Rozdział Piąty
Ryyyyyj! Skrzyknąłem do osoby, która otwierała drzwi do szatni. Weszliśmy razem z moją klasą i klasą wilczka. Pobiegłem radosnym krokiem do tornistra, wziąłem szklaną buteleczkę i podszedłem do mojego obiektu westchnień, który siedział naprzeciwko mnie, na ławce, która była oklejona naklejkami z klubem sportowym. Kiedy większość osób już wyszła z szatni wziąłem głęboki wdech. Serce zaczęło bić mi jak młotem, kiedy powolnym krokiem do niego podszedłem. Stanąłem przy nim, kiedy on siedział. Popatrzył się na mnie z dołu. Wyglądał bajecznie z wilgotnymi włosami. Zanim on zaczął mówić odrazu wylałem cześć preparatu na jego słodką twarzyczkę. Od razu wstał i uciekł zmyć ze swojej twarzy nieznaną substancję do pobliskiej toalety. Poszedłem za nim po krótkiej chwili. Ukradkiem przez szparę w drzwiach widziałem jak próbuję zmyć z siebie to coś. Brał w swoje łapki wodę z klozetu, bo kran najwyraźniej nie działał. Zaaplikowałem na siebie miksturę i wszedłem cicho zamykając po sobie drzwi. Wilczek słysząc dźwięk zamykającego zamka szybko poturlał się do kąta po czym wstał. Na jego twarzy lekko było już widać sierść a z głowy wyrastały uszka.
- Co ty ze mną zrobiłeś! *Rzucił się na mnie z łapkami i próbował mnie poddusić.
-Wilczka furry *Położyłem moje łapki na jego łapkach, które próbowały mnie poddusić* Wyglądasz coraz lepiej *Odpowiedziałem lekko podduszonym głosem*
Nasze ciała coraz szybciej porastało futro. Było coraz bardziej widoczne, a ze spodni wyrosły nam ogon. Zdjąłem jego łapy z mojej szyi i sprowadziłem je do "parteru". Nachyliłem się nad nim i pocałowałem w nosek. Mój obiekt mnie uderzył swoimi nowo wyrośniętymi pazurkami, które przypominały tipsy.
-Jesteś obleśny, zostaw mnie oblechu! *Zaczął krzyczeć*
Jego wrzaski nieco mnie zestresowały. Włożyłem mu instynktownie całą łapę do gardła, by go ucieszyć. Cisza, jaka wtedy panowała była dla mnie ukojeniem. Czułem jak moja cała łapa była mokra i ciepła od śliny kochanka. Wyciągłem ją po chwili, by nie udusić go. Upadł na podłogę. Jego pyszczek był mokry od śliny, która zdążyła się wytworzyć podczas trzymania w nim mojej łapki. Zniżyłem się do niego i podając mu łapę podniosłem go.
-Jesteś piękny jako wilczek furry. Wyglądasz tak bardzo przepysznie. Twoja mamusia i ja bardzo cię kochamy.
Zarumieniony i zakłopotany chłopiec nie śmiało odpowiedział.
-Ja nie wiedziałem... *Nie wiedząc co robić spoglądał na podłogę*
Objąłem go po czym przytuliłem go mocno do siebie. Moją łapkę położyłem na tyle jego głowy i lekko docisnąłem do swojego ciała.
-Nie martw się, ochronie cię *Owinąłem swój ogon o jego ogonek*
Chłopiec ze łzami odepchnął mnie lekko.
-Tak nie może być! Nie chce!
Przerażony chłopiec, kiedy powiedział te słowa zrobiło mi się niesamowicie przykro, wspólne plany o wspólnej przyszłości legły w gruzach. Zrezygnowany otworzyłem drzwi. Okazało się, że szatnia została zamknięta i nie możemy wyjść normalnie.
-Chyba stąd tak prędko nie wyjdziemy *powiedziałem przybitym głosem do mojego towarzysza*
-Tak, a to wszystko twoja wina. Jeszcze wyglądam jak jakiś futrzak! Kiedy to minie!
-Nie wiem, ale dla mnie mógłbyś być dla mnie taki zawsze
-Pff... Daruj sobie.
Wilczek, który już nie był moim wilczkiem rozszarpał swoimi pazurami kraty, a następnie wyszedł przez okno otwierając je. Zostałem w szatni sam. Sam ze swoimi problemami, lękami, kompleksami na punkcie swojego krzywego nosa, jak i nie tylko nosa i myślami samobójczymi. Po chwili rozmyśleń nad własną egzystencją wyszedłem tak samo, jak on. Pozostawił po sobie jedynie ślady łap w ziemi. Kierowały one do pobliskich Kaniemiołomów Królowy Dody. Z obawy na te niebezpieczne tereny postanowiłem pójść za śladami odbitych w ziemi łap. Efekt mikstury zaczynał powoli słabnąć. Idąc przez Lasy Deszczowe Puszczy Kłobuckiej w której było pełno lnian, rzadkich gatunków drzew, piękna i rozmaite rośliny, które były piękne. Ślad nagle się urwał. Nie było dalszych śladów, zmartwiony wziąłem swoją metalową łyżkę do butów, wykopałem fragment ziemi i zalaminowałem ślad na swoim przenośnym laminatorze. Przytuliłem tę ziemię do swojego serduszka, ogrzewało to moje ciało. Płakałam przy drzewie. Postanowiłem wrócić do izby z jedynym śladem - śladem przeszłości, który po sobie pozostawił.
24.09.2019
Minął tydzień po wydarzeniach, które wydarzyły się w tamtym dniu. W szkole czułem, że było jakoś pusto. Ludzie na pobliskim targu przy skwarku pod Geranium rozmawiali o zaginionym chłopakiem, który ostatnio widziany był w okolicach kopalni Dody Elektrody. Czekoladowi, dobrze zbudowani poprzez pracę robotnicy. Którzy wydobywają diamenty widzieli chłopca z fotografii. Wspominali, że był widziany w tych okolicach trzy dni temu. Zawsze lubiłem pod pretekstem zobaczenia zwolnień spojrzeć na niego jak sobie siedzi, rozmawia i radośnie drapie się po uszku Smartfonem. Brakowało mi tej satysfakcji, kiedy koło niego przechodziłem. Siedząc tak rozmyślałem co mogło się z nim stać. Wiele czarnych myśli przychodziło mi do głowy. Może został zabity przez kibiców Nowotwora, a może został postrzelony przez lokalnych myśliwych. Myśli na jego temat mi nie brakowało a wciąż przybywały nowe. Była godzina 11:55. Za pięć minut zaraz się skończy przerwa. Przygnębiony przyszedłem pod salę, w której miały odbyć się lekcje. Przede mną jeszcze trzy godziny lekcji z teorii o drukarce. Mój posępny humor zauważyła moja psiapsi Dana.
-Co się stało kochana *zapytała wesołym głosem*
-Wilczek gdzieś zaginął *powiedziałem głaszcząc trzewika panny*
Dana na wieść o takiej informacji pobladła. Jej humor natychmiastowo się zmienił.
-Coooo?! Jak to?! *zmartwionym, lekko podniesionym głosem wypowiedziała te słowa*
-Tak kochana. Na ulicy do szkoły często można zauważyć plakaty z zaginionym uczniem. Ostatnio zginął również słodki dziadzio wyglądający trochę jak mój stary. Myślę, że obie te zaginięcia są ze sobą powiązane. Postanawiam wykonać prywatne poszukiwania. Czy chciałabyś mi pomóc?
Dana z radością zgodziła się na moją propozycję, lecz pod jednym warunkiem.
-Będziemy musieli się nim podzielić *puszcza oczko do mnie*
-Dobrze, spróbujemy się nim podzielić. Możemy żyć nawet w trójkącie.
-Zaczniemy poszukiwania jeszcze w tym tygodniu. Muszę załadować Stalkmaszynę na korbkę, by zdobyć parę informacji.
-Oczywiście, wierzę w twoje możliwości.
Trzy godziny teorii spiskowych z Wieczorynką nieco mnie uspokoiły a słowa Dany mnie pocieszyły.
Skończyłem zajęcia o 15:45 i ruszyłem na dworzec. Idąc widziałem mnóstwo plakatów z wilczkiem, dziaduniem i kocicą. Kiedy doszedłem na dworzec wszedłem do autokaru, kupiłem bilet i usiadłem na środku autobusu. Kiedy autokar podjechał na mój przystanek okolo godziny 16:50 poszedłem chodnikiem do izby. Kiedy szedłem spotkałem blond piękność w listonoszym mundurku. Powiedziałem jej hejka. Uśmiechnęła się do mnie a ja poszedłem dalej. Kiedy zbliżałem się już do drzwi izby widziałem list skierowany do mnie w mojej skrzynce elektronicznej. Wyciągnąłem go. Przeraziłem się na widok adresata...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top