||4||

HyeMi obudziła się bardzo wcześnie, co ją zdenerwowało, bo nie lubiła w weekendy wstawać o godzinie siódmej. Ponadto - dzisiejszy dzień będzie męczący, a ona spała zaledwie niecałe cztery godziny.

Leniwie podniosła się z łóżka. Zaspana skierowała się do łazienki, w której wczorajszego wieczoru, zostawiła swoje ubrania przygotowane na dziś. Nie było to nic wymyślnego. Hye postawiła na wygodę, ponieważ idzie tam tylko sprzątać. Włożyła na siebie dość przylegające dresy, luźny top i wsunęła, zajechane już, trampki.

Ze stresu nie była w stanie nic przełknąć, dlatego zdecydowała, że zje, gdy wróci. Emocje wtedy opadną, w dodatku będzie zmęczona, więc może zgłodnieje.

Oczyściła swoją twarz, umyła zęby i na szybko machnęła rzęsy, które z natury były całkiem długie.

Jej ruchy były dość mozolne, dlatego też, gdy skończyła się szykować, była już godzina dziewiąta. Dziewczyna zabrała szybko swoją torbę i ruszyła do wyjścia. W żadnym wypadku nie chciała się spóźnić pierwsze dnia, a miała dwie godziny na dotarcie tam.

HyeMi zdecydowała się przejść, bo w taki sposób dotrze na Gangnam znacznie szybciej niż, gdyby miała jechać taksówką, czy czymkolwiek innym.

><

Po ponad godzinnym spacerze i półgodzinnym szukaniu domu pod podanym w SMSie adresem, Hye dotarła do celu.

Stanęła przed wysoką bramą i wypuściła głośno powietrze. Z zewnątrz dom był naprawdę duży, więc co dopiero w środku. Aż strach się bać, pomyślała.

Zadzwoniła do dzwonka, znajdującego się nad klamką od bramki. Stała przez chwilę i czekała aż ktoś jej łaskawie otworzy drzwi, ale to nie nastąpiło. Zadzwoniła jeszcze raz. Nie była osobą cierpliwą zdecydowanie.

Wypchnęła języczkiem lewy policzek. Zawsze tak robiła, gdy coś jej się nie podobało lub nie chciała powiedzieć odrobinę za dużo.

Dziewczyna oparła się zmarnowana o bramkę i czekała na jakieś zbawienie. Usłyszała głośny brzdęk. Bramka się otworzyła, a Hye omal nie zaryła twarzą o chodnik. Gdyby nie fakt, że przyszła tu do pracy, a nie do koleżanki, to właśnie by się na kogoś ostro wydarła.

Duże, ciemne drzwi od domu otworzyły się, a w progu stanęła pani Jeon.

- Dzień dobry. - powiedziała Hye, starając się ukryć swoją złość, spowodowaną jej niedoszłym upadkiem i długim czekaniem.

- Witaj, kochana. Przepraszam Cię, że musiałaś tyle czekać. Miałam do omówienia pewną sprawę z moim synem, dlatego Ci od razu nie otworzyłam. - uśmiechnęła się pani Jeon przepraszająco. Hye odwzajemniła uśmiech.

- Wejdź, Hye. - kobieta odsunęła się, zapraszając osiemnastolatkę do środka. Hye widząc korytarz, wiedziała, że spędzi nad nim przynajmniej godzinę. Nie był duży, ale było w nim dużo ozdóbek, na których wiadomo, że zbiera się kurz.

- Oprowadzę Cię tak na szybko, żebyś mniej więcej wiedziała gdzie co jest i zmykam zrobić jakieś zakupy na obiad. - pani Jeon zaśmiała się. Hye nie mogła uwierzyć, że ta kobieta jest ciągle taka pogodna. Zachowywała się tak, jakby nie miała żadnych zmartwień. Dziewczyna też by tak chciała.

Wchodząc w głąb domu, dziewczyna zbladła. Sama kuchnia, znajdująca się na parterze była ogromna. Naprzeciwko znajdował się salon, który był o połowę większy od kuchni. Nie było w nim na szczęście wiele rzeczy do sprzątania. Obok kuchni była mała łazienka i schody, prowadzące na górę. Kobieta szła przed Hye, opowiadając, co gdzie się znajduje. Pierwsze drzwi na prawo to garderoba. Drzwi po przeciwnej stronie to duża łazienka. Zaraz obok była sypialnia państwa Jeon i pokój gościnny. Po stronie garderoby był pokój syna pracodawców osiemnastolatki. Do każdego pokoju pani Jeon zapraszała Hye, aby mogła zapoznać się z jego wyglądem. Jednakże przy pokoju młodego Jeona jego matka się odezwała.

- Tutaj, moja droga, wejdziesz później. - powiedziała kobieta miłym głosem. - JeongGuk nie wie, że będzie u nas ktoś pracować, a że wcześniej się trochę posprzeczaliśmy, to lepiej, żeby sam Cię tam zaprowadził. Wiesz jak to jest z młodzieżą. Rodzice są źli i się we wszystko wtrącają. - pani Jeon się zaśmiała. Hye zaczęła z kolei rozmyślać ile lat musi mieć JeongGuk. Z tego, co powiedziała jego mama, to wychodzi na to, że ma jakieś, maksymalnie, piętnaście.

Hye nie była problematycznym dzieckiem. Nigdy nie wyzywała swoich rodziców ani nie uważała, że są źli i się we wszystko wtrącają. Był okres, że dużo pyskowała, ale nigdy nie rzucała takimi słowami jak „moja stara" czy „nienawidzę jej". Kochała swoich rodziców. Ojczyma także. Nie rozumiała więc jak inni mogą mówić tak źle o swoich rodziców tylko, dlatego że na przykład nie kupili im tego, czego chcieli lub coś poszło nie po ich myśli.

- No to co, będę się już zbierać na te zakupy. - przerwała na chwilę pani Jeon, spoglądając na zegarek. - Powinnam wrócić za jakieś dwie godziny. No może trochę później, wiesz jak to z kobietami. - zaśmiała się. - Myślę, że tak będzie Ci łatwiej, gdy nikt nie będzie sterczał nad Tobą i patrzył jak pracujesz. To dość niekomfortowe. - skrzywiła się. Gestem ręki pokazała Hye, aby zeszła z nią na dół. Weszły jeszcze raz do małej łazienki.

- Tutaj są ścierki, płyny i co tam będziesz potrzebować. Jakby coś się działo albo czegoś byś nie wiedziała, to zadzwoń do mnie albo idź do JeongGuka, żeby Ci pomógł. Uciekam już. - kobieta szybko włożyła buty, zawiesiła torbę na ramię i wyszła z domu.

Hye stanęła między kuchnią a salonem. Położyła ręce na biodrach i wzięła głęboki wdech. Nawet nie zaczęła sprzątać, a już się zmęczyła.

Ponownie skierowała się do małej łazienki i wzięła ze sobą płyn do szyb z ręcznikiem papierowym. Na korytarzu stał jakiś taboret, więc przysunęła go i weszła ostrożnie, aby umyć spore dwa lustra od równie sporej szafy. Chciała zrobić to bardzo dokładnie. Po pierwsze - skoro jej za to płacą, to powinno być to zrobione porządnie, a po drugie - była pedantką i, gdy już coś robiła, to dokładnie, a nie na odwal.

Po męczarniach związanych z myciem luster i obszernego korytarza, dziewczyna odstawiła taboret na miejsce i poszła wyrzucić zużyte ręczniki do śmietnika. Rzecz w tym, że nie wiedziała gdzie on jest. Stwierdziła, że zajrzy w szafce pod zlewem. Tam one przeważnie się znajdują. Dupa, tu nie było. Rozejrzała się na spokojnie i dostrzegła go na końcu kuchennego zabudowania.

- Ja piernicze. - parsknęła na myśl o swojej głupocie.

HyeMi usiadła na obrotowym krześle od stołu kuchennego. Oparła głowę na swoich dłoniach, wzdychając głośno.

Osiemnastolatka usłyszała ciche trzaśnięcie drzwiami i praktycznie nieme skrzypienie schodów.

- O cholera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top