie byłaby dobrym pomysłem." Mimo nudności czuła się tak dobrze. Jej życie powróciło do normy.

Zespół, który praktycznie pomógł jej to wszystko przetrwać był tak blisko niej. Bez nich pewnie dawno wylądowałaby w psychiatryku.
Roześmiała się z poczuciem ulgi.
Włączyła filmik z całego koncertu, wsiąkając w wygodne łóżko.
Słyszała opening do Heavydirtysoul, kiedy wchodzą na scenę, a publiczność szaleje i od razu poczuła znajomą ekscytację. Nigdy nie była na ich koncercie, ale nawet przez ekran telefonu była w stanie poczuć pozytywne emocje, rozsadzające pomieszczenie.
Ułożyła się wygodnie pod kołdrą, niemal zapominając o bólu głowy.
"There's an infestation in my minds imagination." - zabrzmiała pierwsza linia.

"Dlaczego to wszystko tak perfekcyjne pasuje do mojej sytuacji?" - pomyślała. To było niemal przerażające, jak każdy tekst ich piosenki idealnie pasował do traumatycznych przejść z demonem w jej głowie.

Tyler upadł spektakularnie na scenę, kiedy Josh zaczął walić w perkusję z tak niesamowitym impetem, że było cudem, że dalej była cała. Zawsze to robili.

"Bij mocniej." - wspomnienie przeszło jej przez głowę, mrożąc krew w żyłach.

"Bij mocniej. Zginą. Nie myśl, bij."

Pokiwała głową, próbując je z niej wymazać, ale za każdym razem, gdy patrzyła na perkusistę, słyszała tylko to.

Przełączyła na następny film w kolejce, cokolwiek to było. Musiała się uspokoić, gdy okropne wspomnienia wczorajszej nocy wyłaniały się z mgły i zalewały jej umysł.

"Wywiad po koncercie. Idealnie." - pomyślała. Tych dwóch zawsze potrafiło ją rozśmieszyć swoimi sarkastycznymi, wymijającymi  odpowiedziami na pytania. Może i była to delikatna obsesja, ale naprawdę kochała ich osobowości.

Byli w ich autobusie, w którym spędzali większość czasu w trasie. Był ogromny.

- Dlaczego nie pójdziemy tam? - wskazał oddzielone pomieszczenie prowadzący wywiad.

- Nie chciałem tego mówić na żywo, ale jakiś szczur plątał nam się po szafkach i drugi dzień nie możemy go złapać. - powiedział Tyler, zapewne żartując.

- Szczur? Chyba żartujesz. Twenty One Pilots mają szczury w autobusie. - roześmiał się zdziwiony mężczyzna.

- Josh go złapie. Jest taki dzielny. - Tyler jak zwykle zaczął "flirtować".

Wszyscy trzej wybuchli śmiechem. Ja zresztą też.

Josh machnął ręką na komplement.
- Po prostu sam nie chcesz dostać jakiejś szczurzej zarazy, prawda? - zapytał.

- Być może. - zaśmiał się Tyler.

- Hej, może szczury po prostu lubią naszą muzykę. - stwierdził Josh.

- A może twoją wodę kolońską. Wiesz, gdybym był szczurem, nie oparł bym się. - roześmiał się brunet.

- Dobrze, zostawmy szczury.
To był szalony rok dla zespołu. Kilka radiowych hitów, ciągłe nominacje do nagród.
Emotional Roadshow idzie świetnie. Co do tej pory było waszym najlepszym momentem trasy?

- Wczoraj wieczorem oglądaliśmy z Joshem filmy w piżamach, jedząc Taco Bell.

- Więc to był najlepszy moment całej trasy? - zapytał, najwyraźniej nieźle się bawiący mężczyzna.

- Tak, zdecydowanie.

- Tak. - potwierdził Josh - Szczególnie jak Tyler się przeraził tą sceną o rosyjskim gangu. Torturowali ludzi, a ich szef był psychopatycznym mordercą ze scyzorykiem. Tyler przysunął się do mnie i jeszcze udawał, że wcale się nie boi.

- Może mam jakąś traumę ze scyzorykami, o której nie wiesz, co? - odciął się Tyler, robiąc poważną minę, chociaż było widać, że śmiech rozsadza go od środka.

Nagle oczy Nicole przeszkliły się i znów nie mogła złapać oddechu.

Piwnica, tonąca w krwi tchawica, młody człowiek, związany linami, które wbijały się w skórę. I rosyjski akcent.

Ponownie usłyszała słaby głos, człowieka, który wiedział, że jest skazany na śmierć.

"Kim jesteś?

I odpowiedź. Chucząca, okropna odpowiedź.

"JESTEM W O L N Y"

Dlaczego musiała to przeżywać jeszcze raz?! Dlaczego wszystko do niej teraz powracało?
- Uspokój się, Nicole. - wyszeptała do siebie samej, odpauzowując filmik i próbując złapać resztki oddechu.

- Dobrze panowie. - powiedział mężczyzna, prowadzący wywiad.
- Zadałem już pytanie o całość, a co było najlepszym momentem dzisiejszego koncertu? - przystawił mikrofon do ust Josha, który po krótkiej chwili ciszy, odpowiedział:

- Emm , kiedy wchodziłem na wysepkę z perkusją i w tłumie dostrzegłem tą dziewczynę. Wydawała się być całkowicie zatracona w muzyce. Jakby była w moim umyśle. To niesamowite, jak muzyka może oddziaływać na człowieka...
Wydawało mi się... wydawało mi się, że ja i ona jesteśmy jednością. Nigdy jeszcze nie była tak blisko.
Przez tłum, krzyknąłem "KIM JESTEŚ?!" a ona odkrzyknęła - Josh odwrócił wzrok mężczyzny i popatrzył prosto w kamerę - odkrzyknęła "NICOLE!"

I wtedy, wtedy poczułem się naprawdę w o l n y.

Nicole momentalnie wyskoczyła z łóżka i pognała do łazienki, jej oczy zamglone i przeszłe krwią. Uderzyła głową o muszlę toalety, kiedy zaczęła wymiotować, kawałki krwi w jej wymiotach.

W głowie szumiało jej echo diabelskiej kakofonii.

"BIJ MOCNIEJ"

"KIM TY JESTEŚ?!"

"W O L N Y"

"JESTEM W O L N Y"

***

Nicole odchyliła się  od toalety i  odetchnęła.

Josh.

Josh Dun.

Osłupiała i przerażona do szpiku kości dziewczyna obserwowała, jak Bezimienny powoli wyłania z mroku swoją zamglona twarz.

Josh.

Blurryface.

Ale czy to w ogóle możliwe?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top