I.Co ja tu robię

Głową mnie ćmi, zamknęli mnie w jakich podziemiach.

Czuję się, jakbym zaraz miał padnąć, nie wiem tylko czy na zgon czy na utratę przytomności.

Nie przymyślałem tego, że Mafia może mnie zgarnąć w tym momencie.

Westchnąłem cicho, patrząc dalej na ten worek, który założyli mi na głowę.

Słysząc kroki, moj uśmiech znów zawitał, ciekawe kogo tym razem wypuszczą. Nadstawiłem się na to, by posłuchać tego co dzieje się wokół.

W końcu, ktoś wyłamał kraty, huk był niemiłosierny, lekko drgnąłem a na mojej skórze pojawiła się gęsią skórka.

Usłyszałem po chwili pyskaty głos, z którym mierzyłem się nie raz.

Kiedy ta osoba ściągała worek z mojej głowy, zamknąłem oczy.

Gdy je otworzyłem, nie zaskoczył mnie fakt kto to, a raczej co się stało z kratami od celi.

Pokiwałem energicznie parę razy głową by moje włosy jakoś wyglądały, a nie jak miotła.

"Stwierdzilismy, że jesteś tu bezużyteczny" Rudowłosy powiedział, po czym kontynuował "Nie wykryliśmy u ciebie żadnych poszlak obdarzenia"

Po czym odpiął pasy, które sciaskaly mnie już od prawie tygodnia.

"Czym ty cholera jesteś..." wypuścił myśli na głos.

"Pierwsza rzecz, kimś a nie czymś. Druga rzecz, po prostu człowiekiem, na którego mówią demon" Mój ciężki akcent rozpłyną się po celi.

"Wstawaj, szczurze" Rudowłosy dla bezpieczeństwa sciagnał kapelusz.

Do tej pory byłem posłuszny. Nakahara oddał mi moje rzeczy ze składzika.

Puścili mnie wolno. Wychodząc z kryjówki mafii, zadzwoniłem do Pastora, jak to uszło mi na sucho.

"Masz łeb, Dostoyevski..." westchnał przed wypowiedzeniem mojego nazwiska.

"Wracam do bazy szczurów, przygotuj tę papiery o które prosiłem i moje lekarstwa" zarządałem

"Jak pan karze" po czym urwało połączenie.

Urwało? Dziwne. Szedłem przez las, ale zawsze była tutaj chociaż jedna kreska...

Nie zawracałem sobie Tym głowy, i po prostu włożyłem ręce do kieszeni.

Zauważyłem beżowy płaszcz obok sterty liści.

"Czy to ten Maniak od samobójstwa?" Wyszeptałem, że aż przez moją skórę przeszły ciarki, Podszedłem bliżej do tej sterty liści.

Wiedziałem, gdybym podszedł bliżej... byłoby po mnie. Nagle kula, niczym z pistoletu wystrzeliła może 15 centymetrów od mojej czaszki.

Moje źrenice dawno tak małe nie były.

Zaśmiałem się ironicznie, i złapałem gagatka w stercie liści.

"Ohoho... myślałeś, że będę taki nie podejrzliwy?" Zmierzyłem go wzorkiem patrząc na jego telefon "w pobliżu było aktywne jeszcze jedno urządzenie, dlatego zanikło połączenie"

"Jesteś sprytniejszy niż myślałem szczurze" Osamu wydał z siebie jedynie prychnięcie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top