Bal
Na tym wzgórzu mogli być sami i nikt nie mógł komentować ich znajomości. W końcu kto by popierał przyjaźń jakiegoś zwykłego chłopa i dostojnego księcia? Sami już nie wiedzieli, jak długo się znali. Wciąż są dziećmi, więc po co mieliby przykładać uwagę do czegoś tak nieważnego? Żaden z nich nie lubił przejmować się upływającym czasem.
Jasnowłosy chłopiec okręcił się wokół własnej osi, wprawiając w ruch jego poszarpany i podziurawiony już płaszczyk. Następnie potknął się o właśnie nogi, wydał z siebie pełne zdziwienia ,,Och?" i już chwilę później leżał na miękkiej trawie. Zaniósł się głośnym śmiechem i spojrzał na swojego przyjaciela, który również zaczął się śmiać, trzymając się za brzuch.
– W-wszystko dobrze? – zapytał z uśmiechem, kucając przed niższym chłopcem.
– Głupio się pytasz, Dosiu! Ja jestem niezniszczalny, a byle jaki wiatr czy ziemia mnie nie uszkodzą! – odpowiedział. – Połóż się obok mnie, pooglądamy razem chmury, co ty na to?
– Nikolai, przecież dobrze wiesz, że wtedy pobrudzę ubranie, a później pani Anna będzie zła, pytając się, gdzie byłem!
– Oj no wiem! Biorę za ciebie pełną odpowiedzialność, w końcu jestem od ciebie starszy – oznajmił z dumą, pokazując swoje nieco brudne i dziurawe zęby.
– Ale niższy... – rzekł cicho pod nosem Fyodor, ulegając namowom towarzysza i ostrożnie ulokował się na ziemi.
Chmury powoli płynęły po niebie, zmieniając kształty. Chłopcy co kilka sekund wskazywali na nie palcami i mówili, co dany obłok przedstawia. Uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Gdyby ktoś zapytał młodego Dostoyevsky'ego czy wolałby dalej być następcą tronu, czy chciałby żyć jak reszta mieszkańców, odpowiedź byłaby oczywista. Był już zmęczony tą okropną rutyną, a jedyną ucieczką od niej były potajemne spotkania z osobą, która nie miała z arystokracją praktycznie nic wspólnego.
Nikolai już podczas pierwszego spotkania wiedział, że ciemnowłosy miał królewską krew (w końcu jego strój w żadnym stopniu nie przypominał tego innych osób), ale nie interesował go ani trochę czyjś status społeczny. Dalej się zastanawiał, dlaczego inni zwracają na to uwagę. Po prostu rówieśnik wyglądał na zmęczonego i samotnego, więc od razu, gdy opiekunka chłopca na chwilę go opuściła, postanowił podejść i spróbować go rozśmieszyć. Oczywiście mu się udało i od tamtej chwili książę zaczął wymykać się z zamku.
– Kim chciałbyś zostać w przyszłości? – zapytał fioletowooki, przewracając się na lewy bok i spoglądając w jasne oczy Nikolaia.
Jego oczy to kolejna cecha, którą wprost uwielbiał. Prawa tęczówka była jasnozielona. Zielona jak młoda trawa wiosną, liście na owocowych drzewach. Lewa natomiast miała złotą barwę. Za pierwszym razem myślał, że to oko jest sztuczne, ale się mylił.
Gogol błyskawicznie podniósł się do siadu.
– Szpiegiem! Będę śledził podejrzanych i złych ludzi i zbierał ciekawe informacje na ich temat, żeby ich kłamstwa i okropne czyny wyszły na jaw.
– To dość ciekawy plan, będę trzymać kciuki, aby ci się udało! – Usiadł naprzeciw niego i złapał chłopca za prawą dłoń. Nieważne, jakie cele i marzenia ma jasnooki, zawsze będzie go wspierał. – Teraz wybacz, ale muszę już wracać. Niedługo powinienem mieć lekcje tańca – dodał, wzdychając.
– Uczą cię tam tańczyć? Ale super! Mogę ci zadać jedno pytanie?
– Nie lubię tego robić. Nogi mnie bolą, a i tak wolę czytać książki i się z tobą bawić. O co chodzi?
– Zatańczymy kiedyś razem?
– Z tobą oczywiście. Przysięgam, że kiedyś razem zatańczymy.
Posłali sobie szczere uśmiechy i rozstali się, już rozmyślając nad tym, co będą robić podczas następnego spotkania.
Osiem lat później
Dwudziestojednoletni Fyodor poprawił się na siedzeniu bryczki i rozpiął przy szyi złoty guzik fioletowej kamizelki, ale pani Anna od razu go zapięła, na co mruknął niezadowolony. To zdecydowanie był jeden z najbardziej niewygodnych strojów, jakie było mu dane nosić. Ciemne buty wydawały się być za małe, szarawe spodnie również go uciskały, a górna część ubioru po prostu mu się nie podobała. Jednakże Ivan Goncharov, który organizował bal, wymagał odpowiedniego „pasującego" ubrania.
– Mówiłem już, że moja obecność na tym przyjęciu jest zbędna – zaczął, zwracając się do służki.
– Nie wypadało odmówić, a na dodatek pozna panicz córkę pana Goncharova! – odrzekła uradowana.
Tylko sam Fyodor wiedział, że w jego sercu od dawna miejsce ma Nikolai Gogol, którego ostatni raz widział dobre kilka lat temu. Dotąd nie znał przyczyny opuszczenia go. O uczuciu uświadomił sobie zaraz po zniknięciu przyjaciela. Ale mieli tylko po jedenaście, dwanaście lat. Czy można to było nazwać miłością? Nie. Jak już to zauroczeniem, choć to i tak nie to. Była między nimi więź, którą rozumieli tylko oni.
Po kilku minutach rozmyśleń konie stanęły przed rezydencją Ivana Goncharova i książę wszedł na salę balową.
W tym samym czasie Gogol starał się utrzymać swoje nerwy na wodzy i nie rozpruć nożem ciasnego gorsetu, miażdżącego jego organy. Na pewnym balu miał bowiem pojawić się niejaki Alexander Pushkin, a Nikolai miał za zadanie wydobyć z niego kilka informacji, które następnie miał przekazać swojej szefowej.
Przez jasne szpilki chodził powoli i ostrożnie. Pani Mishima powiedziała, że jeżeli Gogol będzie wyglądać jak kobieta, z łatwością uwiedzie Pushkina, zdobędzie dowody na jego winy i w końcu go złapie.
Pani Mishima ostatni raz poprawiła mu makijaż i ułożyła włosy, popychając go w stronę wejścia.
– Jesteś piękną kobietą, Gogol. Idź tam, pogadaj z tym człowiekiem i wyjdź – powiedziała koleżanka mężczyzny.
– Przez słowo „pogadaj" masz pewnie na myśli zaciągnięcie do jakiegoś pustego pokoju, przyłożenie noża do gardła i zmuszenie do gadania. – Przewrócił oczami z lekkim uśmiechem.
– Jak ty mnie dobrze znasz. Tak czy siak, powodzenia. – Kobieta poklepała towarzysza po ramieniu i wróciła do powozu, mówiąc coś do woźnicy.
I szarowłosy został sam, na balu dla szlachty pośród obcych ludzi.
Gdyby ktoś określił salę balową jako dużą, byłoby to ogromnym niedopowiedzeniem. Chyba nigdy nie widział aż tylu osób w jednym miejscu. Pomieszczenie wypełnione było obfitymi stołami z jedzeniem, delikatną muzyką klasyczną i oczywiście poważnymi, sztucznie szczerymi szlachcicami. Gogol nigdy nie traktował arystokracji poważnie. Zwykli ludzie, którzy mają zbyt dużo pieniędzy i wielkie mniemanie o sobie. Starał się tak myśleć o wszystkich, jednakże wtedy przed oczami stawał mu jego przyjaciel Fyodor. Lecz skąd mógł wiedzieć, że przez te osiem lat w ogóle się nie zmieni?
Obawiał się ponownego spotkania, dlatego wziął ze sobą wzorzysty wachlarz, łudząc się, że w ten sposób nie zostanie rozpoznany. Stanąwszy przy ścianie, począł rozglądać się po pokoju, poszukując twarzy, którą widział na zdjęciu podczas wysłuchiwania celu misji.
Miał być ciągle skupiony, ale spojrzał na dania przyrządzone przez najlepszych kucharzy. Wśród tych wszystkich pachnących i smakowitych potraw obecne były uwielbiane przez Nikolaia pirozhki. Stanął przy stole tak szybko, jak dalece pozwalały mu kremowe szpilki, odgarnął z twarzy rozpuszczone włosy i gdy jedną ręką trzymał wachlarz, drugą pakował do ust jedzenie bogów.
Nie myślał już o tym, że ktoś od początku go obserwował.
Najmłodszy Dostoyevsky bowiem, gdy zobaczył te długie włosy opadające na plecy i ramiona, rozpoznał swojego najlepszego przyjaciela. A gdy ujrzał widok praktycznie wciąganych pirozhków, momentalnie upewnił się w swoich przekonaniach. Od jednego z pierwszych ich spotkań wiedział, jak bardzo chłopak z heterochromią wielbił te ciasta i tylko on mógł tak zareagować na ich widok.
Z chytrym uśmiechem ruszył w stronę mężczyzny w sukni.
– Witam panią. Chciałbym zapytać... czy zaszczycisz mnie tańcem? – Ukłonił się i wystawił rękę w jego stronę. Miał ochotę zakryć usta ze śmiechu, gdy zobaczył szok malujący się na licu „wybranki".
Nikolai nie mógł przełknąć jedzenia, a jak na złość w pobliżu nie stała choćby jedna szklanka wody. Miał zamiar jak najszybciej ulotnić się z sali i zostawić Fyodora, ale zahaczył o coś brzegiem sukni, przez co prawie upadł na wypolerowaną podłogę. Prawie, gdyż szybko został złapany przez zręczne dłonie, a wybawca prędko się nad nim nachylił, odgarniając srebrne kosmyki. Gogol starał się zakryć wachlarzem i zaczerwienione policzki, i charakterystyczne tęczówki. Do jego uszu dotarł łagodny śmiech.
– Nie trzeba się tak denerwować. Jeżeli nie umiesz tańczyć, nauczę cię – mruknął.
Przeklęty, kuszący demon – tylko tymi słowami jasnooki mógł obecnie opisać Dostoyevsky'ego.
Książę powoli złapał wachlarz i odłożył go na bok, a spanikowany mężczyzna praktycznie wyrwał kelnerowi pustą tacę, by ponownie się zakryć ku rozbawieniu przyjaciela.
Rosyjski szlachcic pociągnął go za dłoń i podniósł do pionu. Chciał się znowu odezwać, ale długowłosy nareszcie zobaczył Pushkina po drugiej stronie pomieszczenia.
Od razu wyminął fiołkowookiego, wypuszczając z rąk tacę i zaczął przeciskać się między utworzonymi parami i grupami, nie zwracając uwagi na niegrzeczne komentarze.
– Ach! Wszędzie pana szukałam! Me imię to Maria, czy mogłabym z panem spędzić trochę czasu? – zapytał wyuczoną formułką, starając się jak najbardziej udawać żeński głos. Złapał mężczyznę w surducie za ramię, przymilając się do niego.
Czuł przez to niesamowite obrzydzenie. Nie musiał podejmować się tej roboty, lecz na myśl, że mógłby ponownie porozmawiać ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, starał się ignorować tamto uczucie. Nie sądził, że ze stresu zapomni wtedy własnego języka.
– Jak mógłbym odmówić tak pięknej i ułożonej damie? – Alexander zmrużył oczy i zjechał go wzrokiem od góry do dołu.
– A czy możemy iść w ustronniejsze miejsce? Wie pan, nie przepadam za takimi tłumami, jakie są tutaj – szepnął frywolnie.
– Oczywiście, Ivan jest moim dobrym kolegą, dlatego też powiedział mi, że mogę skorzystać z jednego z wielu pokojów. Może moglibyśmy tam pójść?
Ukrainiec tylko skinął głową i poszli pod ramię do wspomnianego miejsca przez kręte korytarze. Wkrótce znaleźli się w pomieszczeniu. Ciemne ściany, brak okien i ogromne łoże na środku, inaczej nie można było tego opisać.
Od razu po zamknięciu drzwi Nikolai sięgnął po nóż przywiązany paskiem do jego uda. Chciał mieć to za sobą, wszakże miał coś jeszcze do zrobienia. Przycisnął mężczyznę do ściany, a sztylet przyłożył mu do gardła, jak nakazała mu Mishima.
– Alexander Siergiejewicz Pushkin, trzydzieści lat. Z tego, co wiem, zabija pan arystokratów, czyż nie? Czy mógłbym wiedzieć, kto jest pańskim celem na dzisiejszy wieczór? – zapytał spokojnie.
Facet drżał i milczał, co nieco zirytowało Nikolaia. Na szczęście zrozumiał, w jakiej jest sytuacji.
– Fyodor Dostoyevsky! To on jest celem! Puść mnie natychmiast! – Krzyczał i krzyczał, zdzierając sobie gardło. Był taki przerażony myślą, że mógłby zostać zabity...
Ludzie to do siebie mają. Ranią, ale sami nie chcą zostać zranieni. Oszukują, ale nie chcą zostać oszukani. Niby wszyscy się różnią, ale wiele rzeczy ich łączy.
Gogol ścisnął nóż w dłoni po usłyszeniu znajomego nazwiska.
– Dobrze więc, dziękuję za współpracę. Później do ciebie wrócę, a do tej pory trochę tu zostaniesz. – W jego drugiej ręce znalazła się strzykawka, którą szybko wbił w szyję Pushkina.
Otyłe ciało upadło na stary, blady dywan. Długowłosy natomiast wyciągnął z kieszeni spodni nieprzytomnego człowieka klucz, by zamknąć pokój i jakby nigdy nic wrócić na salę balową, gdzie czekali już inni poddani Mishimy Yukio.
Tuż przy drzwiach stało troje mężczyzn w czarnych, oficjalnych surdutach i ciemnych okularach.
– Leży w pokoju z numerem dwadzieścia sześć. Zabierzcie go, niech nikt was nie zauważy – powiedział poważnym głosem, podając jednemu z nich klucz.
Potarł skronie i postanowił poszukać Fyodora. Pushkin zwykle działał sam, pomimo wielu znajomości. Nie miał pewności, że nikogo tym razem nie wynajął. Gogol zabrał jakiejś losowej kobiecie kapelusz z kratką i zaczął iść wzdłuż ścian, gdy poczuł delikatny dotyk na ramieniu. Książę znalazł się sam.
– Dlaczego uciekłaś? Wszędzie cię szukałem! – Wyraźnie zaakcentował żeńską końcówkę.
Oboje już wiedzieli, że ukrywanie swojej tożsamości przez Gogola jest bezcelowe, ale żaden nie pomyślał o zaprzestaniu udawania. Po tym kilkuletnim rozstaniu raczej cieszyli się, że ponownie mogą bawić się w odgrywanie ról.
– Wybacz, musiałam zrobić coś ważnego, ale już skończyłam. Chciał książę ze mną zatańczyć, czyż nie? Jednakże obawiam się, że nie umiem tego robić, więc niech książę zbyt wiele ode mnie nie oczekuje – powiedział przesłodzonym głosem.
– Proszę mówić do mnie po imieniu. Nazywam się Fyodor Dostoyevsky.
Mężczyzna z heterochromią skinął głową i tak jak Pushkinowi, przedstawił się jako Maria.
Muzyka zmieniła się, a Nikolai spróbował przypomnieć sobie tytuł utworu.
Johann Strauss II – Voices of Spring
– Możemy zatańczyć do tego.
– M-może jednak nie? – Gogol zbladł. – Naprawdę, nie sądzę, że ten taniec to dobry pomysł... Ty ćwiczyłeś od lat, a ja mam dwie lewe nogi i nie zasługuję na to, by z tobą zatańczyć.
Jednakże Fyodora oczywiście to nie interesowało. Pociągnął długowłosego na parkiet i zaczął mu dawać drobne instrukcje odnośnie do kroków i ruchów dłoni.
– Wyglądasz na dobrą obserwatorkę. Spójrz na inne pary i rób to, co one.
„Gdyby to było jeszcze takie proste – pomyślał zestresowany".
Zaczęli w rytm muzyki lawirować pomiędzy innymi, a przynajmniej chcieli, aby tak było. W rzeczywistości tańczyli w drobnym opóźnieniu, a Nikolai co chwilę deptał po stopach partnera. Szlachcic z trudem ukrywał grymasy bólu, szpilki naprawdę bolały. Aczkolwiek jego nogi nie były jakimś wielkim priorytetem, był nim jego przyjaciel. Z każdą kolejną minutą walca wyższy mężczyzna coraz bardziej się rozluźniał i jego ruchy stawały się płynniejsze, chociaż wciąż nadeptywał na palce Dostoyevsky'ego, a nawet uderzył go dłonią w twarz. Jakże musiało to zabawnie wyglądać, zwłaszcza z powodu ich różnicy wzrostu! Nie dość, że Gogol był sam w sobie wyższy od bruneta o kilka centymetrów, to przez buty na obcasie już zupełnie go przewyższał.
Gdy myśleli, że jest już znacznie lepiej, przyzwyczaili się do swoich ruchów i zsynchronizowali się, wpadli na drugą parę szlachecką.
– Przepraszam! Nie zauważyłam państwa – powiedziała kobieta, posyłając mężczyznom niewinny uśmiech, ale gdy spojrzała na nakrycie głowy Gogola, wyraz twarzy diametralnie jej się zmienił. – To mój kapelusz! To ona mi go ukradła! – zbulwersowała się, a facet stojący obok starał się ją uspokoić.
Szlachcianka zerwała z głowy szarowłosego wspomnianą rzecz i z prychnięciem spojrzała na niego z wyższością, jakby była najważniejszą osobą na świecie, nie, we wszechświecie.
Muzyka ucichła, arystokraci przestali tańczyć, chwilę później utwór się zmienił.
– Och, Fyodorze, tutaj jesteś! Widzę, że poznałeś córkę pana Goncharova! – krzyknął uradowany jegomość w podeszłym wieku.
Kobiecina bowiem w rzeczywistości była tylko o rok młodsza od księcia. Postarzał ją nieznacznie staranny makijaż, idealnie ułożona fryzura, jak i strasznie wyniosły ton.
„Niestety – pomyślał ciemnooki".
– Jak widać. Niefortunnie zderzyliśmy się podczas walca, a moja partnerka została oskarżona o kradzież – oznajmił grzecznie, ukrywając gniew.
– Nie spodziewałem się, synu, że kiedykolwiek zatańczysz z własnej woli z jakąś nieznajomą. Zwłaszcza, iż przyjechałeś tu z taką niechęcią.
– No widzisz, ojcze. Ta panna wprost wkradła się do mojego serca i nie sądzę, że w najbliższym czasie z niego wyjdzie. A teraz proszę o wybaczenie, zechciałbym pospacerować z nią po ogrodzie.
Zakończywszy rozmowę, złapał Gogola za prawą dłoń i wyprowadził go z sali, a wkrótce i z całego budynku. Wyższy mężczyzna wyprzedził go, puszczając jego rękę. Ściągnął z obolałych stóp niewygodne buty na obcasie i jak najmocniej rzucił je przez barierkę mostu do rzeki. Nożem rozciął duszący gorset i tym samym bok sukienki. Próbował rozmyć makijaż, odsłaniając bliznę na lewym oku. Włosy niedbale związał i przerzucił na lewą stronę, opierając się o most, ciężko wzdychając.
Po krótkiej chwili poczuł ręce Fyodora, oplatające go w talii i ciało przywarte ciasno do jego.
– Od kiedy wiedziałeś?
– Od początku, a gdy zacząłeś się opychać pirozhkami, upewniłem się, że to ty. Jak śmiałeś mnie zostawić na tak długi czas? Pozwoliłem ci na opuszczenie mnie? Dlaczego to zrobiłeś? Mam cię związać i zamknąć w lochach, żebyś tym razem nie uciekł? – pytał łamiącym się głosem, coraz mocniej go ściskając.
– Przepraszam, Dosiu... Naprawdę przepraszam... Nie sądziłem, że zostanę sprzedany następnemu arystokracie na drugim końcu świata. Nie chciałem cię opuszczać, nigdy nawet o tym nie pomyślałem.
Nikolai odwrócił się w stronę swojej miłości i spojrzał w jej zaszklone oczy.
– A ta blizna? Kto cię skrzywdził? – Dostoyevsky sięgnął palcami do wspomnianej rany i potarł ją leciutko opuszką, jakby bał się, że może sprawić mu ogromny ból. Młodzieniec natomiast przymilił się mocno do ciepłej dłoni, chcąc poczuć bardziej jego dotyk.
– To nic wielkiego, po prostu raz sprzeciwiłem się tamtemu nowemu właścicielowi. Nie był najlepszym człowiekiem chodzącym po Ziemi.
Zobaczywszy pogłębiający się smutek na twarzy kruczowłosego, bardziej się do niego przybliżył i wkrótce zaczęli pocierać się noskami. Ten gest według nich oznaczał „Stęskniłem się i cieszę się, że cię widzę”. Za każdym razem, gdy to robili, byli ze wstydu czerwieni jak diabli i zawsze zaczynali się głośno śmiać z widoku jakże wielkich rumieńców drugiej osoby.
Po zaprzestaniu tej czynności Dostoyevsky wtulił się w przeciwną klatkę piersiową. Jak bardzo tęsknił za tym ciepłem! Przy nim czuł się bezpieczniej niż przy straży królewskiej. Gogol odwrócił wzrok jak zawsze, gdy z jakiegoś powodu się speszył.
Fyodora zawsze rozczulało zachowanie Nikolaia. Był nieco dziecinny, to fakt, ale dzięki temu lekkoduchowi właśnie mógł zapomnieć, kim naprawdę był. Miał ogromne szczęście, że go poznał.
– Przepraszam za to, że tak deptałem ci po stopach.
– Obiecałem ci przecież, że kiedyś zatańczymy, pamiętasz? To było osiem lat temu, krótko przed tym, jak zostałem sam. – Odsunął się na krótką odległość i splótł ich ręce, podnosząc je na wysokość ich serc. – Mamy dużo czasu, chodźmy się położyć tam na trawie. Pooglądamy gwiazdy tak, jak kiedyś.
– Nie pobrudzisz ubrania?
– Niech piekło pochłonie ten strój, niewygodny jest, wart spalenia.
– Takie słowa księciu nie przystoją! Jak książę może się tak odzywać! – powiedział teatralnie, ale dał się poprowadzić na drugą stronę ogrodu, gdzie nikt nie mógł ich przyłapać.
Niebo było – ku szczęściu naszej dwójki – bezchmurne. W tym duecie to Gogol znaczniej interesował się astronomią. Sam nadawał imiona gwiazdom i co noc z nimi rozmawiał, wykończony ciężką pracą od samego rana. Kiedyś Fyodor dowiedział się, że chłopiec z heterochromią nie umie czytać, toteż na następnych spotkaniach przynosił przeróżne książki i podręczniki i uczył go wszystkiego, naśladując swoich nauczycieli.
Nikolai nie przestawał mu dziękować. Ze łzami w oczach kładł się przed nim, mówiąc, że nie zasługuje na aż takie dobro, zawstydzając swego mentora. Takie zachowanie nie było aż tak zadziwiające. Ukrainiec był traktowany jak zwykły chłop, którym niestety był, jak niekochane popychadło. Dopiero fiołkowooki wyjaśnił mu, czym jest miłość i sam zaczął go nią darzyć.
– Jak nazywał się ten gwiazdozbiór? – zapytał niższy młodzieniec, wiedząc, że od razu dostanie poprawną odpowiedź.
– Chodzi ci o Wielki Wóz? To nie gwiazdozbiór, a asteryzm. Jest częścią gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, nie wiedziałeś tego? Byłem pewny, że wiesz, ale nie przejmuj się tym. Wielu osobom się to myli! Imiona tych gwizd to Dubhe, Merak, Phecda, Megrez, Alioth, Mizar i Alkaid! Nie podobają mi się, więc nazwałem je po swojemu, ale nie mogę ci ich wyjawić.
Nikolai mówił o kosmosie z taką pasją, że każdy, kto by usłyszał jego słowa, miałby ochotę rzucić wszystko i polecieć na księżyc. Gdziekolwiek, byleby nie być tutaj, na Ziemi! Książę już rozumiał fascynację astronomią swego najbliższego przyjaciela. Najbliższy przyjaciel! Cóż to za karygodne niedopowiedzenie!
Ciemnowłosy spojrzawszy krótko na Gogola, wrócił wzrokiem do rozgwieżdżonego nieba. Jak małą część wszechświata widział w tej chwili? Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiał – nad światem, który go otacza, a tym bardziej nad kosmosem i jego wielkością. Nie interesowały go gwiazdy, deszcze, ludzie, szczęście. Czy to mogło być przez życie, którym żył bez chłopca z dwukolorowymi tęczówkami?
– Powiedziałeś swojemu ojcu, że wkradłem się do twojego serca. Co miałeś na myśli, mówiąc to? – zmienił temat srebrnowłosy, przerywając tym samym przemyślenia Fyodora.
– Dokładnie to, co powiedziałem. – Wstał z trawy, pozostawiając zszokowanego młodzieńca na ziemi.
– C-czekaj!
Chłopak dopadł do księcia, łapiąc go za ramię, a ten złożył mu szybki pocałunek na policzku i prowadząc go, szedł dalej w stronę wejścia do domostwa.
– Muszę już wracać. Ojciec będzie się martwił.
– Co teraz z nami będzie? Dosiu, powiedz mi. Ja nie chcę znowu żyć bez ciebie!
Dostoyevsky stanął w miejscu, przy krzaku czerwonych róż.
– Hmm? Jeżeli pogadam z ojcem, jest w stanie zgodzić się na to, abyś zamieszkał razem ze mną w zamku. Powinien zrozumieć, dlaczego byłeś przebrany za kobietę i co nas łączy. Jesteśmy już dorośli, czyż nie?
Szlachcic wypowiedział te słowa z tak wielką lekkością, że wydawało się, iż kpi i stroi sobie żarty z biednego chłopa. Stali przy wonnych kwiatach, trzymając splecione palce i patrząc w oczy drugiej osoby. Jedne lekko przymrużone w kolorze wiosennych fiołków, drugie zszokowane w dwóch różnych kolorach – złotym i zielonym.
– Oczywiście, jeśli chcesz... W końcu nareszcie zostałeś tym wymarzonym szpiegiem, nie? Czy mógłbyś porozmawiać ze swoim szefem?
Jasnowłosy już drugi raz tego wieczoru nie mógł wydusić z siebie słowa. Czy on mówił poważnie? Przecież on nie był godny zamieszkania takiego miejsca, wszakże był tylko człowiekiem z chłopskiej rodziny! Nawet w rezydencji Ivana Goncharova czuł niewyobrażalny wstyd. Z panią Mishimą mógł porozmawiać, od dawna znała jego sytuację i postać Fyodora. Nie byłaby w żadnym stopniu zła czy zawiedziona.
– Chciałbym to przemyśleć, ale pewnie nie mam zbyt wiele czasu.
– Bal będzie trwał prawdopodobnie aż do rana. Jeszcze kilka godzin.
Ciemnowłosy zerwał kwiat róży i wplótł we włosy Nikolaia. Przez krótki czas stali w bezruchu. Teraz nawet na krótką chwilę nie chcieli się rozdzielać. Nie po tym, jak spotkali się po kilkuletniej rozłące.
– Teraz nie mogę wrócić na salę balową, sam widzisz, w jakim jestem stanie.
Miał rację. Rozerwana suknia, brak obuwia, zniszczone włosy i wszechobecny brud – coś takiego raczej nie jest tolerowane wśród arystokracji.
– W takim razie spotkajmy się jutro w południe w naszym miejscu, zgoda?
Promienisty uśmiech zagościł na twarzy chłopaka. Już jutro wszystko się okaże! Czy będzie mógł żyć u boku księcia? Będzie mu odpowiadać nawet rola błazna. Dla Fyodora zrobiłby wszystko. A może jednak się nie uda i znów będą skazani na życie bez siebie? Żadna negatywna myśl dla niego nie istniała.
Dostoyevsky wtulił się w lekko drżące ciało szpiega i wrócił na Pokaz Fałszywej Dobroci.
Natomiast nasz drugi bohater ruszył do punktu wyjścia, aby złożyć raport pani Yukio i opowiedzieć jej wszystko od początku.
***
Zazwyczaj to Nikolai był tym, który się spóźniał. Jednakże dzisiaj był na umówionym miejscu dobrą godzinę przed czasem. Kręcił się w tę i z powrotem, nie mogąc się uspokoić. Nerwowo poprawiał białą opaskę na prawym oku i przeczesywał palcami końcówkę warkocza.
Spiął się i odwrócił, gdy usłyszał kroki.
– To chyba pierwszy raz, kiedy pojawiłem się na spotkaniu później niż ty – powiedział pogodnie.
Białowłosy momentalnie poczuł spokój. Osoba z takim uśmiechem i tonem głosu nie mogła przynieść złych wieści.
Gogol szeroko rozłożył ręce, zamykając swoją bratnią duszę w niedźwiedzim uścisku.
– Ojciec powiedział, że najpierw musi z tobą porozmawiać. Później zdecyduje co zrobić – rzekł książę po tym, jak w końcu się od siebie oderwali. – Chociaż podejrzewam, że jeszcze dzisiaj zostaniesz kimś w rodzaju mojej opiekunki czy tam ochroniarza – dodał, gestykulując.
– Skoro tak... – zaczął młodzieniec.
Uklęknąwszy na prawym kolanie, złapał w obie dłonie odpowiedniczkę Fyodora. Musnął ją ustami, a następnie puścił ją, układając jedną rękę na miejscu serca.
– Przyrzekam, że będę trwać u twego boku bez względu na wszystko. Nie pozwolę, aby coś ci się stało i aby cokolwiek nas rozdzieliło. Możesz na mnie liczyć, Mój Kochany Książę.
– W to nie wątpię, Mój Cudny Rycerzu.
-------------------------------------------
To ja, widząc ten brak logiki w tym one-shocie:
Ale i tak jestem z tego dumna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top