𝐅𝐥𝐨𝐰𝐞𝐫𝐬 𝐟𝐨𝐫 𝐒𝐤𝐲


- Rose, Rose, Rose.

Dziewczyna odwróciła się w stronę głosu i od razu rozpoznała znajomą czuprynę.

- Wow, to znowu ty? Nie brakło Ci jeszcze kasy na te bukiety? - niestety, ale blondynka nie była dziś w humorze. Od samego rana nic nie szło po jej myśli. Tak zwana 'złośliwość rzeczy martwych', a jak wiadomo, dziewczyna miała dość słabe nerwy.

- Jak zwykle przesympatyczna. - Cameron nie pozostawał jej dłużny i szybko odbił piłeczkę. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.

- Kolejne kwiaty dla kolejnej naiwnej? - dziewczyna nie panowała nad tym co mówi. Miała trochę za złe, że Cameron postępował z kobietami w taki, a nie inny sposób.

- Ta. - odparł brunet, wyczuwając aluzję. Wiedział jak to może wyglądać, ale tak naprawdę był inny. Nie chodziło o to, że bawił się dziewczynami. A skąd. On po prostu szukał drugiej połówki. - To ostatnia. - rzekł po cichu, jakby bardziej sam do siebie.

Dziewczyna spojrzała na niego zza biurka. Zauważyła, że jego dobry humor też gdzieś się ulotnił. Wpatrywała się w jego twarz, nie dowierzając temu co właśnie usłyszała. Czyżby słuch zawodził ją już w tak młodym wieku?

- Jak... Jak to? - spytała podejrzliwie, przez co brunet nieco się spiął.

- Tak to. - wzruszył ramionami. - Eh, ponoć mówią, że miłość można znaleźć w każdym kącie. - prychnął. - Najwidoczniej moje życie jest okręgiem. - zaśmiał się bez krzty radości, za to pełen goryczy.

Dziewczyna uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Zrobiło jej się naprawdę żal młodego mężczyzny, który bezskutecznie próbował znaleźć miłość. Co prawda lubiła, gdy przychodził do kwiaciarni, ale życzyła mu, by tym razem się udało. Znalazła najładniejszy bukiet w kwiaciarni i zwróciła się z nim do Camerona.

- Proszę, myślę te będą w sam raz dla...

- Sky. - brunet dokończył za blondynkę.

- Tak, te powinny się nadać. - wręczyła mu przepiękne, różnokolorowe kwiaty. - Powodzenia. - rzekła, na co dostała najpiękniejszy uśmiech, jaki widziała w całym swoim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top