#4 (Roy x male!reader)

Witajcie moje Kamyczki!

Tak wiem, nie było mnie tu od cholery, za co przepraszam, ale chyba każdy kto siedzi w technikum w ostatniej klasie, starając jeszcze pisać inne ff na swoim koncie, to zrozumie.

Matura i zbliżające się w ferie egzaminy zawodowe to nie przelewki kochani, powie wam to każdy kto poszedł do technikum.

Nie mówiąc już o tym że shot byłby dziesięć minut temu, ale nie Internet z aplikacją postanowili mi zrobić na złość.

Co mogę powiedzieć, moje Kamyczki? Ten shot jest w pewnym sensie prezentem dla was, bo znowu postaram się wrócić minimalnie na shoty, choć nic nie obiecuję, no i przy okazji moją okładka przyszła do tej książki, która mogliście już zauważyć. Dziękować kochanej fogartys-princess, która mimo że nie siedzi w animcach, zgodziła się wykonać dla mnie okładkę. Chuck niech ci wynagrodzi wszystkie trudy z którymi się mierzysz, na pewno Ci pomoże przysyłając Castiela, albo któregoś z braci Winchester czy Salvatore. Wybierz sobie co tam chcesz. Masz w czym wybierać.

Dla tych co nie zauważyli, cała okładka jest jeszcze w mediach, także możecie śmiało podziwiać jej dzieło, jeśli nie zauważyliście go wcześniej.

A tymczasem...

Shot z shipem Roy Mustang x male!reader. Zapraszam serdecznie do czytania!

🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥

Ucieczka spojrzeń i uczuć

Stałem pod drzwiami prowadzącymi do gabinetu pułkownika. Denerwowałem się, z bardzo dużego powodu, a powód był bardzo duży. Ze stresu przygryzałem wręcz do krwi wnętrze policzka, a palce które co rusz wyginałem strzykały co jakiś czas. 

Cholernie się bałem. Bo kto by się nie bał? Jestem doświadczonym żołnierzem, a i tak zostawiłem swojego dowódcę na polu bitwy. Co ze mnie za podwładny?

Jestem niczym więcej, niż tylko jebanym tchórzem.

Ale w tamtym momencie bałem się chociażby sięgnąć za pasek swoich spodni gdzie miałem swój pistolet. Nie potrafiłem normalnie myśleć, gdy zobaczyłem co zrobiła ta kobieta, która nazywała się Lust. Przeraziło mnie to co potrafiła zrobić i do czego była zdolna, i co zrobiła z Havociem i Royem. A ja, schowany wtedy za ścianą mogłem tylko patrzeć. 

Nic nie warty, nawet uciec przed oprawcami nie umiem, a co dopiero ocalić kogoś mi ważnego.

Jednak jestem tu. Po raz ostatni, zanim wyślą mnie w inne miejsce, z dala od moich przyjaciół z oddziału.

Z dala od niego...

Potrząsnąłem głową. O czym ja myślę? Mogłem przewidzieć że to co zrobiliśmy, doprowadzi do tego że ktoś się kiedyś o tym wszystkim dowie. Że ta walka w z tym nieśmiertelnym tłuściochem z pomocą drugiej ożywionej zbroi będzie najgorszą rzeczą, o jaką poprosił mnie kiedykolwiek Mustang. A mimo tego nie protestowałem, bo wiedząc że mamy jako dowódcę Płomiennego Alchemika ufaliśmy że nie spotkają nas za to inne konsekwencje niż nasza śmierć czy rany do końca życia. 

Wiedzieliśmy na co się piszemy. Ale to ja najbardziej ze wszystkich zawaliłem. Na całej linii.

- [Nazwisko]! Sierżancie [Nazwisko]! - odezwał się głęboki głos wielkiego jak tur mężczyzny z blond loczkiem na samym czubku łysej głowy i sumiastym wąsem pod nosem - Przyszedłeś do pułkownika Mustanga po odprawę? Dobrze się czujecie sierżancie?

- Dobrze pana widzieć, majorze Amstrong - odpowiedziałem olbrzymowi niemrawym uśmiechem, zaraz potem znowu zaciskając usta w cienką kreseczkę - Tak, wpadłem tylko po odprawę u niego, a zaraz potem spadam stąd z Fuerym na linię frontu. Chyba zobaczymy się dopiero na gwiazdkę.

- Czyli... to koniec? Nie możemy już nic więcej zrobić? - spytał mnie wąsacz, a mnie w gardle urosła gula, którą starałem się szybko przełknąć. 

- Chyba tak... - mruknąłem cicho, bo na głośniejszy ton nie było mnie stać - No bo co my możemy jeszcze zrobić? Sami nie mamy szans przeciwko sztucznie stworzonym ludziom.

- Jesteście strasznymi pesymistami, sierżancie.

- Chyba realistami - mruknąłem pod nosem - Mustang, on... jak bardzo mnie on nienawidzi, majorze?

Byłoby dziwnie, gdyby mnie nie znienawidził za zostawienie go z Havociem samego z Lust.

- O czym ty mówisz? - spytał się Amstrong zdezorientowany.

- Nieważne... Ja... może już tam wejdę? - Będę miał to przynajmniej z głowy, pomyślałem mimowolnie.

- Sierżancie? - spytał nieśmiało najwyższy znany major w Centrali - Dobrze robicie. Ucieknie od tego co trzeba powiedzieć, nigdy nie jest dobrym wyborem.

Dlaczego mam wrażenie że mówił nie tylko o tym co zrobiłem pod laboratorium, ale też o tym co siedzi we mnie?

Nie odpowiedziałem mu. Po prostu pokiwałem głową, pukajac w brązowe, dębowe drzwi, po czym wszedłem słysząc stlumione "wejść".

Na nogach jak z galarety otworzyłem je, posyłając jeszcze wąsaczowy drobny uśmiech, bo dzięki jego słowom zostałem podniesiony na duchu. Wąsacz zrobił to samo, a wokół jego głowy zamajaczyły gwiazdy gdy salutował. Rozbawiło mnie to minimalnie.

Wchodząc całkowicie do pokoju, zamknąłem cicho za sobą drzwi. Stres który na chwilę się ulotnił, powrócił większy, przez co cały się trzęsłem. Starałem się żeby osoba która bacznie mnie obserwowała zza wielkiego biurka, nie zauważyła tego, ale znając życie on już i tak to zobaczył.

Milcząc jak ryba bez wody, podszedłem do niego, chociaż ciężko mi było na sercu gdy patrzyłem na niego. Miałem wrażenie że jego wzrok patrzy na mnie z największą możliwą nienawiścią na jaką go stać.

Zasłużyłem na tą jego nienawiść. Ale jeśli pozwoli mi przy sobie zostać, mimo tego że teraz nas rozdzielą, to będę przeszczęśliwy, pozwalając mi przy sobie zostać.

- Pułkowniku Mustang... - mruknąłem, stając na baczność i salutując. Nie patrzyłem mu w oczy. Zupełnie jak za pierwszym razem, gdy przenieśli mnie do jego oddziału. Tyle że wtedy miałem na twarzy ogromne rumieńce, a włosy mi zasłaniały oczy.

Zawstydzony młokos, który nawet zwykłym ludziom boi się spojrzeć w oczy. Znowu wraca mimo tego że starał się dotrzymać kroku swoim kolegom i przełożonemu. Tym właśnie jestem.

- Sierżant [Nazwisko]. Witam ponownie - powiedział spokojnie, a ja nadal na niego nie patrzyłem. Za bardzo się bałem, że jeszcze chwila i będę świadkiem jakiegoś tajfunu, pożaru który trawi ogromne lasy czy wielkie miasta - Dobrze się czujecie? Wyglądacie jakbyście mieli zaraz zemdleć.

Mam ochotę zemdleć, bo wiem co zaraz mi powiesz. A powiesz jak bardzo mnie nienawidzisz, i że mam Ci się więcej na oczy nie pokazywać. Mam rację, prawda?

- To tylko stres, pułkowniku. Nie powinien się już mną tak pułkownik przejmować, przecież ja...

- Spójrz na mnie, kiedy do Ciebie mówię - powiedział głośno, a mnie przeszły po ciele ciarki. Ten to głosu... był mroczny,  jakby miał on zmienić się w tysiące małych sztyletów, które miały zranić mnie najdotkliwiej. Zedrzeć skórę z ciała, a potem odbijając od wewnątrz. Tak mrocznego głosu nigdy jeszcze nie użył.

Wachałem się. Nie był już co prawda moim przełożonym, ale nadal był ode mnie wyższy stopniem. Musiałem się go słuchać. Nawet jeśli wydawał mi tak ciężki rozkaz, jakim było spojrzenie na jego osobę, gdy czuło się wstyd za zranienie go.

Ucieczka nigdy nie jest wyborem.

Dziękowałem za tą radę Amstrongowi. Tylko dzięki niej byłem w stanie unieść głowę wysoko, by spojrzeć w czarne jak węgiel tęczówki Roy'a Mustanga.

Węgiel, jak ten który jest spalony przez żywioł który transmutuje. Piękny, bo dla mnie jest on czystym węglem, moim diamentem*.

Nie widziałem w nich jednak złości czy płomieni które pewnie widzieli jego wrogowie przed śmiercią. Zamiast tego, był w nich niemy wyrzut, smutek i nostalgia. Tego ostatniego najmniej spodziewałem się tutaj ujrzeć.

- [Imię]... dlaczego? - spytał cicho, podchodząc do mnie gdy wstał od biurka. Patrzył na mnie z góry, a mnie jeszcze ciężej się na niego patrzyła. Zwłaszcza że moje oczy zaszły mgłą łez, które mogły w każdej chwili polecieć po twarzy - Dlaczego tego dnia, Cię nie było? Czemu... czemu mnie wtedy zostawiłeś? Powiedz mi.

Będąc pod presją, człowiek dopuszcza się na prawdę głupich rzeczy. Ze mną nie było inaczej.

Mając dość tłumienia, trzymania tego wszystkiego w sobie, popchnąłem go na biurko. Upadł na nie z cichym stęknięciem, a potem gwałtownie nabrał powietrza, gdy para warg, jego i moją połączyły się w pocałunku.

Pocałunku, przepełnionym uczuciami które chowałem przez cały czas, od momentu w którym go poznałem. Wygłodniałym, bo na siłę wdarłem się językiem do jego ust, pogłębiając go niemal w tym samym momencie, w którym zacząłem go całować. Pełnym bólu, bo przez moje tchórzostwo nie potrafiłem uratować życia Jeana który leży sparaliżowany w szpitalu, a jego przed Homunculusem zadający mu ogromną ranę. Bólu, bo nigdy już nie będę w stanie posmakować tych ust, zażartować sobie razem z nim z jakichś głupich momentów ze Stalowym, czy posłuchać jak się śmieje. Bólu, bo to jednostronne...

I nagle, ni z tego i owego, poczułem jak mimo wszystko usta które były przeze mnie całowane, odwzajemniają tym samym co ja dawałem, zęby przygryzały wargi a języki walczyły o dominację nad drugą osobą.

Czy on wie że mąci mi w głowie jeszcze bardziej niż przedtem?

Odsunąłem się, czując że i mnie i jemu zaczyna brakować powietrza. Spojrzałem w oczy, od których spojrzenia zazwyczaj uciekałem, z pewnością w swoich tęczówkach.

Płonęły one, niczym rożrzarzone węgle.

🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
*diament to czysty węgiel, zostało to udowodnione przez spalenie go przez światło słoneczne przechodzące przez soczewkę, gdzie pod szklanym kloszem znajdował się diament.

No i jak wam się podoba? Trochu smutny shot, co?

Przepraszam, ale tak mi po głowie chodziła scena z jednej fanowskiej animacji z SNK, konkretniej z Rivamiki, gdzie właśnie Mikasa popycha Levi'a na krzesło i to całuje. Tak mi się spodobała ona, że aż musiałam z nią zrobić shota.

Niestesty, nie pokażę wam jej, bo jest ona z instgrama, więc no.

Apropo SNK, kto obejrzał już trzy odcinki nowego sezonu? Jak wam się podoba?

Powiem tak, ja zaczęłam fangirlować jak pojebana gdy zobaczyłam Zeke'a na ekranie, tak samo Reinera i Colta. I jeszcze ten Janek z zasłonietą twarzą, nwnsbsbsns *kapitan spada z krzesła, krwawiąc z nosa*

*po chwili wstaje, wycierajac nos chusteczkami* Nic mi nie jest, ze mną wszystko ok.

Mam nadzieję że taka forma prezentu świątecznego wam się spodobała, mimo czekania na to trzy miechy.

Rozdział dla Zwiadowca7979, mam nadzieję że pomimo tak długiego okresu czekania jesteś zadowolna i że spełniłam twoje oczekiwania.

Gwiazdka?
Komentarz
Zawsze mile widziane!

Kapitan się z wami żegna, życzę wam przy okazji zdrowych(to w szczególności) świąt, smacznych pierogów, barszczu z uszkami, ryby, prezentów o których marzycie, no i nowych zajebistych odcinków z anime! Myjcie rączki, noście maski i uważajcie na siebie! Ahoj, kamraci!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top