twenty-one
Cierpienie.
Samotność.
Niemożliwy ból w sercu.
Luke pragnął krzyczeć, rozbijać każdą szklaną rzecz która znajdowała się blisko niego. Chciał nieść destrukcję, jakby ta miała złagodzić jego zranione serce, jednak nic nie było w stanie go wyleczyć. Nic prócz obecności zielonowłosego chłopaka, który w końcu się poddał.
Od tamtej nocy, minęły dwa dni. Szare i smutne dni, takie jak przed pojawieniem się Michaela w życiu Luke'a.
Prawdą było iż przy nim nie raz odczuwał smutek, jednak był to zupełnie inny rodzaj.
Przyglądając się jego załzawionym oczom czy zakrwawionym palcom, pragnął mu pomóc. Jego serce rozrywało się na strzępy, lecz był blisko niego.
Teraz nie miał nic, kompletni nic. Nie potrafił tak bezczynnie siedzieć i po prostu pogodzić się z tą stratą.
***
Tym razem stał przed samym budynkiem zakładu psychiatrycznego. Ostatni razy widział go tylko przez gęste krzaki w których się krył.
Szpital przyprawiał o dreszcze samym wyglądem. Biały z zewnątrz, z licznymi pęknięciami. Wyglądał jakby zaraz miał runąć.
Blondyn powoli wszedł do środka. Ponuro, bez życia. Każdy pracownik wyglądał na zmęczonego i nieszczęśliwego. Pacjenci dużo się nie różnili, tylko pojedyncze jednostki zachowywały się dość głośno i gwałtownie.
Luke stanął w miejscu, przełykając z trudem ślinę. Odczuwał mdłości. Na plecach pojawiał się gorący pot. Ciało odmawiał mu posłuszeństwa aż o mało nie runęło na zimne kafle.
-Przepraszam, mogę w czymś pomóc? -przed nim pojawiła się dość niska dziewczyna. Gdy tylko ujrzała jego nieciekawy stan, chwyciła go za ramię, starając się aby nie upadł. -Proszę usiąść, zaraz przyniosę wody -powiedziała cichutko, doprowadzając go do krzesełka, na którym od razu zasiadł.
Czuł się lekko zaskoczony, pojawieniem się dziewczyny. Jako jedyna nie przypominała żywego trupa, tylko normalną, pomocną osobę. Miała na sobie biały fartuch co wskazywał na to iż była pielęgniarką. Niedługo ponownie pojawiła się przed blondynem, wręczając mu plastikowy kubeczek, pełen krystalicznej cieczy. -Jeśli nie przejdzie, możesz położyć się w moim gabinecie, to żaden problem -wzruszyła ramionami, chowając dłonie do kieszeni fartucha. -Mam nadzieję że nie zabrzmiało to zbyt dziwnie, ja tylko pomagam innym, chyba jako jedyna w całym zakładzie... -westchnęła, siadając obok niego.
Chłopak popatrzył pytająco, zauważając ciemne wory pod jej oczami. Wyglądała bardzo niezdrowo, lecz po mimo tego, potrafiła się uśmiechnąć, nie jak reszta pracowników.
-Ten zakład to jedno wielkie bagno, pragnę stąd uciec jednak moja sytuacja finansowa na razie mi na to nie pozwala, a znalezienie innej pracy wcale nie będzie takie łatwe -Luke w stu procentach mógł zgodzić się z jej słowami, choć widział tylko to co działo się z zewnątrz.
Wszyscy byli przerażający, a mowa wcale nie jest tu o pacjentach.
-Zapewne przyszedłeś kogoś odwiedzić -otrząsnęła się chwilowo, a na jej ustach zawitał drobny uśmiech.
-Ach, tak -pokiwał głową, przecierając swoje oczy. -Parę dni temu został umieszczony tutaj Michael Clifford - po tych słowach, pielęgniarka wcale nie zrobiła przerażonej czy obrzydzonej miny jak to inni mieli w zwyczaju. Wręcz przeciwnie.
-Tak, aż niesamowite iż oddał się dobrowolnie w ich sidła po tym jak udało mu się uciec -dziewczyna założyła za swe ucho, pasmo blond włosów, spoglądając na Luke'a. -Michael jest jednym z niewielu pacjentów, z którymi tak dobrze się dogaduję. Nienawidzę tych negatywnych komentarzy kierowanych w jego stronę, to bardzo dobry chłopak lecz ciągnie za sobą złą przeszłość -to prawda i Luke bardzo dobrze o tym wiedział. Dowiedział się o wydarzeniach które zniszczyły Michaela.
-Dlaczego inni tak go nienawidzą? -zapytał smutno, nie rozumiejąc tylu rzeczy. Całego zła tkwiących w innych ludziach.
-Niektórzy żyją stereotypami, zabił psa, usiłował to samo zrobić z ojcem - zły, nic nie warty śmieć. Niektórym nie chce się ujrzeć tej prawdziwej strony. Nie wierzą w dobrych ludzi, którzy urodzili się z trochę inną psychiką -dziewczyna znów posmutniała, gdy tylko zaczęła o tym mówić. -To ja nie upilnowałam Michaela, to przeze mnie uciekł -Luke rozchylił delikatnie usta, przyglądając jej się niedowierzająco. -Zrobiłam to celowo, oczywiście nieźle mi się oberwało, ale chciałam dla niego dobrze... Powiedz, czy był przynajmniej przez chwilę szczęśliwy? -zapytała, przypatrując mu się wyczekująco. Luke sam nie wiedział jak było. Czy zdołał go uszczęśliwić. -Jeśli czujesz się zaskoczony, potrafię odróżnić dobrych ludzi od tych złych i ty z pewnością należysz do tej pierwszej grupy. Dobrze patrzy Ci się z oczu, a Michael długo nie wytrzymałby w towarzystwie kogoś złego.
-Ale uciekł... -znów to potworne uczucie opanowało jego serce.
-Odkąd trafił tu po raz drugi, miałam okazję z nim rozmawiać i mogę Cię zapewnić że to nie z twojej winy. Michael chciał Cię chronić tak ja ty jego, a nawet bardziej -niebieskie czy powoli zaczęły wypełniać się łzami. Nie potrafił pojąć jak bardzo silne był jego uczucia względem tego człowieka.
Luke rozpłakał się niczym małe dziecko, mając przy sobie wsparcie blondwłosej dziewczyny. -Będzie dobrze, postaram się abyś się z nim zobaczył -szepnęła, pocierając delikatnie jego plecy. Luke od razu spojrzał na blondynkę, wzrokiem pełnym nadziei. -Poczekaj tu -rzuciła biegnąc wzdłuż korytarza.
Miał spotkać się ponownie z Michaelem. Po tym wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top