𝐅𝐥𝐨𝐰𝐞𝐫𝐬 𝐟𝐨𝐫 𝐅𝐚𝐦𝐢𝐥𝐲
UWAGA, ROZDZIAŁ DŁUŻSZY OD POZOSTAŁYCH.
Od ostatniej wizyty Camerona w kwiaciarence, minęło już ponad półtora miesiąca. Rose była z tego powodu lekko zawiedziona. Z jednej strony cieszyła się, że nie wystawi kolejnej dziewczyny do wiatru, a z drugiej strony, naprawdę go polubiła i chciała w jakiś sposób spędzać z nim czas. Myślała nawet o tym, by nie spróbować się jakoś z nim skontaktować, ale szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy. Wpadła w wir pracy, przez co sama nie miała czasu dla siebie, a co dopiero dla kogoś.
Tego dnia blondynka przyszła do kwiaciarni naprawdę wcześnie. Miała do zrobienia bukiet, który musiał być gotowy już dziś, przed południem. Udała się na zaplecze i nie pozwoliła sobie, by poniosła ją wyobraźnia, jak to często bywało. Dziewczyna bowiem nie lubiła działać według określonych zasad. Uważała, że są one przereklamowane. Zabrała się za pracę, która już po chwili całkiem ją pochłonęła. Rose starała się wykonać zadanie najlepiej jak potrafi, ale też najszybciej jak potrafi, ponieważ liczyła dziś na wolne popołudnie.
Gdy tylko skończyła pracę, odetchnęła z ulgą i zadzwoniła do klienta powiedzieć mu, że jego zamówienie jest gotowe i może je odebrać. Ostatni raz popatrzyła na swoje dzieło z aprobatą, po czym zrobiła sobie kawę. Nie spała całą noc rozmawiając z koleżanką przez telefon i tylko solidna dawka kofeiny, mogła jej teraz dodać energii. W pewnym momencie usłyszała ciche "dzyń" zwiastujące przyjście jakiegoś klienta. Kwiaciarnię aktualnie obsługiwała Jessica, więc dziewczyna nie musiała się martwić o niedopitą kawę. Szybko opróżniła naczynie, w którym znajdował się czarny płyn i ruszyła w stronę wyjścia z zaplecza, by pomoc koleżance z pracy. Uważała, że skoro już tu się znajduje, to nie będzie siedziała bezczynnie.
~✿~
Cameron był w opłakanym stanie emocjonalnym. Dosłownie. Normalnie cieszyłby się z wizyty w kwiaciarni, ale nie w takich okolicznościach, co dziś. Wszedł do lokum i wolnym krokiem podszedł do lady, za którą stała Jessica. Już na sam jej widok poczuł nieprzyjemne ciarki obrzydzenia, nie schlebiała mu postawa, którą sobą reprezentowała. Spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem, dając do zrozumienia, że ten swój przesłodzony uśmieszek może sobie zetrzeć.
- W czym ci pomóc? - Jessica spytała, lekko urażona jego postawą.
- Mam kwiaty do odebrania. - powiedział, tak jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- No tak, zaraz przyniosę z zaplecza. - stwierdziła i ruszyła w kierunku wcześniej wymienionego miejsca.
W drodze spotkała Rose, która właśnie wychodziła z pomieszczenia. Blondynka spojrzała ze zdziwieniem na współpracowniczkę, na co w odpowiedzi dostała tylko głośne prychnięcie. Zdezorientowana ruszyła w stronę kasy, a gdy zauważyła znaną już czuprynę, wszystko stało się dla niej jasne. Jej spojrzenie spotkało się z czekoladowymi tęczówkami Camerona. Przez moment patrzyli sobie prosto w oczy, po czym chłopak nagle odwrócił wzrok. Dziewczyna od razu wyczuła, że coś jest nie tak, jednak nie miała nawet szansy zapytać go, co jest powodem jego dość dziwnego zachowania, bo tuż przy ladzie znalazła się Jessica. Położyła na meblu kwiaty, ówcześniej przygotowane przez właścicielkę kwiaciarenki. Rose długo nie zajęło połączenie faktów, a tuż po tym, rozdziawiła buzię w szoku i spojrzała ze współczuciem na Camerona. Jego strój, czyli czarny, dobrze dopasowany garnitur i wstążka z napisem "kochanym rodzicom" przy kwiatach, od razu wskazywały na to, że chłopak wybiera się na pogrzeb. Pogrzeb własnych rodziców.
Cameron po dłuższej chwili przemógł swoją wewnętrzną słabość i spojrzał prosto w oczy blondynki, a ta mogła ujrzeć w nich litry przelewającego się bólu. Strasznie mu współczuła. Sama pewnie byłaby zdruzgotana. W tym momencie znikła gdzieś ta i tak nikła złość na chłopaka, nie liczyła się nawet obserwująca ich Jessica. Rose wyszła zza lady i wtuliła się w chłopaka. Ten mimo lekkiego zdziwienia, praktycznie od razu oddał uścisk, a po jego policzku spłynęła pojedyńcza łza. Trwali tak przez chwilę, dopóki znaczne chrząknięcie współpracowniczki Rose nie zmusiło ich do oddalenia się od siebie.
- Chcesz porozmawiać? - szepnęła cicho, ścierając łzę z jego policzka. Brunet patrzył jej prosto w oczy. W pewnym sensie uspokajało go to. Wiedział, że dziewczyna ma wielkie serce, ale nie wiedział, czy potrafi rozmawiać o tym co się stało.
- Nie wiem czy dam radę. - odpowiedział zgodnie z prawdą, załamującym się głosem. Jessica mając dość tej całej szopki, zniknęła na zapleczu dając im trochę swobody.
- Rozumiem. - odrzekła. - Ale mimo to wiedz, że jestem z tobą. Zawsze cię wysłucham i pomogę, jeśli tylko będę mogła. - posłała mu pokrzepiający uśmiech. Cameron zamyślił się na chwilę.
- W sumie jest jedna rzecz, którą mogłabyś dla mnie zrobić... - powiedział nieśmiało. Nie był pewien czy to będzie odpowiednia prośba, jak na ten moment. Wahał się z dokończeniem zdania.
- Powiedz co. Zrobię wszystko, serio. Byle zobaczyć uśmiech na tej twarzy. - zaooponowała blondynka. - Wyduś to z siebie. - uśmiechnęła się słabo.
- Okej... Pójdziesz ze mną na pogrzeb? Wiem, że to głupie, by cię o to prosić, ale naprawdę potrzebuję kogoś, kto wesprze. Nie chcę być teraz sam. Z rodziną mam złe kontakty, a znajomi... szkoda gadać. - odpowiedział. Dziewczynie zrobiło się go jeszcze bardziej żal.
- Jasne, że pójdę. - odpowiedziała prawie natychmiast. Nie była pewna czy to, aby na pewno dobry pomysł, ale dla tego chłopaka była w stanie to zrobić. Nie wiadomo kiedy, ale skradł jej zaufanie. Dziewczyna znowu przytuliła się do młodego mężczyzny, czując przy tym niesamowity zapach jego perfum. - Nie będziesz sam.
- Dziękuję. - wyszeptał tuż przy jej uchu i wzmocnił uścisk. - Dziękuję...
~✿~
Ceremonia pogrzebowa zaczęła się jakieś dwie godziny później. Po wniesieniu trumien z ciałami rodziców Camerona i po mszy pożegnalnej, przyszła pora na kilka dobrych słów o zmarłych. W obecnym momencie swoją mowę wygłaszała mama taty Camerona. Rose kątem oka widziała, jak chłopak się spina. Wiele nie myśląc, złapała go za rękę, a ten odwzajemnił gest. Wraz ze skończoną mową starszej pani, poczuła mocniejszy uścisk na dłoni.
- Teraz ja powinienem iść. - powiedział, a Rose tylko spojrzałam na niego pytająco. - Chyba nie dam rady. - powiedział trzęsącym się głosem.
- Dasz. Wierzę w ciebie Cam. Twoi rodzice też. - spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak pokiwał głową, na znak zrozumienia i udał się na wyznaczone miejsce.
Już po chwili mogła słyszeć jego łamiący się głos, roznoszący się po sali. Wszyscy zebrani zamilkli i z uwagą słuchali pięknych słów Camerona. Nie minęło wiele czasu, a z jego oczu zaczęły płynąć niekontrolowane strugi łez, lecz nikt się tym nie przejmował. Wszyscy, łącznie z blondynkom, byli zachipnotyzowani jego głosem. Mówił niczym poeta. Gołym okiem było widać, iż słowa, które wypowiadał, płynęły prosto z głębi jego serca i wiele kosztowało go, by podzielić się nimi z pozostałymi. Dziewczyna nigdy wcześniej nie słyszała tak pięknych, ale jakże prostych wyrazów, tworzących niezwykłą całość. Sama w pewnym momencie zaczęła ronić łzy, które teraz przelewały się litrami na sali. Rose była pewna jednego. Rodzice Camerona musieli być przewspaniałymi ludźmi...
~✿~
Rose towarzyszyła Cameronowi nawet na stypie. Przez dobre kilka godzin, w wynajętym lokalu, panowała strasznie drętwa atmosfera. Później do gry wkroczył płyn o magicznych właściwościach, zwany potocznie przez pokolenia alkoholem. Niedługo później, wszystkim zrobiło się weselej. Zaczęto wspominać dobre, stare czasy, spędzone wraz z rodzicami chłopaka i śmiechom nie było końca. Niektórzy powracali już do domów, bądź też się do tego szykowali. Jedzenie było przewyborne, chociaż i tak nikt się nim nie przejmował.
Jedynie brunetowi nie udzielał się dobry humor. Znalazł sobie wraz z Rose spokojny kąt, którego nie zamierzał opuszczać. Cały ten czas nieczego nie jadł, ani nie pił, wbrew namową blondynki, która doskonale go rozumiała. Cały dzień starała się być dla niego oparciem. Ani na chwilę go nie opuszczała, nie pozwoliłaby, by czuł się sam.
- Umarli w wypadku samochodowym. - chłopak odezwał się nagle. - Umarli, bo ktoś pijany w trzy dupy, wsiadł do cholernego samochodu. - po jego licach znów płynęła słona ciecz. Na sam ten widok, dziewczynie krajało się serce. Za wszelką cenę pragnęła zabrać od niego ten ból i cierpienie, lecz nie była w stanie. Nie wahając się długo, wstała ze swojego miejsca, znajdującego się narzeciw bruneta, i usiadła na jego kolanach, wtulając się w jego klatkę piersiową. Czuła jak mocno bije mu serce, a to spowodowało tylko większą falę współczucia. - Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - przyciągnął ją bliżej siebie, tak jakby bał się, że ją też może stracić. Dziewczyna pokiwała przecząco głową. - Ten drań uciekł z miejsca zdarzenia, rozumiesz?! - powiedział wiele dobitniej. - Gdyby został i udzielił im pomocy, nadal by żyli. - dziewczyna oniemiała. Nie wierzyła, że ludzie mogą być tak okrutni. To było straszne.
- Mam nadzieję, że karma do niego wróci. - powiedziała szeptem.
- Ja też. - chłopak się z nią zgodził. - Dziękuję. - powiedział chwilę później. - Jesteś naprawdę niesamowita. Nie znam drugiego człowieka, który byłby tak dobry, jak ty. Cały dzień byłaś dla mnie ogromnym wsparciem. Dziękuję, że jesteś przy mnie. - Rose uśmiechnęła się na te słowa i wtuliła mocniej w jego tors.
Reszta wieczoru upłynęła na wspólnej rozmowie i otwieraniu się przed drugą osobą. Rose i Cameron znaleźli ze sobą wspólny język, choć wydawałoby się, że więcej ich dzieliło niż łączyło. Mimo to czuli się bardzo swobodnie we własnym towarzystwie. Na koniec chłopak odwiózł blondynkę pod jej dom. Tuż po wymienieniu numerów telefonów, pożegnała się z nim, pocałunkiem w policzek i wróciła do swojego mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top