#1 (Roy x Riza)

Nie cierpią oczy, lecz dusza

- Nie mogę Cię kochać, pułkowniku.

Te cztery słowa namiętnie chodziły po głowie młodemu pulkownikowi, który siedział teraz w fotelu, wyglądając przez okno ze swojego mieszkania. Właściwie to tylko wyglądało jakby się patrzył przez okno, jednak czarne tęczówki które wydawały się niemal szare, nie patrzyły w nic.

One nie mogły patrzeć w coś, czego kompletnie nie widziały. A jedyne co było przed nim, to ciemność.

Jednak nie wiedział czy bardziej to w tamtym momencie nie bolało to że nie widział jej twarzy gdy to mówiła, czy jego dusza która nie mogła być przy niej.

- Wojsko to nie miejsce na miłość. Powinieneś o tym wiedzieć.

Wiedział że miała rację. Zawsze ją miała. Przecież zawsze była jego głosem rozsądku, potrafiła powiedzieć mu najgorsza prawdę, nawet jeśli cierpiała na tym jego duma.

- Gdy jesteś mokry, stajesz się bezużyteczny. Proszę Cię, żebyś się nie wychylał.

Chyba za to właśnie poczuł do niej coś, czym nie obdarzył żadną zaznajomioną mu kobietę z którą flirtował. Nigdy go w niczym nie okłamała.

On kłamał tylko wtedy gdy wymagała tego sytuacja. Chociaż nie wiedział czy przez kilka ostatnich lat nie skłamał tak dużo, że jego poziom sięgnął perfekcyjnego okłamywania samego siebie.

No bo jak mógł sam sobie po prostu wmawiać, że ona kiedykolwiek spojrzy na niego inaczej niż na przyjaciela, towarzysza broni, osobę którą musi chronić.

- Dlatego że mam osobę, która muszę chronić.

Wszystko doskonale słyszał, jak mówiła to młodej Winry Rockbell, przy pierwszym spotkaniu w Resembol po nie udanej transmutacji Erliców. Siłą woli się wtedy powstrzymywał, żeby się nie uśmiechnąć jak idiota przy nich, bo wyszedłby na chorego psychicznie. Zimna maska która wtedy gościła na jego twarzy nie zniknęła, do momentu w którym wsiedli do samochodu. Dopiero wtedy lekko się uśmiechnął.

Siedząc tak teraz przy oknie, przypomniał sobie o pewniej, małej irytującej wszy, która gdyby tylko mogła się tu pojawić, to wyważyłaby drzwi, wzięła książkę i z całej siły przywaliłaby mu nia w głowę, o ile nie zrobiłaby tego swoją własną ręką, wzywając od "Zidiociałej Zapałki" albo "Skończonego Idioty".

Albo jeszcze innej osoby. Takiej, która jak tylko by tu wpadła, zaczęła by opowiadać o własnej córeczce jaka to ona nie jest wspaniała. Jednak z pewnością przyniosłaby coś mocnego do picia(mimo że Royowi zabroniono się upijać), i szczerze, bez przerywania mu, wysłuchał by co też Mustang ma do powiedzenia.

Tak, ewidentnie brakowało mu Stalowego i Maesa. Z tą dwójką przynajmniej nigdy nie było tutaj nudno. A teraz jeden z nich był w swoim rodzinnym mieście, a drugiego mógł odwiedzać tylko na cmentarzu.

Jaki ten świat okrutny...

Przydałby mu się teraz kompan do picia. Już nawet sama butelka wódki by wystarczyła, albo wiskey. Przynajmniej mniej by bolało. Na chwilę, ale jednak.

Westchnął, łapiąc się za nasadę u nosa. Ewidentnie zaczynał już dziadzieć przed trzydziestką.

***

- Że co do jasnej cholery powiedziałaś?!

Krzyk ciemnowlosej kobiety rozniósł się po sali w jednej z kafeterii, zwracając na siebie uwagę niektórych osób. Jej towarzyszka, blondynka o brązowych oczach, patrzyła na nią zażenowana jej zachowaniem.

- Rebecca, opanuj się błagam. Straszysz mi psa...

- Było to ze sobą nie brać! Może przynajmniej będzie wiedział że jego właścicielka jest głupia blondynką, która ma uprzedzenia co do związków w wojsku!

Biedne kelnerki, ktore miały nieszczęście przechodzić koło rozkrzyczanej kobiety posypały współczujace spojrzenie Hawkeye. Ta odpowiadała natomiast przepraszajaco oczami, besztając siebie w myślach za to że wzięła swoją przyjaciółkę z południa na kawę do publicznego miejsca, a nie do siebie do mieszkania. Przynajmniej uniknęła by tej niezręcznej sytuacji.

- Jak można być takim głupim? Żeby odrzucić czyjeś względy i uczucia, tylko dlatego że strach przed plotkami okazał się większy mimo tych samych uczuć...

- Nie zrobiłam tego w strachu przed plotkami - odpowiedziała jej spokojnie, gdy ta już siedząc wachlowala się serwerami które pełniły funkcję ozdoby na ich stoliku. Wyglądało to zabawnie, gdy po ataku wściekłości, cała czerwona uzupełniała dopływ tlenu, jednak teraz się nie śmiała - Zrobiłam to dla nas.

- CO?! - ponownie wrzasnęła kobieta, omal nie uderzając dłonią młodej kelnerki która niosła zamówienie do stolika za nimi - Proszę o wybaczenie.

-W porządku, nic się nie stało... - powiedziała cichutko dziewczyna, łapiąc równowagę i nie przywracając się razem tacą pełna filiżanek - Ale proszę pani... niech pani tak nie przeżywa życia miłosnego swojej przyjaciółki. Koleżanki aż boją się do was podejść.

- Spokojnie. Dopijemy i już nas tu nie ma - powiedziała Riza uspokajając wystraszoną dziewczynę która pokiwała z uśmiechem głową i podeszła do stolika gdzie miała zanieść zamówienie.

- Poszła. A teraz łaskawie mi wyjaśnij - powiedziała, nachylajac się do blondynki, niemal się kładąc na stoliku - Co do cholery ma znaczyć, że nakłamałaś mu dla Was obojga?

Blondynka zamilkła, zastanawiając się jak dobrze dobrać słowa. Chociaż samo wytłumaczenie brzmiało już idiotycznie, i nawet ona zastanawiała się jak mogła coś takiego wymyśleć.

Ale stało się. I teraz nie mogła tego naprawić, bo było za późno. Za późno, żeby przyznać się do błędu.

- Okłamałam go, że go nie kocham... bo nie chciałam żeby któreś z nas czuło ból po ewentualnej stracie któregoś z nas - powiedziała po dłuższej chwili ciszy, coraz bardziej mnąc w dłoni koszulę w miejscu gdzie pod warstwą ubrania, skóry i kości było jej serce. Serce, które z każdym wypowiedzianym słowem bolało i krwawiło coraz bardziej - Chciałam go chronić przed tym, zanim sama odejdę.

Ciemnowłosą zmroziło, a szczeniak o czarnej sierści który siedział na kolanach swojej pani przytulił się do piersi swojej pani, cicho skomląc. Zwierzątko wyczuł już dawno że z jego panią dzieje się coś złego, ale dopiero teraz postanowił się do niej przytulić.

- Riza, czy Ty...

- Tak Rebecca - powiedziała smutno, czując zbierające się w oczach łzy - Jestem nieuleczalnie chora.

Dźwięk tłuczonej filiżanki rozległ się koło nich, a słona łza spłynęła po bladym policzku, gdy brązowe oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.

***

Teraz nie wiedział co miał myśleć Fuery po usłyszeniu takich rewelacji. Jedyne o czym myślał, to o tym żeby najszybciej jak tylko się da, pobiec do mieszkania jego przełożonego i powiadomić go o tym czego się dowiedział. Przecież w głównej mierze dotyczyło to jego!

Nadal nie mógł pojąć tego, co usłyszał. Albo może inaczej, pojmował co usłyszał, jednak w żaden sposób nie umiał przyjąć tego do wiadomości. Tak, to pasowało już o wiele bardziej.

Riza Hawkeye, najlepszy możliwy strzelec z jego oddziału, głos rozsądku jego dowódcy, oraz oaza spokoju całej grupy jest... chora?

To było nierealne! Tak nierealne jak to... że Edward Erlic się nie wscieknie za nazwanie go niskim!

Dlatego teraz biegł, jakby atakowali północną część państwa Amestris. Teraz była to sprawa życia i śmierci. I musiał o tym jak najszybciej powiedzieć najważniejszej w tym wszystkim osobie.

Poczuł szarpnięcie za kołnierz, a po chwili został przygwożdżony do ceglane ściany jakiegoś budynku. Blondynka która go złapała, patrzyła teraz na niego ze strachem, szokiem i smutkiem zamkniętym w brązowych oczach. Jemu momentalnie głos się zcisnął. Widzieć ją w takim stanie mu się nigdy nie zdarzyło, więc sam był w szoku widząc ją w takim stanie.

- Nawet nie próbuj mu cokolwiek powiedzieć...

- Ale poruczniku... on musi wiedzieć! Jeśli dowie się po fakcie będzie bardziej zraniony gdy pani mu powiedziała że to nie kocha!

- On nie może wiedzieć! Rozumiesz, nie może! - krzyczała na niego, robiąc coraz to częściej łzy spływające jej po twarzy. Ostatni raz, kiedy tak płakała, było wtedy, gdy Lust próbowała ją złamać przez rzekomą śmierć Mustanga w podziemiach pod jednym z laboratoriów - Będzie jeszcze bardziej cierpiał, bo się bardziej do mnie przywiąże.

Stała teraz przed jednym ze swoich kolegów z oddziału. Płakała, bo to wszystko tak strasznie ją przerastało. A ona nie umiała sobie z tym poradzić, a proszenie kogoś o pomoc z tym wszystkim uważała za zbędne. A teraz jedna osoba za dużo wiedziała, a ona nie wiedziała jak sobie z tym poradzić.

- Nic mu nie powiesz. Ani słowa z tego co dzisiaj słyszałeś.

- Ale...

- Fuery... proszę - patrzyła na niego tak prosząco i z bólem, że jego samego aż coś zabolało. Nie wiedział jak miał odmówić.

- Ja... dobrze - po tych słowach uśmiechnęła się przez łzy, po czym przytulił to. Natomiast on, smutny przez to że musi ją oszukać, odwzajemnił go. Kładąc na jej plecach dłoń z palcami wskazujacym i środkowym splatanymi w uścisku*.

- Przepraszam Rizo...

🔥💧🔥💧🔥💧🔥💧🔥💧🔥💧🔥

*chyba nie muszę mówić co oznaczają te dwa palce skrzyżowanie za plecami, gdy się coś obiecuje? Ale dla niewtajemniczonych, oznacza to że się tajemnicy nie dotrzyma.

Dzień dobry moje Kamyczki(pomysł na nazwę powstał od Mia_Kamiya-Sawyer, za co dziękuję!)! Jak wam się podobało?*mówi, trzymając woreczek z lodem na głowie*

Sorki za kilku tygodniowe opóźnienie, ale zaczęła się szkoła, a dodatkowo zaliczyłam jeszcze egzamin ustny z dodatkowego angielskiego do maturki, a jeszcze się w tym tygodniu pochorowałam.

Ale spokojnie kochani, już czuje się lepiej. Postaram się jeszcze napisać coś w tym tygodniu.

A ten woreczek z lodem to od tego, że napisałam w scenariuszu mały Ed *krzyczy przez obrewanie kluczem Winry*

Edward: NIE JESTEM NISKI DO JASNEJ CHOLERY!!!

Kapitan: NIE BIJ MNIE DO JASNEJ CHOLERY*mroczna aura jak u Izumi albo Miry Amstrong*

Edward:*zaczyna się trząść*

Kapitan:*wraca do normalnego stanu* Przepraszam, czasami za bardzo tego używam.

Rozdział dla Wyprana_Kaczka, Pinky_PrincessXDD i misiaqza, mam nadzieję że jesteście zadowolone i że spełniła wasze oczekiwania.

Gwiazdka?
Komentarz?
Zawsze mile widziane!

Kapitan się odmeldowuje, i leci pisać kolejny rozdział albo oglądać serial. Ahoj moi kamraci!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top